Polacy przyczaili się i mają odpalić w walce o medale. Historia już czeka na Kamila Stocha

redakcja naTemat
Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Paweł Wąsek w samo południe czasu polskiego ruszają do walki o olimpijskie medale na dużej skoczni w Zhangjiakou. Na razie nasi skoczkowie nie pokazali jeszcze podczas igrzysk najlepszego, ale wszyscy wiemy, że stać ich na wiele. Kamil Stoch broni tytułu i być może żegna się z olimpijską skocznią. Czy znów sięgnie po złoto? Taki scenariusz, jakże miły naszym sercom, jest bardzo prawdopodobny.
Kamil Stoch broni medalu wywalczonego na dużej skoczni w Pjongczangu oraz Soczi Fot. CHRISTOF STACHE/AFP/East News
– Cała grupa jest trochę przyczajona, ale to dopiero kwalifikacje. Poczekajmy, bo my na pewno będziemy walczyli – przyznał po piątkowych zmaganiach na dużej skoczni w Zhangjiakou Dawid Kubacki. Na razie nasz największy zwycięzca igrzysk w Pekinie, który kapitalnym atakiem z ósmej pozycji wskoczył na podium i wywalczył brązowy medal olimpijski.

Piszemy na razie, bo w sobotę czeka nas wspaniała walka o medale i historia, którą mają pisać także Biało-Czerwoni. Optymizm? Na pewno musi być bardzo ostrożny, bo przecież rywale spisują się świetnie i od początku sezonu wygrywają z Polakami jak chcą i gdzie chcą. A nasi cierpliwie pracują, jak mantę powtarzają swoje i wierzą, że słońce wyjdzie akurat nad skocznią olimpijską w sobotę.

Ale nie tylko na optymizmie budujemy nasze przekonanie o tym, że polscy skoczkowie będą walczyć o medale. Mamy sportowej klasy i jakości bez liku. Mamy w drużynie trzech mistrzów świata. Mamy dwóch medalistów olimpijskich z trzech ostatnich igrzysk, w tym jednego multimedalistę, którego wyczynów długo nie pobije żaden skoczek na świecie. Mamy wreszcie Piotra Żyłę, który zaskoczyć może i wygrać wszędzie i z każdym.


Najbardziej liczymy oczywiście na sukces Kamila Stocha. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że popularnością (i sukcesami na skoczni też) bije kolegów z drużyny na głowę. Sam przecież się z tym nie obnosi i wiele razy dał się poznać jako człowiek skromny i niezwykle wyważony. Człowiek wielkiej klasy, nie tylko sportowej. I dziś mamy świadomość, że nasz bohater być może właśnie kończy ostatnie igrzyska w karierze.

To przemijanie i nieuchronność końca sportowej przygody drażnią samego Kamila Stocha. Przed sezonem dziennikarze jęli dopytywać o to, co będzie w niedalekiej przyszłości. Po igrzyskach. Po sezonie. Kiedyś. Mistrz zżymał się pytaniami żurnalistów i wreszcie mocno oznajmił, że kończyć nie ma zamiaru i że wciąż czuje się młody.

– Przed sezonem udzieliłem sporo wywiadów i wiecie co, najczęstsze pytanie brzmi: kiedy skończę karierę. Kiedyś skończę, jak każdy z nas, ale póki co mam mnóstwo energii, motywacji i radości z tego co robię. Doceniam swoje doświadczenie. Mam wiele sportowych marzeń i siłę by je realizować – zapewniał Kamil Stoch. Dziś te pytania wracają.

Nasz wybitny skoczek jest po raz piąty na igrzyskach. W historii skoków jest trzecim, który obronił złoty medal olimpijski. Najpierw tej sztuki dokonał Norweg Birger Ruud, złoty na igrzyskach w Lake Placid w 1932 roku oraz w Garmisch-Partenkirchen w roku 1936. Później wyczyn powtórzył Matti Nykaenen, szalony Fin, który triumfował w 1984 roku w Sarajewie oraz w 1988 roku w Calgary. Trzecim w dziejach był Kamil Stoch.

Tak, Polak na dużej skoczni rządzi od 2014 roku i triumfu w Soczi. Wyczyn powtórzył przed czterema laty w Pjongczangu, jak ktoś wyliczył jest mistrzem od 2925 dni. I może jako pierwszy skoczek w dziejach wyrwać trzecie z rzędu złoto na trzecich kolejnych igrzyskach. "Rakieta z Zębu" już jest w panteonie największych skoczków w historii, ale jak nam się marzy złote pożegnanie z igrzyskami. Kolejny rekord i poczucie, że mistrz kończy na samym szczycie.

Prawda?

Marzenia jedno, ale życie pisze swoje scenariusze. Cztery lata temu kwalifikacje w Korei Południowej Kamil Stoch kończył siódmy, by zdobyć złoto. Teraz był ósmy i tak samo zachęcał, by w zawodach trzymać za niego kciuki. Wojciech Fortuna 50 lat temu też rozpoczął igrzyska – jak jego następca w tym roku – od szóstego miejsca w pierwszy zawodach. Potem wywalczył złoty medal. Czy historia znów zatoczy koło?

Tego nie wiemy. Cztery i osiem lat temu nasz as jechał na igrzyska jako wielki faworyt, lider Pucharu Świata. Teraz pojechał po niespotykanym kryzysie, walce o formę, zdrowie i wylot na igrzyska olimpijskie. W sporcie, a w skokach w szczególności, jeden dzień może stanowić przełom i zabrać zawodnika z piekła do samego nieba. Albo w drugą stronę.

Kamil Stoch może pobić jeszcze jeden rekord, swój osobisty. W 2018 roku w Pjongczangu został najstarszym mistrzem olimpijskim w skokach w historii. Miał niemal dokładnie 30 lat. Teraz ma lat 34, ogromny bagaż doświadczenia i wiedzę – tej nie ma żaden z rywali – jak się wygrywa olimpijskie złoto. Niech zrobi z niej użytek, niech cieszy się skokami, a będzie naprawdę dobrze. I tyle.

– Ten skok kwalifikacyjny był znacznie lepszy. Nie jest to szczyt moich możliwości i marzeń, ale wlał we mnie nadzieję. Tutaj może być naprawdę fajnie i mogę się cieszyć – mówi wyważony, krytyczny i z nutką optymizmu Kamil Stoch. – Muszę zaufać sobie bezgranicznie. Sobie, umiejętnościom, temu, co się ma na sobie i zrobić to bez żadnego hamulca. Tak jak mówiłem – to bardzo trudne, ale do wykonania – dodał genialny skoczek.

Bez względu na wynik, Kamil Stoch już na zawsze będzie ikoną skoków narciarskich i jednym z największych. Jeżeli pożegna się medalem, będzie miał ich na koncie pięć, co w polskim sporcie jest ewenementem. Jeśli wywalczy złoto, w gronie najwybitniejszych skoczków w historii uplasuje się na samym szczycie. Tuż za plecami Mattiego Nykaenena, który wciąż jest numerem jeden. Ma cztery złote i srebrny medal. Kamil Stoch trzy złote i brąz. Na razie.

Czytaj także: 50 lat temu Wojciech Fortuna zszokował świat i zdobył złoty medal olimpijski. A miał zostać w kraju

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut