Medal straciła o włos, dziś kibicuje naszym w szpitalu. "Te igrzyska mogły się odbyć w Krakowie"

Krzysztof Gaweł
Jagna Marczułajtis-Walczak to sportsmenka z krwi i kości. Debiutowała na igrzyskach jako 18-latka w Nagano, cztery lata później otarła się o medal, a na kolejne pojechała z wielkim bagażem doświadczeń i przegrała awans do finału o 0,01 sekundy. Później walczyła o igrzyska dla Krakowa, a dziś zdecydowała się nam udzielić wywiadu, choć leży w szpitalu po poważnym zabiegu. – Jestem jeszcze bardzo słaba, ale igrzyska oglądam! – napisała nam posłanka i legenda polskiego snowboardu.
Jagna Marczułajtis-Walczak w 2002 roku miała medal olimpijski na wyciągnięcie ręki, ale finiszowała czwarta Fot. Imago Sport and News / East News
Czwarte miejsce w Salt Lake City i wspaniała walka o medal, niestety zakończona porażką, dały Jagnie Marczułajtis-Walczak popularność i miejsce wśród sportowych idolek, choć sama wraca do tamtych igrzysk z niechęcią. Jak już wspomnieliśmy, jest sportsmenką z krwi i kości, więc tamta porażka wciąż tkwi niczym cierń w sercu.

– Mam wspaniałe wspomnienia z igrzysk, chociaż są one słodko-gorzkie. W Nagano zwyciężyła młodość i brawura, nie ukończyłam przejazdu. W Salt Lake City osiągnęłam swój życiowy sukces w konkurencji która nigdy nie była moja koronną, bo zawsze byłam lepsza w slalomie równoległym, a wtedy na igrzyskach rozgrywany był gigant równoległy. Poświęciłam cztery lata od Nagano aby przestawić swój umysł, technikę i kondycję na ten właśnie start – przypomniała nasza rozmówczyni.

– Wiedziałam wtedy, że jestem mocna. Czwarte miejsce było ogromnym, niewyobrażalnym dla mnie sukcesem, ale oczywiście morze łez też wylałam, bo było tak blisko tego medalu. W Turynie miałam być chorążą reprezentacji Polski, ale mnie choroba zmogła. W pierwszym przejeździe kwalifikacji byłam w czołówce, a w drugim problem ze sprzętem spowodował, że brakło mi 0,01 sekundy do finału. Byłam siedemnasta – dodała Jagna Marczułajtis-Walczak.


W 1998 roku w Japonii debiutowała jako 18-latka, by cztery lata później znaleźć się na świeczniku. Czy czasem wraca do tamtego startu? Do medalu brakowało tak niewiele. – Sama staram się nie wracać, bo patrzę w przyszłość, poza tym nadal brzuch mnie boli jak oglądam tamte moje przejazdy. Ale cóż... Do dziś jestem rozpoznawalna przez ludzi na ulicy właśnie po tym sukcesie. To jest niezwykle miłe i wzruszające gdy ktoś ci mówi, że pamięta tamten dzień. Że oglądał, płakał i cieszył się razem ze mną – stwierdziła.

I jak sama przyznała, pilnie śledzi doniesienia z Pekinu. Ma też w rywalizacji swoją cichą faworytkę. – Kibicuje przede wszystkim naszym zawodnikom, są wspaniali. Życzę im samych negatywnych testów i dużo medali. Bardzo mi żal naszej Natalki. Ale przyznam też, że będę również kibicować Ester Ledeckiej, która startuje i w snowboardzie, i w narciarstwie alpejskim. Kibicuje jej, bo pisze historię na nowo, a to co wyczynia jest niewyobrażalne. Będę oglądać zmagania łyżwiarzy figurowych, zawsze mi się to podobało. Znowu mamy komu kibicować – mówi nasza znakomita snowboardzistka.

A jak wspomina udział w najważniejszej imprezie dla każdego sportowca? – Igrzyska olimpijskie to przede wszystkim zaszczyt, nobilitacja, coś wyjątkowego i pożądanego. Ale igrzyska to też wielka bańka do której wskakujesz i jesteś tam raz na cztery lata. Ja byłam trzy razy i każde były inne, ale zawsze były wielka bańką medialną, machiną organizacyjną i logistyczną – oceniła Marczułajtis-Walczak.

