To nie jest "kolejny szybki SUV". Sam byłem w szoku, jak ludzie gapią się na to auto

Łukasz Grzegorczyk
To była jedna z moich motoryzacyjnych zachcianek, na którą od lat po cichu liczyłem. Tylko w życiu nie pomyślałbym, że pierwszy Aston Martin, do którego dostanę kluczyki, będzie wielkim SUV-em. DBX pachnie brytyjskim kunsztem i wyzwala za kierownicą same najlepsze emocje. Na parę drobiazgów można jednak pokręcić nosem.
Aston Martin to luksusowy SUV i sprzedażowy hit marki. Sprawdziliśmy, jak jeździ się nim na co dzień. Fot. naTemat
Pamiętacie głosy oburzonych, kiedy Porsche pokazało model Cayenne? Wielu przecierało oczy ze zdumienia i pytało: komu to potrzebne? Dziś Cayenne czy Macan to najchętniej wybierane propozycje z oferty i nikogo to już nie dziwi. A inni musieli pójść tym tropem. Lamborghini ma Urusa, Bentley kusi Bentaygą, a bardziej przyziemnie – Audi ma swoje wielkie RS Q8.

W tej gonitwie Aston Martin długo nie miał nic do powiedzenia. Po cichu mówiło się o SUV-ie już w 2015 r., ale pierwsza koncepcja potem i tak wylądowała w koszu. DBX zaprojektowano od początku, a oficjalnie Aston Martin pokazał go w listopadzie 2019 r. Mieli przy tym sporo szczęścia, bo jeszcze kilka miesięcy do przodu i premierę zapewne skreśliłaby pandemia COVID-19.
Fot. naTemat
Teraz los uśmiechnął się do mnie, bo brytyjska marka powróciła do naszego kraju po prawie dwóch latach nieobecności. Tym samym dostałem szansę, by na weekend postawić Aston Martina w swoim garażu.

Aston Martin DBX – pierwsze wrażenie

Trzeba być totalnym ignorantem, by nie zwrócić uwagi na DBX-a. Najnowsze SUV-y premium wyglądają agresywnie, a te w wersji coupé mają więcej sportowego ducha. W Aston Martinie zadziałał przyjemny balans między elegancją a zadziornością. I mam wrażenie, że ten samochód ma szansę spodobać się każdemu.
Fot. naTemat
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielki grill, a także 22-calowe obręcze kół. Wysuwane klamki dodają z kolei trochę minimalizmu. Najbardziej kontrowersyjny wydaje się tył auta, który ewidentnie nawiązuje do modelu Vantage, ale miałem co do niego mieszane uczucia. Charakterystyczna linia świateł i "lotka" na klapie bagażnika to dyskusyjne wstawki, ale kiedy już się z nimi opatrzyłem, uznałem, że to wszystko zgrywa się z całością. Jedno jest pewne – długi na ponad 5 metrów DBX z zewnątrz trochę przytłacza swoimi rozmiarami, ale przez to jest bardzo efektowny.
Fot. naTemat
Fot. naTemat

Aston Martin DBX – wnętrze


Konstruktorzy na samym początku uznali, że DBX musi mieć własną płytę podłogową. A to dało pole do popisu, jeśli chodzi o wykorzystanie przestrzeni. W środku trudno narzekać na brak miejsca, ale pierwsze, co rzuca się w oczy po otwarciu drzwi, to… skórzany świat. Niemal każdy zakamarek w tym aucie jest "miękki", a jeśli nie dało się czegoś obszyć skórą, wykorzystano inne materiały z górnej półki.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Wirtualny kokpit przed oczami kierowcy nie jest może tak rozbudowany, jak choćby w Porsche, ale pozwala czytelnie dopasować wyświetlanie podstawowych danych. Duży ukłon w stronę konstruktorów, że nie zdecydowano się wyłącznie na cyfrowe rozwiązania. W DBX znajdziecie sporo przycisków, co zawsze mi się podobało.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Aston Martin cały system multimedialny zapożyczył od Mercedesa i niestety nie jest to najnowsza wersja MBUX-a. W efekcie mamy centralny wyświetlacz, który obsługujemy wyłącznie za pomocą średnio wygodnej konsoli. Aż się prosiło, by ten ekran był dotykowy, najlepiej z technologią haptyczną. Za każdym razem, kiedy łączyłem telefon przez Apple CarPlay, musiałem pokrętłem przełączać się między funkcjami. Da się do tego przyzwyczaić, tylko po co się męczyć? Odruchowo próbowałem palcować ekran, co widać po odciskach, które zostawiłem.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
Doczepię się jeszcze do obsługi skrzyni biegów. Drążek albo jakiś przełącznik? Nic z tego, w "Astonie" to cztery przyciski, które powędrowały nad centralny ekran. Pozornie nieszkodliwe rozwiązanie okazało się trochę niewygodne. Szczególnie na parkingu, kiedy co chwilę trzeba się wychylić i wcisnąć guzik, by zmienić kierunek jazdy. Na plus dopiszę jednak wielkie metalowe łopatki przy kierownicy.
Fot. naTemat
Żeby skończyć marudzenie dodam tylko, że moje testowe auto miało niecałe 15 tys. km przebiegu. To świeży egzemplarz, który powinien jeszcze pachnieć nowością, a na szczycie kierownicy zauważyłem przetartą skórę. Gdybym wyłożył ponad milion za DBX-a (tak, mniej więcej tyle kosztowała moja testowa wersja) i zobaczył coś takiego w swoim aucie, delikatnie mówiąc wkurzyłbym się. A przede wszystkim pomyślałbym, że ktoś próbował mnie oszukać.
Fot. naTemat
Nie zamierzam się jednak dłużej pastwić nad wnętrzem DBX-a, bo ogólne wrażenie było naprawdę pozytywne. To jeden z tych samochodów, którym mógłbym przejechać przez Polskę na minimalnym zmęczeniu, a do tego bardzo komfortowo. No i oczywiście z całą rodziną, bo z tyłu znalazły się trzy pełnoprawne miejsca dla pasażerów. 632 l przestrzeni w bagażniku to też dobra opcja nawet na dłuższy wyjazd. Znalazła się w nim nawet firmowa parasolka.
Fot. naTemat
Fot. naTemat

Aston Martin DBX – jazda i osiągi


A teraz parę liczb. DBX to drogowy potwór z parametrami, których w codziennym użytkowaniu nie macie szans wykorzystać. Taki już jednak charakter nowoczesnych SUV-ów, że mają być wielkie, ale i piekielnie mocne. Aston Martin nie uznał w tej kwestii półśrodków, dlatego pod maską ich pierwszego tego typu auta znalazło się 4-litrowe, podwójnie doładowane V8 o mocy 550 KM i 700 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Te liczby nie mają nic wspólnego z rozsądkiem.
Fot. naTemat
Fot. naTemat
DBX do setki przyspiesza w 4,5 sekundy, a biorąc pod uwagę, że waży prawie 2,3 tony, mamy do czynienia… wyścigowym słoniem. Mocy pod maską mamy jednak tyle, że w żaden sposób nie da się odczuć sporej masy. Aston Martin wgniata w fotel niezależenie od trybu jazdy, jaki wybierzemy. Od pierwszej chwili kusiła mnie rzecz jasna opcja "Sport". Najbardziej agresywnego "Sport+" nie włączyłem, ponieważ wyłącza on kontrolę trakcji, a jeździłem w typowo styczniowych warunkach. Poza tym w miejskich warunkach nie miałoby to żadnego sensu.
Fot. naTemat
Osiągi DBX-a są imponujące, ale wyróżnia go także dźwięk. Już samo odpalenie uśpionego pod maską V8 budzi emocje. Każde naciśnięcie gazu to już z kolei ciarki na plecach i świadome zwracanie na siebie uwagi. Posłuchajcie, jak to wypadło na postoju.
Myślałem, że Aston Martin nie będzie tak bardzo rzucał się w oczy. Oczywiście jego design wybija się ponad to, co statystycznie zobaczycie na polskich ulicach, ale nie sądziłem, że zadziała jak magnes na gapiów. Mam wrażenie, że wszyscy napatrzyliśmy się już na wielkie "zabawki" od Porsche czy BMW. Ich widok jest u nas czymś oczywistym. Z kolei Aston Martin to taki szlachetny kamyczek wrzucony do ogródka. Nawet motoryzacyjny laik szybko wyłowi go z tłumu.
Fot. naTemat
W czasie testu jeździłem po Warszawie, z krótkim epizodem na ekspresówce. W takim użytkowaniu o dziwo nie przeszkadzały mi rozmiary DBX-a, nawet w ciasnych uliczkach. To zwrotne i świetnie zawieszone auto, a przyczepić mógłbym się chyba tylko do tego, że zabrakło skrętnej tylnej osi. Przydałaby się do manewrowania na parkingach, żeby życie na co dzień z tym "Astonem" było jeszcze przyjemniejsze.
Fot. naTemat
Nie wiem, czy w przypadku Aston Martina wypada pisać o spalaniu, ale przy oddawaniu samochodu zerknąłem jeszcze, co wyszło z mojego weekendowego szaleństwa. Licznik wskazał 20 litrów, przy czym to wartość zliczona z momentów bardzo dynamicznej, jak i spokojnej jazdy. W mieście dałoby się pewnie zejść o jakieś dwa litry, a w trasie może pięć. Musiałbym wystawić DBX-a na dłuższą próbę, by dokładniej to sprawdzić.


Wypuszczenie na rynek pierwszego SUV-a było dla Brytyjczyków nieuniknione, żeby finansowo wyjść na prostą. DBX okazał się strzałem w dziesiątkę, bo szybko wylądował na szczycie sprzedażowej listy marki. I trzeba pamiętać, że ma ostrą konkurencję. Audi RS Q8 czy BMW X6 M są jeszcze mocniejsze, a setkę robią poniżej 4 sekund. A Lamborghini Urus? To też kusząca, chociaż i najdroższa opcja z naszej listy.
Fot. naTemat
To był mój pierwszy raz z Aston Martinem. Kojarzył mi się ze światem niedostępnym dla zwykłych śmiertelników no i z Jamesem Bondem. Zabrzmi to może trochę pogardliwie, ale ten samochód jest dla ludzi, którzy chodzą czasem z głową w chmurach, nie znoszą przeciętności, a przede wszystkim powtarzalności. Dla chcących jeździć czymś totalnie nieoczywistym. Taka przyjemność w tym przypadku kosztuje nieco ponad milion złotych.

Aston Martin DBX na plus i minus:

+ Widać, że design dopracowano w każdym detalu
+ Kosmiczne osiągi, jak na SUV-a
+ Dźwięk spod maski i z tyłu
+ Niepodrabialny charakter "Astona"
+ Bardzo komfortowe zawieszenie
- Dyskusyjna jakość skóry
- Przestarzała obsługa multimediów

Fot. naTemat
Fot. naTemat
Czytaj także: Najdziwniejszy, ale najbardziej efektowny. Ten Rolls-Royce to nie jest auto dla introwertyków