"Rosjanie zrzucili nieznaną trującą substancję". Pułk Azow o ataku chemicznym w Mariupolu
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Wciąż trwają zacięte walki w Mariupolu.
- Z informacji broniącego miasta pułku Azow wynika, że Rosjanie przeprowadzili w poniedziałek w Mariupolu atak chemiczny.
- USA i Wielka Brytania potwierdziły, że badają doniesienia o możliwym użyciu broni chemicznej.
Późnym wieczorem w poniedziałek za pośrednictwem komunikatora Telegram ukraiński paramilitarny samodzielny batalion ochotniczy pułk Azow, który również odpiera ataki wojsk Rosji w strategicznie położonym Mariupolu w obwodzie donieckim, donosił o kolejnym bezwzględnym ataku wroga w walkach o miasto. Armia Władimira Putina miała zrzucić nieznaną trującą substancję na żołnierzy ukraińskich i mieszkańców.
Atak chemiczny na Mariupol
"Rosyjskie siły okupacyjne użyły w mieście Mariupol trującej substancji nieznanego pochodzenia przeciwko ukraińskim wojskowym i cywilom, która została zrzucona z wrogiego bezzałogowego statku powietrznego" – wskazano w komunikacie pułku. "Trwa wyjaśnianie okoliczności zdarzenia i ustalanie skutków wykorzystania tej nieznanej substancji" – zaznaczono.
Niedługo później dowódca pułku Azow Andrij Bilecki w nagraniu na Telegramie wyjaśnił, że w wyniku ataku chemicznego Rosjan poszkodowane zostały trzy osoby, które uskarżają się na niewydolność oddechową oraz problemy neurologiczne. Dodał, że znajdują się teraz w "zadowalającym" stanie.
Zaznaczył dodatkowo, że atak został przeprowadzony na zakład Azowstalu, który stanowi jeden z punktów oporu ukraińskiej armii. "Atak chemiczny na Mariupol oznacza, że Rosjanie nie są w stanie zająć miasta i pokonać ukraińskich obrońców. Nie mają innego wyjścia niż używać masowo zakazanej broni" – ocenił.
Potwierdzenie zdarzenia
Jak na razie informacji o ataku nie potwierdziły oficjalnie inne źródła: ani wśród ukraińskiej, ani amerykańskiej administracji czy wywiadu. Nie zrobił tego również prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w swoim przemówieniu w nocy z poniedziałku na wtorek.
Czytaj także: Kolejne bestialstwo Rosjan po Buczy. 50 osób spłonęło żywcem w Mariupolu
Jednak w rozmowie z agencją Interfax źródło z otoczenia ukraińskiego ministerstwa obrony zaznaczyło, że "bardzo prawdopodobne" jest użycie przez Rosjan broni chemicznej. Na takie niebezpieczeństwo wskazywała też część zachodnich ekspertów. Co więcej, o "potrzebie użycia oddziałów chemicznych" w Mariupolu mówił w telewizji rzecznik obrony prorosyjskiej tzw. Donieckiej Republiki Ludowej Eduard Basurin.
We wtorek w rozmowie z CNN rzecznik Departament Stanu USA, Ned Price przyznał, że Amerykanie wskazywali wcześniej, iż "są w posiadaniu wiarygodnych informacji wskazujących na to, że Rosja może szykować się do użycia środków chemicznych w celu osłabienia obrony Ukraińców w Mariupolu".
– Przekazaliśmy te informacje naszym ukraińskim partnerom. Będziemy z nimi w bezpośrednim kontakcie i postaramy się ustalić, co dokładnie rozpylono i tak szybko, jak szybko uzyskamy wiarygodne informacje, będziemy mogli więcej powiedzieć na temat tych doniesień – oznajmił.
Zaznaczył jednocześnie, że informacje o użyciu broni chemicznej nie są jeszcze potwierdzone. Również Wielka Brytania poinformowała, że bada te doniesienia.
Niezwykle trudna sytuacja w Mariupolu
Ukraińscy urzędnicy zaznaczają, że infrastruktura Mariupola, który jest teraz okrążony przez Rosjan, a jego obrzeża są okupowane, została zniszczona w wojnie w około 90 proc. Rosjanie wciąż przeprowadzają ataki z powietrza. Przy użyciu lotnictwa i artylerii próbują też szturmować port i zakłady Azowstal.
Mer miasta Wadym Bojczenko powiedział w poniedziałek agencji AP, że wcześniejsze dane mówiące o 5 tys. ofiar w mieście pochodziły z 21 marca. Podkreślił, że "tysiące ludzi leżały na ulicach", jednak Ukraińcy ze względu na blokadę i obawy o życie nie mogli ich zbierać. – W mieście od początku agresji Rosji zginęło ponad 10 tys. mieszkańców – oznajmił teraz i zaznaczył, że liczba ofiar może być jeszcze większa.
Czytaj także: W Mariupolu działają rosyjskie mobilne krematoria. "Mordercy zacierają ślady zbrodni"
W zeszłym tygodniu Rada Miejska Mariupola donosiła, że w mieście zaczęły działać rosyjskie mobilne krematoria, dzięki którym "Rosjanie chcą zniszczyć wszelkie dowody zbrodni wojennych popełnionych przez swoją armię".
Radni dodali, że ciała ofiar zbierają i palą zwerbowane przez Rosję specjalne brygady terrorystów z oddziałów tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, a ich działania koordynuje samozwańczy prorosyjski burmistrz Konstantyn Iwaszczenka.
Z kolei Bojczenko wskazał w poniedziałek, że większość z pozostałych w mieście "około 120 tys. cywilów" nie ma dostępu do leków, żywności, wody i ogrzewania. Brytyjski MON podkreślał z kolei, że Rosjanie blokują konwoje z pomocą humanitarną. Ponadto wojska Putina wywoziły przymusowo część ludności cywilnej do Rosji lub na okupowane przez siebie terytoria.