– Czy tęsknię? Ja nie tęsknie za niczym. Byłam w Soczi na zimowych igrzyskach jako przedstawicielka miasta-kandydata, czyli Krakowa i z innej perspektywy patrzyłam na zimowe igrzyska. To jest piękne wydarzenie sportowe, do tego bardzo kosztowne. Ale też wciągające pasjonujące, dające ludziom motywację, siłę i nadzieję. Igrzyska zawsze niosą ze sobą jakieś ważne przesłanie. I to czuć podczas każdych igrzysk – dodała nasza rozmówczyni.

Jak podkreśliła, tegoroczne zimowe igrzyska olimpijskie mogły się odbywać w Polsce i na Słowacji. – Taki był nasz wniosek z kandydaturą Krakowa. Niestety prezydent Jacek Majchrowski przestraszył się przed wyborami samorządowymi kilku aktywistów, medialnej nagonki i zarządził w Krakowie referendum już w trakcie procesu ubiegania się o organizację. To było nie fair, bo ten projekt był międzynarodowy, polsko-słowacki – przypomniała posłanka PO, która walczyła o igrzyska dla Krakowa.

– Referendum powinno być przeprowadzone przed rozpoczęciem ubiegania się o igrzyska, a nie w trakcie. Mieliśmy już wszystkie niezbędne gwarancje rządowe, polskie i słowackie. Słowacy nie rozumieli decyzji prezydenta Krakowa. Ona była bardzo egoistyczna – surowo oceniła Jagna Marczułajtis-Walczak. Władze Krakowa nie pomogły idei i miasto wycofało się z planów organizacji. Rywalizację o imprezę wygrał Pekin.

Czy igrzyska europejskie w Krakowie mogą dla nas stanowić pierwszy etap w myśleniu o organizacji igrzysk olimpijskich nad Wisłą? – Zobaczymy, to jest impreza o wiele niższej rangi i nie cieszy się tak dużą popularnością. Często nie startują w nich te największe sportowe gwiazdy – oceniła legenda polskiej kadry, która w 2010 roku zdecydowała się pójść do polityki.

Wracają do igrzysk, polski snowboard znów ma wielką faworytkę. To Ola Król, która będzie w Pekinie jedną z liderek naszej ekipy. Czy możemy powiedzieć, że Jagna Marczułajtis znalazła swoją następczynię? – Życzę jej oraz innym naszym sportowcom, aby osiągnęli swoje życiowe rekordy. Wtedy będą zadowoleni z siebie. Jeżeli tym rekordem będzie medal, albo medale, to my kibice będziemy się bardzo cieszyć – uważa.

– Od mojego czwartego miejsca w Salt Lake minie za kilka dni 20 lat. To nadal największy sukces polskich snowboardzistów na zimowych igrzyskach. Po dwudziestu latach mamy naprawdę bardzo mocną reprezentację w snowboardzie, trzy kobiety oraz dwóch mężczyzn. Każdy z nich ma szanse na finał, na igrzyskach jedzie mniej zawodników niż w Pucharze Świata. A w finale to jest już rosyjska ruletka, kto jest lepszy, ten wygrywa. Naprawdę jest wielka szansa na medal – nie kryje wybitna przed laty zawodniczka.

A jak odnajduje się, po wspaniałej karierze i trzech olimpijskich startach, w świecie mediów oraz polityki? – Polityka i sport to są dwa światy. Fair Play to istota i sens sportu, w polityce mało kto się liczy z zasadą fair play. Obecnie rządzący mają inne wartości, które zupełnie nie pasują do bycia fair – twardo oceniła rządzących posłanka PO.

Nasz wywiad miał się pojawić kilka dni temu, ale Jagna Marczułajtis-Walczak niespodziewanie trafiła do szpitala i przeszła operację. Zdrowie jest najważniejsze, więc czekaliśmy cierpliwie na odpowiedni moment. Ten nadszedł bardzo szybko, nasza rozmówczyni wraca do zdrowia i opowiada o tym, jak się czuje.

– Igrzyska miałam w tym roku oglądać w domu, z dziećmi, ale niestety zdrowie pokrzyżowało te plany. Nagle 31 stycznia wylądowałam w szpitalu i przeszłam ciężką operację. Było bardzo źle i nagle dostałam drugie życie. Wracam do sił bardzo powoli, jeszcze czeka mnie kilka dni pobytu w szpitalu. Ale mam telefon i oglądam w Playerze zmagania naszych reprezentantów. Jestem jeszcze bardzo słaba, ale igrzyska oglądam! – zapewniła Jagna Marczułajtis-Walczak.

Droga Pani Jagno! Raz jeszcze dziękujemy i trzymamy kciuki za szybki powrót do zdrowia!

Czytaj także: Marczułajtis-Walczak trafiła do szpitala. Posłanka KO wraca do zdrowia po operacji

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut