Chcą odbierać nieruchomości i wylewają wódkę. Chcieli nawet... polską. Tak w USA bojkotują Rosję

Aneta Radziejowska
07 marca 2022, 15:16 • 1 minuta czytania
Gubernatorka stanu Nowy Jork ogłosiła, że – ze skutkiem natychmiastowym – stan zaprzestaje prowadzenia wszelkich interesów z Rosją, a agencje stanowe będą pracowały nad anulowaniem już istniejących. Jak zaznaczyła, stan Nowy Jork jest dziesiątą gospodarczą potęgą świata i ma lepsze wyniki gospodarcze niż Rosja. – Będziemy dokonywać przeglądu wszystkich naszych inwestycji, a także inwestycji z jakąkolwiek firmą lub instytucją, która znajduje się na liście podmiotów z siedzibą w Rosji. Musimy upewnić się, że pieniądze podatników nie są wydawane na umacnianie tego reżimu – powiedziała. 
Amerykanom nie jest obojętna wojna w Ukrainie. SPENCER PLATT/Getty AFP/East News

Rozporządzenie to może ułatwić wypracowanie nowych zasad także zarządowi miasta Nowy Jork. Mark Levine, polityk, który w tym roku objął stanowisko prezydenta Manhattanu, nie ukrywa, że liczy także na wnikliwsze wejrzenie w sprawy inwestujących tu oligarchów rosyjskich.


Jest to zresztą problem, który od wielu lat skupia uwagę i mieszkańców i polityków, ale wydawał się do tej pory nierozwiązywalny. To przez te inwestycje ceny nieruchomości stały się na Manhattanie nierealnie wysokie. Prasa lokalna podaje nazwiska oligarchów rosyjskich z adresami zakupionych przez nich apartamentów i budynków, w których zresztą ani nie mieszkają, ani nawet czasowo nie przebywają.

Problem w tym, że choć wielu z nich było w przeszłości lub jest aktualnie powiązanych z Putinem, jedynie jeden – Oleg Deripaska, zwany magnatem aluminiowym – znajduje się na liście osób, które są objęte sankcjami.

Roman Abramowicz, który kilka manhattańskich apartamentów zakupił za prawie sto milionów dolarów, współwłaściciel obiektów sportowych itp., jest natomiast na tzw. liście Navalnego. Znajduje się na niej 35 osób, których aktywa zdaniem Congressional Caucus Against Foreign Corruption and Kleptocracy powinny zostać przejęte.

Levine ma nadzieję, że uporządkowanie tej sprawy wejdzie w skład działań, które stan Nowy Jork podejmie przeciwko Rosji.

"Od lat Manhattan był jednym z najpopularniejszych i najbezpieczniejszych portów dla rosyjskich oligarchów, w których mogli bezpiecznie zacumować swoją gotówkę, zwłaszcza za pośrednictwem wykupu ekskluzywnych apartamentów. Nadszedł czas przejmowania ich własności" – napisał na Twitterze. Zresztą – nie chodzi tylko o nieruchomości, ale też np. o dzieła sztuki.

Z kolei wspomniana już gubernatorka Kathy Hochul pytana o tę sprawę podczas konferencji prasowej odpowiedziała: – Przyglądamy się wszystkim możliwościom.

Przy okazji: Bernie Sanders – popularny senator ze stanu Vermont – nawołuje, żeby i amerykańskich miliarderów zacząć nazywać oligarchami zamiast mówić, że tworzą miejsca pracy, bo to mit. Nazwa zaczyna się przyjmować, na razie w internecie.

Powrót do przeszłości

Choć nie na taką skalę, ale działania ograniczające wymianę handlową i inwestycje z danym krajem były już podejmowane w innych stanach w przeszłości. Na przykład Minnesota nałożyła ograniczenia na inwestowanie w firmy, które działają w Iranie i Sudanie. Obecnie jednak wstrzymuje się z decyzjami.

Gubernator Tim Walz – Demokrata – uważa, że jego stan ma tak nikłą ilość kontaktów handlowych z Rosją, że to nic nie da, odczują to jedynie pracownicy tych nielicznych firm, z którymi Minnesota prowadzi jakiekolwiek interesy, czyli zwykli ludzie. Nie zgadza się też z dyskutowanym pomysłem zawieszenia w prawach studenckich studentów z Rosji. Jego zdaniem trzeba odróżnić rządzących i kierujących reżimem od zwykłych obywateli.

Minnesota, jak zresztą większość stanów, najwięcej interesów prowadzi z Kanadą i Meksykiem. Stan Nowy Jork pod tym względem nieco odbiega od przeciętnej, ma najwięcej powiązań – oprócz Kanady – ze Szwajcarią i Wielką Brytanią, także z Chinami. Bilans wymiany handlowej z Rosją jest na 30. miejscu na liście, po Bangladeszu. 

Leje się wódka

Gubernatorzy stanów Pennsylvania, Nevada, New Hampshire i Ohio w pierwszym rzucie zbanowali w stanowych sklepach monopolowych alkohole produkowane w Rosji lub oznaczone jako rosyjskie.

Ponieważ także barmani i właściciele klubów na własną rękę, w ramach bojkotu, wylewają rosyjskie produkty alkoholowe, lokalna prasa i stacje telewizyjne przypominają, że niektóre wódki obecne na rynku amerykańskim i ogólnie uznane za rosyjskie, nie są produkowane w Rosji. Stolichnaya jest robiona na Łotwie, choć SPI Group, firma mająca główne udziały w tej produkcji owszem, należy do rosyjskiego biznesmena.

To znaczy poniekąd. Yuri Shefler – niegdyś właściciel największego jachtu na świecie – wyjechał z Rosji i obecnie ma obywatelstwo Wielkiej Brytanii i Izraela. Z kolei Smirnoff na rynek amerykański jest produkowany głównie w stanie Illinois oraz w Kanadzie przez firmę z Wielkiej Brytanii, która ma zresztą siedzibę także w NYC.

Starka to kolejna marka, o której konsumenci myślą, że jest rosyjska, a tymczasem produkuje się ją także w Polsce, a Slavianskaya Starka – brzmiąca dla anglojęzycznych po rosyjsku – jest produkowana w Estonii.

Czytaj także: https://natemat.pl/399673,wojna-w-ukrainie-tak-wygladaja-protesty-mieszkancow-nowego-jorku

W spisach "nie do zbanowania i nie do wylewania" zamieszczono na wszelki wypadek również polskie wódki. To Chopin, Cracovia, Ck, Biała Dama, Belvedere, Absolwent, Soplica, Siwucha i kilka innych – choć żadna z tych nazw nie brzmi z rosyjska. Najwięcej wódek do USA przysyła tak czy inaczej Francja, Polska jest na piątym miejscu, ale i tak wypada lepiej niż Rosja.

To szczególne zwracanie uwagi na wódki wzięło się i z reklamowanych w mediach społecznościowych bojkotów rosyjskich alkoholi, i z faktu, że Rosja nie jest ważnym lub choćby znaczącym partnerem wymiany handlowej w gospodarce prowadzonej przez poszczególne stany, więc produkty alkoholowe są często najbardziej widocznym elementem handlu na tym poziomie.

Sklepikarze już się boją

Produkty spożywcze są również obecne, ale głównie w tzw. biznesach etnicznych, czyli przede wszystkim w niewielkich sklepach w okolicach, w których dana diaspora jest liczna. Właściciele tych sklepów już teraz się obawiają, jak sobie poradzą z ewentualnymi sankcjami lub dłuższym bojkotem.

Rozporządzenia stanowe – wszyscy zdają sobie z tego sprawę – nie mogą mieć zresztą tak wielkiego wpływu na gospodarkę rosyjską jak sankcje ustanowione przez Unię Europejską, USA i inne kraje, są jednak dodatkowym elementem nacisku ekonomicznego, a także psychologicznego.