Rosyjska armia ma okrucieństwo zapisane w genach? "W ich głowach panuje w tej chwili piekło"
I znowu cisza. Minie pewnie kilka sekund nim zastąpi ją wzburzenie. Pewnie będzie to trwało krócej niż za pierwszym, drugim, trzecim, czy każdym kolejnym razem. Bo trudno już zliczyć, ile było tych momentów, kiedy szok mieszał się ze strachem i ze wściekłością.
W niedzielę 13 marca wśród innych dramatycznych wiadomości pojawia się też i ta. Na zdjęciu legitymacja prasowa. Nie żyje mężczyzna. Dziennikarz, filmowiec. Amerykanin. Miał 51 lat.
"Okupanci cynicznie zabijają nawet dziennikarzy międzynarodowych mediów. 51-letni korespondent został dziś zastrzelony w Irpieniu. Inny dziennikarz został ranny. Oczywiście zawód dziennikarz wiąże się z ryzykiem, jednak obywatel USA Brent Renaud przypłacił życiem próbę nagłaśniania podstępności, okrucieństwa i bezwzględności agresora" – przekazał szef kijowskiej policji Andrij Niebitow.
I znowu niedowierzanie. Tak jak wtedy, kiedy 24 lutego zaczęła się wojna. Tak jak wtedy, kiedy rosyjskie wojsko zbombardowało szpital dziecięcy i położniczy w Mariupolu. Tak jak wtedy, kiedy zginęła 10-letnia Polina, rozstrzelana razem z rodzicami.
Tak jak wtedy, kiedy niedaleko Zaporoża rosyjski czołg najechał na auto, w którym znajdowało się dziecko i dwóch mężczyzn. Chłopiec zginął w płonącym samochodzie.
Tak jak wtedy, kiedy rosyjski pocisk uderzył w prywatny dom, a pod gruzami znaleziono ciała czterech osób, dwóch kobiet, dwójki dzieci. Tak jak wtedy, kiedy ostrzelano grupę kobiet i dzieci, które ewakuowały się korytarzem humanitarnym z podkijowskiej wsi Peremoha.
Tak jak wtedy, kiedy przekazano, że w Mariupolu pochowano ludność cywilną w masowych grobach, bo z powodu nieustannego ostrzału niemożliwe było zorganizowanie tradycyjnych pogrzebów.
Tak jak wtedy, kiedy do mediów przedostała się wiadomość, że Rosjanie mogą strzelać do wszystkich, mogą atakować cywilów. – Mało nas tu, otoczyli nas. I dali nam rozkaz rozp***ć wszystkich jak leci: cywilów, dzieci, nie dzieci… wszystkich. Chwilę temu snajper, co siedział na wiśni, zabił trzech za parkanem, bo po prostu świecili w naszą stronę latarkami – mówił jeden z rosyjskich żołnierzy w nagraniu, które Służba Bezpieczeństwa Ukrainy umieściła w mediach społecznościowych.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oskarżył stronę rosyjską o ludobójstwo.
Przypominamy, że kwestia ochrony cywilów podczas konfliktów zbrojnych regulowana jest normami międzynarodowego prawa humanitarnego, w szczególności Czwartą Konwencją Genewską o ochronie cywilów w czasie wojny. Zgodnie z jej zasadami celowe ataki na cywilów, którzy nie biorą udziału bezpośrednio w walce, są równoznaczne ze zbrodnią wojenną.
Zawsze tacy byli?
W Europie, w XXI wieku, u naszych sąsiadów rozgrywają się dramaty, które po II wojnie światowej nigdy miały się już nie zdarzyć. A jednak, rosyjscy żołnierze posuwają się do tego, na co patrzymy z przerażeniem. Być może dlatego odpowiedzi na pytanie "Dlaczego?", szukamy w rosyjskiej naturze, w mentalności Rosjan.
– Usiłujemy znaleźć jakiś taki punkt zaczepienia, żeby zrozumieć Rosjanina, szukamy tego, co żeśmy sami przeżyli, jako naród i jako społeczeństwo. Dla nas takim elementem konstytuującym jest czas związany z wejściem do Polski Armii Czerwonej między 1944 a 1945 rokiem, związany także ze zdradą, czyli paktem Ribbentrop-Mołotow, i eksterminacją polskiej inteligencji w następstwie zajęcia ziem wschodnich – mówi Tadeusz Baryła, znawca tematyki rosyjskiej.
Armia "wyzwoleńców" dopuszczała się gwałtów ("Cóż jest odrażającego w tym, że żołnierz zabawi się z kobietą?" - tak na masowe gwałty miał reagować Stalin), grabieży i przemocy, a nawet mordów. Niszczono również obiekty cywilne. Palono budynki. Masakra ludności cywilnej przez czerwonoarmistów, represje, terror odbywały się także rzecz jasna w trakcie wojny.
Od tamtych wydarzeń minęło jednak 70 lat, więc jak podkreśla Tadeusz Baryła, obecna armia w tej chwili jest już trzecim pokoleniem w stosunku do tych, którzy byli uczestnikami II wojny światowej (jak mówią Rosjanie, Wielkiej Wojny Ojczyźnianej)
– Może jest to coś, z czym sami Rosjanie nie mogą się pogodzić, że tak się zachowywali w tamtych latach, ale przypominanie tego w tej chwili jest nieskuteczne. Lepiej pokazywać, jak oni się rzeczywiście zachowują na początku XXI wieku, że niczego się nie nauczyli, że nie pamiętają niczego z historii: jak kończą się wojny, jak trudno się z nich wychodzi i że każdy ma prawo do własnej godności i wyznawania tych wartości, które są wspólne dla jego najbliższego otoczenia – stwierdza rozmówca naTemat.
Tadeusz Baryła wyjaśnia, że każda armia wkraczająca na obszar przeciwnika, który jest przedstawiany przez propagandę jako przykład narodu, zdradzający wielkie ideały imperium, jest traktowany jako śmiertelny wróg, którego należy ośmieszyć i poniżyć.
To wywodzi się po części z pewnego obyczaju panującego w armii. Jeśli istniały zewnętrzne niechęci, to pojawiały się one najpierw w wojsku: Polak to był pszek, Ukrainiec to był chachoł. Poczucie wyższości Rosjanina nad innymi narodami słowiańskimi uwidaczniało się też w takiej specyficznej fali, która panowała w garnizonach rosyjskich, i wśród dowódców rosyjskich w stosunku do mniejszości narodowych, które służyły w armii imperialnej, w Armii Czerwonej.
To już było
Analogii tego co jest do tego, co było, część osób znajduje jednak znacznie więcej. – Odwrotu nie ma, bo za nami idą oddziały, które zabijają dezerterów, którzy próbują wrócić do domu – miał stwierdzić rosyjski żołnierz.
Wypowiedź mężczyzny, jeńca, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy opublikowano w sieci. Z jego słów wynika, że choć wojskowi zaczynają zdawać sobie sprawę, że ich misja nie ma nic wspólnego z misją pokojową, to nie mogą się wycofać, ponieważ powstały specjalne oddziały, które mają za zadanie wyłapywanie i rozstrzeliwanie rosyjskich dezerterów.
"Prezydent Rosji Władimir Putin nie może być pewien lojalności swoich żołnierzy walczących na Ukrainie i ucieka się do stalinowskich metod, by ich zdyscyplinować" – przekazała SBU.
– Mamy informacje, że wśród sił okupantów są tworzone "oddziały zaporowe", które nie pozwalają żołnierzom na odwrót. To oznacza, że odtwarzane są metody prowadzenia wojny przez Stalina i Hitlera – mówił Fiodor Wienisławski deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy. Zaznaczał jednak, że oddziały zaporowe tworzą Czeczeni podlegli Ramazanowi Kadyrowi.
W trakcie II wojny światowej Rosjanie również stworzyli oddziały, które rozstrzeliwały tych swojaków, którzy chcieli się wycofać z frontu. Za Armią Czerwoną krok w krok szła armia NKWD, która zabiła wielu radzieckich żołnierzy.
Czerwonoarmiści znaleźli się w imadle, które dociskały także oficjalne prawodawstwo i rozkazy, takie jak słynny rozkaz nr 270. Wojskowi mieli walczyć do końca, do ostatniego tchu, inaczej groziła im śmierć, a ich bliskim więzienie lub wysyłka do łagru. Jeńcy wojenni byli zatem uznawani za zdrajców ojczyzny. Jeśli udało im się przeżyć, przez lata poddawani byli represjom stalinowskiego reżimu i traktowani jako ludzie gorszej kategorii.
Co ciekawe, jeszcze w 1998 roku ci, którzy starali się o posadę w instytutach badawczych w Rosji, musieli w formularzach zaznaczać, czy ktoś z ich rodziny przebywał w obozie jenieckim.
"Nie ma sowieckich jeńców wojennych, są tylko zdrajcy" – mówił w listopadzie 1941 roku Józef Stalin.
Inwazja ZSRR na Polskę w 1939 roku, choć była ewidentnym aktem agresji, w oczach Rosjan miała być walką z polskim faszyzmem. Taki przekaz trafiał do radzieckich gazet. Jaką propagandą dziś karmi się Rosjan? Że ta "specjalna operacja wojskowa" w Ukrainie nie jest agresją, nie jest wojną, to próba pokonania agresywnych ukraińskich faszystów.
– Myślę, że to buduje także pewnego rodzaju pewność "nasza sprawa jest słuszna i my zwyciężymy". Ta pewność jest bardzo silnie zaszyta w mentalności Rosjan. Oni się czują wiecznymi zwycięzcami i zawsze mają rację. Występując w obronie interesów własnych, zawsze reprezentują także i racje tego narodu, którego jakoby bronią, a de facto podbijają go – zaznacza Tadeusz Baryła.
Siergiej Ławrow jest najlepszym tego przykładem, kiedy podczas spotkania z Dmytro Kułebą w tureckiej Antalyi mówił, że Rosja nie zaatakowała Ukrainy i żadnego innego państwa też nie zaatakuje. W 15 dniu bombardowań, niszczenia wszystkich obiektów o charakterze cywilizacyjnym, w bezpośrednim ostrzale ludności cywilnej takie stwierdzenie jest przykładem hipokryzji, która jest zupełnie niezrozumiała we współczesnym świecie.
W 2008 roku premierę miał film dokumentalny "Sowiecka historia" w reżyserii Edvinsa Snore'a. W tej przerażającej opowieści o terrorze można znaleźć ciekawostkę dotyczącą samego Wissarionowicza Dżugaszwiliego. Stalin na froncie był ponoć tylko raz, choć właściwie i określenie raz jest tu nadużyciem. Zatrzymał się 25 km od linii frontu, gdzie samochód, którym podróżował, zakopał się. Gdy po jakimś czasie udało mu się ruszyć, kazał zawrócić – wrócił do Moskwy. Porównanie do Władimira Putina (który wg mediów ma ukrywać się bunkrze) i jego odwagi nasuwa się samo... Ostatnim elementem, w którym szukać można podobieństw (choć jak dużych, dopiero się dowiemy) jest atak ZSRR na Finlandię, którą także określono faszystowskim reżimem, w 1939 roku. Miało pójść szybko i bez problemu. Tak się jednak nie stało. Liga Narodów usunęła Związek Radziecki ze swoich szeregów. Helsinki dały skuteczny odpór agresorowi. Finowie ponieśli ogromne straty, ale pokonali największą armię świata. Zginęło wtedy 300 tys. żołnierzy rosyjskich.
Słuszna sprawa
Czy zachowania, które dziś określamy barbarzyńskimi, mogą wynikać z wychowania rosyjskiego społeczeństwa w strachu przed państwem? Już Lenin próbował wprowadzić pewnego rodzaju inżynierię społeczną opartą właśnie na strachu.
– Nie sięgajmy tak daleko. Chociaż pewnie metodyka postępowania władz jest bardzo zbliżona, to w tej chwili nie ma to żadnego znaczenia. Putinowi wydawało się jednak, że świetnie rozumie pragnienia przeciętnego Rosjanina, ale Putin znajduje poklask i zrozumienie tylko wśród tych, którzy stanowią kastę przywódczą, biurokratyczno-wojskową. Stąd to nasilające się i coraz bardziej widoczne wśród Rosjan rozczarowanie – stwierdza znawca tematyki rosyjskiej.
Tadeusz Baryła dodaje, że mimo tego Rosjanie masowo nie wyjdą na ulicę. Zbyt długo byli karmieni przekonaniem, że ich państwo jest najlepiej rządzonym państwem na świecie, że mogą pochwalić się największymi osiągnięciami, jeśli chodzi o naukę, a szczególnie o kosmonautykę.
– To oni zbudowali największą liczbę reaktorów jądrowych i pokojowo wykorzystują energię atomową, a przy okazji uzbroili swoje państwo, stając się potęgą, z którą musi się liczyć cały świat. To, co dzieje się w Ukrainie, to ich zdaniem działania na swoim terenie. To jest taki jawny dowód tego imperialnego myślenia. Uważają, że odzyskują tereny dawnego imperium, że to jest załatwianie spraw wewnątrzrosyjskich. Poza tym armia, która ma przekonanie o swojej sile, daje sobie prawo do plądrowania – wyjaśnia ekspert.
Zdaniem rozmówcy naTemat armia, która wkracza na ziemie Ukrainy, jest armią niebezpieczną, ponieważ składa się z żołnierzy zawodowych, z żołnierzy kontraktowych, ale w połowie także z tych, którzy pochodzą z poboru i którzy zostali powołani na ćwiczenia. Na teatr działań wojennych trafili najczęściej poprzez Białoruś.
– Być może nie da się rozdzielić, kto jest bardziej winny w tym barbarzyńskim stosunku do ludności, spośród tych trzech grup współtworzących armię rosyjską, działającą na terenie Ukrainy. Jest to rodzaj takiego odwetu biorącego się z nadmiernego zmęczenia i na pewno z nienawiści wobec tych, którzy byli przedstawiani przez lata jako neofaszyści, których rzeczywiście trzeba poddać policyjnej akcji oczyszczenia i zaprowadzić prawdziwy porządek – podkreśla Tadeusz Baryła.
Wychowani w propagandzie
Mimo całej historyczno-społecznej podbudowy czymś naturalnym wydaje się jednak coś, co można nazwać zwyczajną refleksją, sumieniem, odruchem który powinien się pojawić, gdy w grę wchodzi cierpienie drugiego człowieka – niewinnych ofiar wojny.
– To jest siła perswazji propagandowej, szkoły, najbliższego otoczenia. To jest poza nimi zupełnie. Oni walczą o cele imperialne. Przeżyć i zająć. Rosyjscy żołnierze uważają, że Ukrainę należy oczyścić z tego poloru narodowościowego, który w mediach rosyjskich był przedstawiany jako neonazizm. Rzecz zupełnie niezrozumiała i niewytłumaczalna w dzisiejszych czasach, 70 lat po zakończeniu wojny – przyznaje Tadeusz Baryła.
To jest wojna widziana z kosmosu na dowolnym telewizorze na całym świecie. Detale są zamieszczane w mediach społecznościowych, obrazki z okna, obrazki z własnego życia. Instagram i Fb są pełne przechwyconych rozmów żołnierzy rosyjskich z ich żonami, gdzie mężowie chwalą się, że zdobyli sokowirówkę, komplet narzędzi, gdzie zastanawiają się, jak zapakować telewizor, bo jest bardzo duży.
Wojna zawsze obnaża to, co w ludzkiej naturze najgorsze, a najgorsze instynkty odzywają się u tych, którzy są niezadowoleni, niewyspani, źle karmieni i, jak w przypadku wojsk rosyjskich, bez wyraźnych sukcesów militarnych, choć w walce mają przewagę liczebną i techniczną.
– Oni już teraz wiedzą, że zostaną wycofani, więc muszą się jakoś odegrać za ten niewdzięczny los, za te 130 dolarów, które im zapłacą za 2 tygodnie wojny. Jest to już armia umordowana. Nie spodziewali się tak zaciekłego oporu ze strony ludności cywilnej, a przede wszystkim armii ukraińskiej – stwierdza ekspert.
– Nie celują w szpital, tylko w obiekt militarny. Wszystko, co jest na drodze i co może stanowić podstawy do jakiegokolwiek sprzeciwu, buntu lub zorganizowanej obrony jest momentalnie przedmiotem agresji i niszczenia. Nieważne kto go zajmuje, czy to jest przedszkole, szkoła, budynek użyteczności publicznej. Padł rozkaz i należy go wykonać – dodaje.
Żołnierze jak mięso armatnie
9 maja 2021 roku. Rosyjska armia, 12 tys. żołnierzy, pręży muskuły demonstrując swoją siłę podczas defilady z okazji Dnia Zwycięstwa na Placu Czerwonym w Moskwie. 12 tysięcy wojskowych – przekonanych o wyjątkowości swego kraju – dumnie maszeruje pod czujnym okiem Władimira Putina, który z trybuny honorowej podziwia ten fundament swej militarnej potęgi.
12 marca 2022 roku tych 12 tys. żołnierzy już nie ma. Takie straty w ludziach poniosła Rosja od początku inwazji na Ukrainę. A przynajmniej o takich liczbach informuje strona ukraińska. Ukraińcy przekazują też, że w przechwyconym sprzęcie wojskowym należącym do Rosjan znaleźć można i mundury galowe.
Te, które miały cieszyć oko Putina podczas kolejnej pompatycznej defilady. I choć dziś prezydent Rosji skłonny jest raczej obserwować piekło – które stworzył i które zbudowane jest z coraz większej liczby trupów – z ukrycia, chowając się w jakimś bunkrze, to jego ludzie wciąż próbują realizować jego wizję wzmacniania imperium.
Ale w tej wojnie walczą nie tylko oficerowie i nie tylko żołnierze kontraktowi. Są tam też poborowi z niewielkim doświadczeniem. Młodzi chłopcy, z których wojna nie zrobi mężczyzn. Nie zdąży. Z pewnością jednak wiele matek będzie opłakiwać śmierć swoich synów.
Dlatego nie wszyscy chcą walczyć, nie chcą ginąć, ani też zabijać. Dezerterują, choć wiedzą, jakie konsekwencje ich czekają. W Rosji dezercja jest przestępstwem kryminalnym i podlega karze pozbawienia wolności do 10 lat.
Dla nich to też piekło
– W głowie przeciętnego Rosjanina panuje w tej chwili piekło. Co innego mówi dowódca, podkreślając, że idą w bój za wielką Rosję i po to, żeby zwalczać faszystów, a co innego widzą, gdy wchodzą do miasteczek, wsi, a nawet miast, gdzie przeciwko ich wejściu protestuje ludność rosyjskojęzyczna. Słyszą, że to oni są faszystami, że nikt ich tam nie zapraszał – zaznacza Tadeusz Baryła.
Choć wewnętrzna narracja cały czas podkreśla wielkość i niezwyciężoność armii państwa rosyjskiego, to żołnierze już zdają sobie sprawę, że coś tu nie gra. Wielu z nich, jeśli wierzyć w to, co mówią, zaklina się, że nie mieli pojęcia, gdzie jadą i co będą robić.
Ten przekaz, ta rozbieżność, jest dla nich rodzajem dysonansu poznawczego. Wierzyli, że będą witana solą i chlebem, jak wyzwoliciele, a okazuje się, że jedzą konserwy, które są przeterminowane od kilku lat.
– To jest dla nich szok. Nie tak miało to wyglądać. Ten, którego spotykają, którego widzą, to nie jest ten wróg, o którym im opowiadano. Niejednokrotnie wówczas dowiadują się, że Ukraina jest równie zasobna, a kto wie czy miasta nie bardziej zasobne niż miejscowości, z których oni pochodzą. Ta biedna Ukraina, której oni przynoszą wolność, wyzwalając ją od neofaszystów, teraz okazuje się być państwem, w którym mówi się po rosyjsku, w którym żyje się lepiej niż w Rosji – wyjaśnia rozmówca.
W walce o potęgę imperium ludzie się jednak nie liczą, ani cywile, którzy giną z rąk rosyjskiego żołnierza, ani rosyjscy żołnierze, którzy oddają życie za bezsensowną i właściwie nie swoją sprawę.
– To jest cecha charakterystyczna dużych państw, imperiów, a jeszcze na nieszczęście najczęściej są one zarządzane w sposób dyktatorski. Tę armię, można powiedzieć złośliwie, stać na to, żeby popełniać błędy. Tam się nigdy człowiek nie liczył. To mięso armatnie jest bardzo tanie. Natomiast przeciwnik takiej armii na pewno nie może sobie pozwolić na tak duże starty ludzkie i cywilizacyjnie, jakie ponosi armia rosyjska. Musi bardziej szanować życie ludzkie i musi być lepiej przygotowany do tego rodzaju konfliktu, konfliktu, który w przypadku Ukrainy toczy się na naszych oczach – podkreśla Tadeusz Baryła.
"Po wielkich bitwach funkcjonariusze oddziałów specjalnych zrywali poległym radzieckim żołnierzom identyfikatory. Żaden inny kraj nie traktował tak swoich poległych" – przekazał twórcom dokumentu "Sowiecka historia" jeden z rozmówców.
Wojenna twarz
Ta wojna ma twarz setek tysięcy przerażonych ludzi, zapłakanych dzieci, zdruzgotanych kobiet, skupionych na ratowaniu ojczyzny Ukraińców i Ukrainek. Ta wojna ma twarz tych, którzy już nie żyją.
Ale inwazja ma twarz tego jednego człowieka – Władimira Putina. Choć po cel próbuje sięgnąć rękami tysięcy swoich żołnierzy.
Po aneksji Krymu Rosjanki i Rosjanie w większości popierali działania Kremla. Jednak teraz przez ten rosyjski propagandowy mur coś się jednak przebija, ale żeby to coś było doświadczeniem Rosjanki lub Rosjanina, trzeba się urodzić w dużym mieście.
– Być może liznąć także kultury światowej, jeśli nie europejskiej, bywać na Zachodzie i chcieć zrozumieć trochę ten świat. Zrozumieć, że on jest zupełnie inaczej urządzany, niż według reguł, które panują w Rosji – mówi ekspert.
Rosjanom tę świadomość zabrali propagandyści? Kolejne pokolenia nie dostały szansy, aby poznać inną perspektywę? – Kto chciał mógł do tego dojść, ale to państwo jest tak skonstruowane, że próba demonstracji odmiennego punktu widzenia kończy się zazwyczaj utratą szans na normalne życie – przyznaje rozmówca naTemat.
Teraz należy sądzić, że propaganda Rosyjska będzie prowadziła z całą intensywnością drugi etap wojen głównie przeciwko dużym miastom, jako zwalczanie tych oddziałów nacjonalistycznych, które są zbrojone przez cały Zachód. Zachód, który sprzysiągł się i działa na szkodę wielkiej Rosji, która chce zapanować na całym swoim dawnym obszarze imperialnym.
– Cały naród ukraiński walczy o zachowanie własnej tożsamości, o zachowanie własnego państwa i o poczucie godności jako istota ludzka, czego w państwie rosyjskim nigdy nie doświadczono. Świata już nie interesuje tajemnica duszy Rosjan, jakie osobliwości mają zaszyte, na które się tak chętnie powołują. Niech oni sobie to opisują w swojej literaturze. Z własnego wyboru, poprzez swoje barbarzyńskie zachowanie, będą przez długie lata żyli w izolacji. Oni są w tej chwili barbarzyńcami XXI wieku, którzy sprowadzili wojnę do Europy – podsumowuje znawca tematyki rosyjskiej, Tadeusz Baryła.