Oto cztery niezwykłe kobiety z Ukrainy. Historia każdej z nich to dowód wielkości tego narodu

Alicja Cembrowska
Każdy dzień jest dobry na przypominanie, że kobiety są super, ale najlepszy jest na to 8 marca. W tym roku, bacząc na okoliczności, opowiemy wam o niestrudzonych Ukrainkach i mamy prośbę: zamiast kwiatków, dajcie nam spokój. I pokój.
Ilja Repin, "Ukrainka", 1876 commons.wikimedia.org
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google



Był taki projekt w telewizji Inter – "Wielcy Ukraińcy". Ruszył w 2007 roku. Cel miał dwojaki – podbudować poczucie tożsamości narodowej, ale i zbadać nastroje społeczne – wszak postaci uznane za najważniejsze w historii kraju pogranicza nie były wybierane jedynie przez zaszczytne grono ekspertów, a setkę najwspanialszych wyłoniono po głosowaniu obywateli. Wynik pewnie nikogo nie zdziwi – było to w dominującej większości grono męskie.


W pierwszej dziesiątce na miejscu dziewiątym w towarzystwie mężczyzn znalazła się tylko jedna kobieta – Łesia Ukrainka.

A dalej: Julia Tymoszenko, Lina Kostenko (poetka i tłumaczka), Salomea Kruszelnicka (śpiewaczka operowa), Olga Kijowska (wielka księżna kijowska, święta Kościoła katolickiego i prawosławnego), Sofia Rotaru (radziecka i ukraińska piosenkarka), Lilija Podkopajewa (gimnastyczka, trzykrotna medalistka olimpijska), Nina Matwijenko (śpiewaczka), Marija Zańkowećka (aktorka teatralna), Raisa Kyryczenko (piosenkarka), Rusłana Łyżyczko (piosenkarka), Jana Kłoczkowa (ukraińska pływaczka, 4-krotna mistrzyni olimpijska w stylu zmiennym), Roksolana (żona Sulejmana Wspaniałego), Kateryna Biłokur (artystka ludowa), Ołena Teliha (poetka i krytyczka literacka).

Mało. Dlatego przygotowałam krótkie opowieści kobiecej treści.

Wytłumaczę wam świat

wikipedia.org
Jeżeli weźmiesz do ręki 200 hrywien, to twój wzrok spotka się ze szlachetną, niezwykle symetryczną i spokojną twarzą. Możesz na początku nie wiedzieć, ale właśnie wzrok twój spotkał się z jedyną kobietą, której wizerunek znalazł się na ukraińskim banknocie. Ba, wzrok twój spotkał się z jedną z najwybitniejszych postaci w historii Ukrainy.

Co to musiała być za kobieta! Łarysa Kosacz lepiej znana jest jako Łesia Ukrainka – chociaż jej pseudonim jest raczej mylący i infantylny, sugerujący, że oto mamy do czynienia z twórczynią, która operowała słowem mało skomplikowanym, a już na pewno łączącym się z ludowością i narodowym zrywem – wszak żyła w czasach, w których temat wyzwolenia narodowego był kwestią gorąco dyskutowaną, a wręcz palącą. Nie było to jednak coś, co pochłaniało pisarkę bez reszty.

Łarysa wychowała się w klimacie otwartości i wolności, w domu, w którym unosił się duch inteligenckich i artystycznych tradycji. Matka była pisarką i krytyczką, ojciec prawnikiem. Nie dziwi zatem, że dziewczynka za pierwszy swój wiersz ("Nadzieja") zabrała się już jako dziewięciolatka. Dzieciństwo nie upłynęło jej jednak całkowicie beztrosko i zapewne gdyby nie bogate pochodzenie nie miałaby szansy na taki rozwój.

Łesia była ciężko chora – zdiagnozowano u niej gruźlicę płuc, kości i nerek. Wtedy była to choroba nieuleczalna, jednym zalecanym "lekarstwem" były wizyty w uzdrowiskach. I tak młoda artystka jeździła – do Egiptu, do Włoch, do Gruzji, do Grecji. Być może właśnie te podróże były motorem napędowym jej niezwykłych zdolności językowych i nieustannego głodu wiedzy – pisarka nie uczęszczała do szkół publicznych, nie było to jednak przeszkodą do zapoznania się ze światowym dorobkiem. Niektóre źródła podają, że znała dziesięć języków, w tym grekę i łacinę, a jako szesnastolatka tłumaczyła Mickiewicza, a później Konopnicką czy Tetmajera, uwielbiała Krasińskiego. Ukraińcy zawdzięczają jej przetłumaczenie na ich ojczysty język arcydzieł literatury światowej, a z jej korespondencji wynika, że miała szalenie szeroką wiedzę o nurtach, prądach, zjawiskach społecznych i artystycznych w Europie.

"Moim pierwszym wrażeniem było, jakbym przyjechała do jakiegoś innego świata – świata lepszego, w którym jest więcej wolności. Teraz we własnym kraju będzie mi jeszcze ciężej, niż dotąd było. Wstyd mi, że jesteśmy tak zniewoleni, że nosimy kajdany i śpimy spokojnie pod ich ciężarem. Tak więc zbudziłam się i jest mi ciężko, i żal mi, i boli…" – pisała w 1891 roku z Wiednia do wuja.

Łesia, podobnie jak większość ukraińskiej inteligencji, ratunek widziała w zwróceniu się ku Europie. Pisała dalej: "Źle, że większość naszego ukraińskiego społeczeństwa żyje jedynie nędzną rosyjską prasą, przez co nie widzi, jak trzeba ani świata w oknie, ani za oknem".

"Jeszcze w młodości wraz z przyjaciółmi przystąpiła do tworzenia książeczek o historii Ukrainy. Opisując swój pomysł nazwała go próbą 'pokazania naturalnego związku naszej nieodległej przeszłości i jej ideałów z naszą obecną sytuacją i ideałami ogólnoświatowej demokracji'. Cóż więc to jest, jeśli nie eurointeligencja, która wyprzedziła czas o 100 lat?" – pisał Andrij Klymczuk.

Z twórczości Łesi przebija jednak coś jeszcze mocniejszego – to idea absolutnej wolności kobiet ulokowana w postaciach Kasandry, Donny Anny, Oksany czy Miriam. Jakby nie patrzeć to właśnie takich bohaterek potrzebowały kobiety, by z pokolenia na pokolenie budować poczucie, że nie są gorsze od mężczyzn i coraz odważniej brać od życia to, czego pragną...

Przy okazji historii Łesi życzę wam, żebyście miały nieograniczony dostęp do edukacji i możliwości realizowania swoich talentów.

Po co utrudniać, jak można żyć prosto

instagram.com/prymachenko_foundation
12 stycznia 2022 roku minęło 113 lat od narodzin jednej z najjaśniejszych i najznakomitszych przedstawicielek sztuki ukraińskiej – artystki ludowej Marii Prymaczenko.

Maria rodzi się w Bolotni. To wieś w obwodzie kijowskim, z którą będzie związana do końca życia. Wszystko, cała jej artystyczna historia, zaczęło się, gdy znalazła niebieską glinę i przy jej użyciu przyozdobiła dom. Miała 17 lat. Sąsiedzi zobaczyli, pozazdrościli i też chcieli – za te pierwsze zlecenia Maria "zarobiła” świnię, która później pomogła rodzinie przetrwać głód. Przypadkowo odkryty talent dziewczyny nie jest jednak wielkim zaskoczeniem – można by rzec, że to przypadłość rodzinna.

Ojciec tworzył ogrodzenia podwórkowe, babcia zdobiła pisanki, a matka słynęła ze zdobnych haftów, której to sztuki tajniki przekazała córce. Każdy miał zatem inną super moc – wszystkie skumulowały się w Marii, która oprócz malarstwa i haftu zajmowała się również ceramiką i robieniem ilustracji. Co jednak szczególnie naznacza życie artystki, to choroba. A dokładnie polio, które dopada ją, gdy jest 7-letnią dziewczynką. Ból i kule będą jej towarzyszami do końca życia, chociaż przebyte operacje odrobinę poprawiają komfort. Choroba sprawiła, że Maria skończyła tylko cztery lata studiów, jej talent dostrzega jednak kijowska mistrzyni sztuki tkackiej. Tatiana Flora zaprasza ją na eksperymentalne warsztaty do Muzeum Sztuki Ukraińskiej i to tam artystka otwiera się na inne formy sztuki – zaczyna się też interesować ceramiką.

W 1936 roku warsztaty zostają przekształcone w Szkołę Mistrzów Ludowych. Maria ją kończy. W tym czasie maluje "Byka na spacerze", "Bestię centkowaną", "Niebieskiego lwa". Jej malowane zwierzęta nawiązują do ukraińskich baśni, lokalnego folkloru i świata z dziecięcej wyobraźni. Cała jej twórczość jest głęboko zatopiona w folklorze. Cała Maria właściwie jest w nim zatopiona – posługuje się gwarą ludową i nie korzysta ze znaków interpunkcyjnych, podpisując swoje prace.

Wspomniany rok 1936 jest pod wieloma względami dla Marii przełomowy. Na ogólnokrajowej wystawie zaprezentowano jej "Zwierzęta z bagien". Staje się sławna. Jej prace jadą do Moskwy, Paryża, Warszawy, Sofii, Montrealu, Pragi. Kupować zaczynają je muzea. Inspiruje się nią Marc Chagall, którego tak fascynują jej stworzenia, że zaczyna malować podobne. A Pablo Picasso mówi, że "klęka przed artystycznym cudem tej genialnej Ukrainki".

A potem nadchodzi wojna. Maria wraca do rodzinnej wsi. Jej ukochany jedzie na front, nigdy nie zobaczy syna, który rośnie w brzuchu artystki. Śmierć i wojenne tragedie odbierają jej pasję malarską, Prymaczenko nie odnajduje się również w sztuce socrealistycznej. Musi jednak zarabiać na utrzymanie rodziny, więc zaczyna szyć ubrania. Jej suknie ślubne "na oko" skradają serca okolicznych panien – Maria nie używa nożyczek, a rozszarpuje materiał i tworzy oryginalne kompozycje.

Prymaczenko kochała Ukrainę i naturę. Była niezwykle przywiązana do swojej ziemi. Nawet podczas awarii w Czarnobylu zdecydowała, że zostanie w domu. Ona i jej syn nie opuścili rodzinnej wsi, która znalazła się właściwie na granicy ewakuowanej strefy. Co robiła Maria? Malowała – jedzącą napromieniowaną trawę krowę z ochraniaczami na nogach. Stworzyła ponad 800 obrazów, a syn (i wnuczęta) poszedł w jej ślady.

Według dziennikarza Jurija Rostowa, w ostatnich latach swojego długiego życia – zmarła w wieku 88 lat – Maria "w chustce naciągniętej na czoło i zielonym swetrze z dzianiny siedziała na sofie rozłożonej przy piecu, przykrywała chore stopy kocem i obserwowała życie w domu". Najpewniej nie miała pojęcia, jak ogromny wkład wniosła w kulturę ukraińską. W 1998 roku imieniem artystki nazwano małą planetę – 14 624 Prymaczenko. A potem znowu nadchodzi wojna. "Dziś wieczorem w Iwankowie pod Kijowem rosyjscy okupanci zniszczyli lokalne muzeum, w którym mieściły się unikatowe dzieła Marii Prymaczenko, światowej sławy ukraińskiej artystki ludowej z gatunku 'sztuki naiwnej'. Nie mając własnej kultury niszczą całe dziedzictwo innych narodów" – napisała 28 lutego 2022 roku pierwsza wiceminister spraw zagranicznych Ukrainy.

Przy okazji historii Marii Prymaczenko życzę każdej kobiecie, żeby zawsze miała okazję i czas wyrażać swoje emocje.

Żelazna Julka

AP/East News
Kilka lat temu to ona była polityczną gwiazdą Ukrainy. Piękna i charyzmatyczna, w zawsze świetnie dobranej stylizacji i z warkoczem zawiniętym na szczycie głowy. Na ukraińskiej scenie politycznej była zjawiskiem, jednak szybko udowodniła, że trzeba się z nią liczyć. I tak stała się "żelazną Julką".

"To ona po ujawnieniu taśm Melnyczenki publicznie wezwała Kuczmę, by wytłumaczył swoje związki ze zniknięciem i śmiercią Georgija Gongadze. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Prokuratura generalna w ciągu kilku tygodni zmontowała przeciwko Julii sprawę dotyczącą malwersacji sprzed lat, gdy Tymoszenko nie była jeszcze politykiem. Prowadziła interesy w sektorze energetycznym, który stanowił żyłę złota, ale wymagał od potencjalnych biznesmenów nie tylko sprytu i wiedzy, ale też silnych nerwów, koneksji i umiejętności wręczania łapówek" – pisze Marcin Wojciechowski w "Pomarańczowym Majdanie".

Julia wiedziała, że w każdej chwili może zostać aresztowana. Nie zamierzała jednak z tego powodu tracić dobrego humoru. Żartowała nawet, że zawsze ma przy sobie bieliznę na zmianę i szczoteczkę do zębów. Wtedy jeszcze nikt nie spodziewał się, że wsadzenie Tymoszenko za kratki i wysłanie przez Kreml międzynarodowego listu gończego paradoksalnie zrobi z niej gwiazdę, idolkę Ukraińców, która przemieni się w waleczną opozycjonistką.

Gdy w 2001 roku Julia opuszcza areszt, przed budynkiem czeka na nią tłum sympatyków. Jest chuda i blada, nie ma siły, by odpowiadać na pytania dziennikarzy i unieść wręczonych jej kwiatów. Gdy po kilku dniach poczuła się lepiej, wszyscy ponownie mogli poczuć jej siłę, gdy powiedziała: "Trzeba użyć wszelkich legalnych metod, by usunąć Kuczmę z urzędu!".

Skąd ta siła?

Julia pochodzi z Dniepropietrowska – jak znaczna część ukraińskiej elity. Jej historia nie jest jednak tak sielankową opowieścią, jak mogłoby się wydawać. Może dlatego raczej niechętnie się nie dzieli. Wiadomo, że jej ojciec, Ormianin, porzucił rodzinę chwilę po narodzinach córki w 1960 roku. W wywiadach Tymoszenko mówi o raczej ubogim dzieciństwie spędzonym w dwupokojowym mieszkaniu. Wychowała ją matka.

Mała Julka bawi się głównie z chłopcami, uwielbia grać w piłkę. Kto wie – może wtedy zaczęła "żelazną" transformację i trening, jak radzić sobie w męskim świecie. A wtedy było to dodatkowo świat w języku rosyjskim – języka ukraińskiego Tymoszenko uczy się dopiero, gdy wkracza do polityki. Ma 38 lat. Mówi: "W 1998 roku postanowiłam sobie, że przechodzę na ukraiński i tak już zostanie na zawsze". Rok później, w 1999, broni doktorat na Kijowskim Narodowym Uniwersytecie Ekonomicznym.

I tak stopniowo, krok po kroku pracuje na tytuł "najczystszej kwintesencji ukraińskości", której atrybutem staje się pleciony z włosów sięgających do pasa warkocz. Gdy ktoś zarzuca jej, że warkocz jest sztuczny, nie ma oporów, by przed kamerami rozpuścić go i zaprezentować długie naturalne pasma.

A później tych tytułów jest więcej. "Mózg i duch pomarańczowej rewolucji", ikona rewolucji, Joanna d'Arc, "jedyny prawdziwy mężczyzna ukraińskiej polityki”, a w 2005 roku – pierwsza kobieta na stanowisku premiera Ukrainy. Pomimo dużej popularności nigdy nie udało jej się jednak zostać prezydentką. Chociaż próbowała trzykrotnie. Jest podziwiana, ale z jakiegoś powodu społeczeństwo nie chce oddać władzy w jej ręce.

Teraz niektórzy pytają: "Gdzie jest Julka?". A ona od lat, tak samo, wciąż jest aktywna politycznie. Również teraz. W czasie wojny w swoim przemowach popiera prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i równie głośno krzyczy: "Sława Ukrainie!".
Czytaj także: Tysiąc twarzy Wołodymyra Zełenskiego. Zarzucali mu, że śmieje się z Ukrainy, a stał się ikoną
Przy okazji historii "żelaznej Julki" życzę wszystkim kobietom, by zawsze miały siłę wejść oknem, gdy zamkną im drzwi.

Głos, który wierci w duszy

Dominika Czekun w 2019 rokuuk.wikipedia.org
Nie zazna już spokoju, kto raz usłyszał śpiew Dominiki Czekun – 86-latki, której głos został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Muzyki Tradycyjnej UNESCO i która jeszcze rok temu wystąpiła na oficjalnych obchodach 30-lecia niepodległości Ukrainy. Teraz entuzjaści jej talentu pytają, czy kobieta jest bezpieczna w związku z rosyjskim najazdem.

Czekun nie tylko czaruje swoim śpiewem, ale jest jedną z ostatnich poleskich śpiewaczek, "nosicielką" autentycznych pieśni północnego Polesia – i nie chodzi jedynie o treści, ale i pradawną technikę, której nie da się po prostu naśladować.

A zaczęło się od zespołu. Dominika zebrała osoby ze swojej wioski "Stari Koni" i tak powstała grupa, która przyjęła taką samą nazwę. Śpiewali na weselach, lokalnie koncertowali. A potem zmarł mąż Dominiki i, jak sama wspomina, "straciła głos". Nie mogła śpiewać. Milczała niemal rok.
"Jeśli zadamy sobie pytanie, jak brzmi ukraińska ziemia, to pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to głos Dominiki Czekun. Kilku innych tradycyjnych śpiewaczy nadal pozostaje w Ukrainie. Dla mnie ten dźwięk jest absolutnie magiczny, święty" – mówiła Jaryna Wynnycka, inicjatorka i producentka kreatywna projektu Arka Ukrainy.

I bez wątpienia nie jest jedyną osobą, która uważa, że w śpiewie Dominiki jest coś sakralnego. Podobnego zdania są etnografowie i muzycy z całego świata, którzy chętnie przyjeżdżają na Polesie, by poznać spadkobierczynię niezwykłego talentu. Niestety na tych terenach coraz mniej osób pamięta dawne pieśni i potrafi je wykonać – a 86-latka ze wsi Stari Koni w swoim repertuarze ma niemal 150 utworów, którymi chętnie się dzieli i przekazuje zespołom, które chcą się uczyć.
Mówi: – Nikt nie uczył mnie śpiewać, słuchałam śpiewu moich rodziców, kiedy byłam mała. Moja mama przędła kądziel i śpiewała, ojciec tkał płócienne buty, bo wtedy nic nie było.

"Trudno się w tej muzyce nie zakochać. Polacy mają w niej szczególne upodobanie, co jest refleksem dawnej, wielonarodowej Rzeczpospolitej i otwartości polskiej duszy na wschód. Jesteśmy bodaj jedynym narodem na świecie, w którym powstawały i nadal powstają setki zespołów praktykujących pieśni ukraińskie. Niestety, adaptacje te są zazwyczaj chybione, gdyż skopiować emisji i strojenia Ukraińców moim zdaniem się nie da" – pisze śpiewak i instrumentalista Adam Strug.

Przy okazji historii Dominiki Czekun życzę wszystkim kobietom, by nigdy nie traciły głosu.
Czytaj także: Ukraina to kraj bez kultury? Lepszego czasu na prostowanie putinowskich bzdur nie będzie

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl