Kochasz Nowy Jork, śnieżyce i thrillery, które naprawdę mrożą krew w żyłach? Oto "Miasto okien"

redakcja naTemat
Parafrazując Alfreda Hitchcocka: naprawdę dobry kryminał powinien zaczynać się od zabójczego strzału, oddanego przez tajemniczego snajpera na Manhattanie, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Skończyłem właśnie czytać powieść Roberta Pobiego i choć za moim oknem widzę Warszawę, unurzaną w szaroburej polskiej zimie, duchem wciąż jestem w Nowym Jorku – zmagającym się zarówno ze śnieżycą stulecia, jak i tajemniczym psychopatą, który zaczął właśnie terroryzować miasto.
Fot. Mike Kononov// Unsplash
Co o nim wiadomo? Otóż jest świetnie wyszkolonym strzelcem wyborowym, który z nieprawdopodobną wręcz precyzją atakuje znikąd, pozbawiając życia kolejnych mieszkańców Wielkiego Jabłka… i to właściwie wszystko.

Nieznane są jego motywy, policja nie jest w stanie przewidzieć ani tego, gdzie zaatakuje ponownie, ani czyja krew wsiąknie w śnieg zalegający na chodnikach, gdyż dobór ofiar wydaje się całkowicie przypadkowy. Trudno nawet o jakiekolwiek dowody na miejscach przestępstw, gdyż wszelakie ślady zostają w mgnieniu oka zatarte przez zawieję śnieżną.
"Miasto okien" – fragment książki

Żeby stwierdzić, skąd strzelał, potrzebujemy danych, których zwyczajnie nie mamy. Nie możemy określić trajektorii lotu kuli, bo nie wiemy, skąd padł strzał. Nie ustalimy jej też na podstawie uszkodzeń zwłok, bo kula rozpruła mu głowę. Nie mamy na czym pracować. Różne pociski różnie się zachowują, niektóre nawet odskakują w tył, jeśli wierzyć ustaleniom komisji Warrena.


To moment, w którym na scenie pojawia się on: Lucas Page, były oficer śledczy FBI, który odszedł ze służby po latach wypełnionych zarówno spektakularnymi sukcesami, jak i mnóstwem bólu. Dziś ten człowiek, okaleczony zarówno psychicznie, jak i cieleśnie, wiedzie życie spokojne i bezpieczne – z tytułem doktora astrofizyki na dyplomie związał się z Uniwersytetem Columbia, na którym prowadzi seminarium "Teoria symulacji i kosmos".
Mat. prasowe
Jednak teraz, w sytuacji przerastającej organy ścigania, ów geniusz w zakresie m. in. balistyki, musi wyjść ze strefy komfortu i wspomóc byłych kolegów z Federalnego Biura Śledczego.

Zwłaszcza, że jedna z ofiar to jego były partner ze służby. Lecz to jeszcze nie wszystko: coraz więcej wskazuje na to, iż na celowniku mordercy znaleźli się nie tylko przypadkowi nowojorczycy, lecz także rodzina Page'a.

W ten sposób rozpoczyna się gra o absolutnie najwyższą stawkę. Gra pełna z pozoru niemożliwych do rozwiązania tajemnic, fałszywych tropów, mozolnego zestawiania elementów bardzo złożonej układanki, zaskakujących zwrotów akcji oraz napięcia, które towarzyszy czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony tej lektury.
"Miasto okien" – fragment książki

Na blacie obok leżała sterta dokumentów. Gdyby zapomnieć o pustej retoryce ostatnich trzydziestu lat i skupić się na faktach, FBI w miesiąc zużywało więcej papieru niż w osiem lat przed rokiem 2001. Zamach na wieże World Trade Center zapoczątkował proces najbardziej paranoicznego tworzenia akt od czasów lat sześćdziesiątych. Mówiło się nawet, że FBI zabiło w sumie więcej drzew niż deweloperzy na przedmieściach miast, naczyniowa choroba wiązu oraz Ikea.


Napomknijmy w tym miejscu o pewnej zalecie dodatkowej: Robert Pobi osadził ową fikcję literacką w szerszym kontekście, prowokując czytelnika do przemyśleń dotyczących kondycji współczesnej Ameryki; o tym, w jaki sposób wpłynęły na nią m. in. zamachy z 11 września 2001 r. oraz prezydentura Baracka Obamy.
Robert Pobi, autor książki "Miasto okien" // robertpobi.com
Pościg za psychopatą – wręcz niewiarygodnie biegłym w obsłudze karabinu, ruchem konika szachowego przemieszczającym się po Nowym Jorku – jest trudny o tyle, że Lucas Page to… osoba niepełnosprawna.

Jakiś czas temu, podczas eksplozji ładunku wybuchowego, który odebrał życie pięciu osobom, stracił nie tylko oko, lecz również nogę i rękę. Ich miejsce zajęły protezy z aluminium, stali, włókna węglowego i tytanu, które nie spisują się idealnie – mówiąc eufemistycznie – nawet w zwykłej, spokojnej egzystencji, zwłaszcza podczas ekstremalnych mrozów…

… a co dopiero w trakcie szalonych zmagań z profesjonalistą wyekwipowanym w karabin. Jedyną metodą staje się nadrobienie mankamentów fizycznych przy pomocy wybitnego umysłu ścisłego, ogromnego doświadczenia, a także ponadprzeciętnej intuicji; owego szóstego zmysłu, "nosa", który odróżnia zwykłych stróżów prawa od wybitnych śledczych.
"Miasto okien" – fragment książki

Wspiął się po schodach wyuczonym mechanicznym krokiem, który opanował po latach przeróbek i dopasowywania protezy. Teraz, wchodząc na górę, przeskakiwał po dwa stopnie naraz, co było nie lada wyczynem dla człowieka, któremu chirurdzy ortopedzi już do końca życia wróżyli korzystanie z balkonika.


Nie daj się zwieść temu, że Lucas Page, kuśtykając na swej protezie, przemieszcza się niezbyt sprawnie. W żadnym wypadku nie spowalnia to fabuły, rozpędzonej niczym winda zjeżdżająca z Empire State Building.

Szukasz niebanalnego, błyskotliwego thrillera, który nie daje nawet chwili na oddech, książki naprawdę mrożącej krew w żyłach (i to nie tylko ze względu na potężną śnieżycę przewalającą się przez karty tej powieści)?

Tak więc koniecznie sięgnij po tę książkę, w której zakochał się nawet wielki Lee Child, a to chyba o czymś świadczy, prawda? Jeżeli po zakończonej lekturze poczujesz smutek z powodu rozstania z Lucasem Page'em (a jest to wysoce prawdopodobne), mamy dobre wieści – "Miasto okien" to pierwsza część cyklu poświęconemu tej postaci; jednej z najwyrazistszych i najbardziej intrygujących, jakie w ostatnich latach pojawiły się w literaturze.

Materiał powstał we współpracy z wyd. Świat Książki