Miał być kolejny hit z serii "wielcy oszuści", wyszła nuda. "Kim jest Anna?" to serialowa pomyłka
"Kim jest Anna?" zadebiutowała na Netfliksie kilka dni temu i zapewne na fali zainteresowania "Oszustem z Tindera" szybko wskoczyła na podium – to obecnie najczęściej wybierana produkcja na platformie. Miniserial w reżyserii Shondy Rhimes ("Chirurdzy") opowiada historię Anny Delvey (Julia Garner), a właściwie Anny Sorokin, która "stworzyła siebie na nowo", by spełnić marzenia.
Oszustka czy bystra dziewczyna, która wie, czego chce?
Prościej: wymyśliła sobie tożsamość, by nie pracować i korzystać z życia. Spać w najdroższych hotelach, latać na tropikalne wakacje, jadać najwymyślniejsze dania i kupować ubrania najlepszych projektantów.
Sylwetka Sorokin to temat na osobny artykuł. Bez wątpienia to ciekawa postać, a niektóre jej oszustwa faktycznie robią wrażenie. Ale jednak – trzeba pamiętać, jak cienka jest linia pomiędzy zainteresowaniem a podziwem.
Mam wrażenie, że twórczyni serialu gubi się w tych stanach i mota w narracji, jakby sama do końca nie wiedziała, co chce o Annie opowiedzieć. Podziwia ją, ale wstydzi się przyznać? Chce być na siłę pomiędzy? Boi się zająć stanowcze stanowisko?
Być może dlatego oglądając "Kim jest Anna?" łatwo wpaść w pułapkę nadmiernego empatyzowania i uznania, że w sumie to ta Anna "wcale nie była taka zła". Pojawiają się nawet argumenty, jakoby oszustka była wręcz Robin Hoodem, który wyrywa bogatym i zblazowanym, by oddać... No właśnie. Tutaj robinhoodowskie porównanie się sypie, bo Anna nikomu nic nie oddawała.
Anna jest osobą zaburzoną, zimną, wyrachowaną. Nie ma wyrzutów sumienia, nie uważa, że zrobiła coś złego. W netfliksowej produkcji dostajemy tego namiastkę, jednak gdy włączymy jakikolwiek wywiad z Sorokin, to wszystko staje się jasne. Mamy do czynienia z manipulatorką, która dobrze chce tylko dla siebie, jest materialistką i egocentryczką, której przy okazji trudno odmówić uroku i inteligencji.
Klasizm, nierówności społeczne i american dream
Dopisywanie do tego wielkiej narracji o ucieraniu nosa bogaczom (którzy w serialu pokazani są jako banda idiotów), nierównościach i niezwykłej drodze zdeterminowanej dziewczyny, która odważnie sięga po to, czego pragnie, jest trochę na wyrost.
"Nie opowiadam się za łamaniem praw, które ona złamała, ale koniec końców ona walczyła o to, co uważała za swój amerykański sen" – mówiła Rhimes, tłumacząc jednocześnie, że Anna nie robiła nic, czego "wilki" z Wall Street nie robiłyby każdego dnia. No tak, to tłumaczy jej przekręty, drwienie z innych i wykorzystywanie ich.
Czytaj także: https://natemat.pl/391851,gangsterzy-wracaja-do-lask-filmy-kariery-i-fascynacjaDyskusje etyczno-moralne to jednak inna para kaloszy. W obliczu ostatniej mody na filmy gangsterskie i ekwilibrystykę w tłumaczeniach, że przecież ludzie się zmieniają i każdy zasługuje na drugą szansę, historia Anny bez wątpienia wpadła na podatny grunt.
Co jednak gorsze - "Kim jest Anna?" to po prostu słaby serial, który naprawdę potrafi zmęczyć. Przyznam, że nie oglądałam go z przyjemnością i paradoksalnie tylko kolejne wybryki Sorokin sprawiały, że się przebudzałam.
Fatalne aktorstwo
Pierwszy i podstawowy scenariuszowy błąd to postawienie dziennikarki prowadzącej śledztwo w centrum. To wokół Vivian (Anna Chlumsky) budowana jest fabuła. Obserwujemy jej zawodowe zmagania, przepychanki redakcyjne i ostatecznie pracę nad materiałem o Sorokin/Delvey. I problemów tu jest cała masa.
Po pierwsze fatalna gra znanej z hitu "Moja dziewczyna" Chlumsky. Zapamiętaliście ją jako uroczą dziewczynkę i wschodzący wielki talent? To o tym zapomnijcie. Anna Chlumsky w produkcji Netfliksa jest po prostu koszmarna, irytująca, a jej wieczna mina pomiędzy zaskoczeniem a wkurzeniem doprowadza do szału po dwóch odcinkach.
Cały wątek dziennikarki jest źle napisany, jej "śledztwo" przyprawia o ciarki (żenady) i nie wciąga, a pokazanie jej na tle "podstarzałych kolegów z pracy", którzy za wszelką cenę próbują jej pomóc (sceny rodem z filmu detektywistycznego dla młodzieży), miało mieć chyba wymiar uroczo-humorystyczny. Nie wyszło.
Wątków jest jednak więcej. Wraz z Vivian odwiedzamy osoby, które przed zamknięciem Anny w więzieniu, były z nią w bliskich relacjach. I osobistych, i zawodowych. Akcja się piętrzy, z każdym odcinkiem pojawiają się nowe postaci, ujęcia się mieszają, czas i miejsca się zmieniają. Chaos montażowy. Sprawia to, że całość jest średnio atrakcyjna i ciekawa. Uwagę zwracają pojedyncze sekwencje. To jednak za mało, żeby utrzymać uwagę.
"Kim jest Anna?" to bardzo nieuporządkowany i pretensjonalny miniserial, w którym ludzie bogaci (nowojorska śmietanka towarzyska) przedstawiani są sztywno i szablonowo. Niektóre kwestie powtarzane są kilkukrotnie (ale to męczące), żeby dokładnie podkreślić, że pan X i pani Y zawsze zauważą, że masz krzywo skrojone spodnie. Można było zrobić z tego detale, smaczki, które podbijałyby tajemniczość i zniszczenie świata, do którego wkroczyła Sorokin.
Ale cóż. Ostatecznie nasza genialna oszustka dostała to, czego chciała. Kolejne pięć minut sławy. Może o to chodziło?