Rosjanie uwielbiali tam przyjeżdżać, a teraz bombardują. "Był wybuch, wszyscy patrzyli na siebie"

Łukasz Grzegorczyk
26 kwietnia 2022, 13:41 • 1 minuta czytania
– Usłyszeliśmy głośny wybuch, a wszyscy ludzie wokół patrzyli tylko na siebie. Myślałam jedynie o tym, że to nie może być koniec – mówi naTemat Daria Korsak, która jeszcze przed wybuchem wojny mieszkała i studiowała w Lublinie. W rozmowie z nami opowiedziała, jaka jest sytuacja w Odessie oraz dlaczego zdecydowała się zostać z rodziną w Ukrainie.
Daria Korsak studiowała w Lublinie. Teraz jest z rodziną w Odessie, która ostatnio stała się celem ataku Rosjan. Fot. OLEKSANDR GIMANOV/AFP/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

– Trzy dni temu był atak rakietowy, a po nim doszło też do innych eksplozji. Wczoraj byłam w swoim pokoju i słyszałam wybuchy. Jak się dowiedziałam, to akurat była nasza obrona przeciwlotnicza – mówi naTemat Daria Korsak, która od początku wojny relacjonuje w sieci to, co dzieje się w Ukrainie.


Z jej relacji wynika, że w ostatnim ataku zginęła m.in. matka ze swoją 3-miesięczną córką, ale jak się okazało, to nie wszystko. – Nie żyje też cała rodzina, kobieta, która była w ciąży i jej mąż. To byli młodzi ludzie. Trudno opisać to uczucie, ta wojna jest obok nas. Ludzie tutaj się znają i każdego ta wojna w jakiś sposób dotyka – dodaje.

Atak rakietowy na Odessę

– Kiedy był największy atak rakietowy na Odessę, akurat byłam poza domem. Nikt nie wiedział, że coś takiego się wydarzy. Nagle usłyszeliśmy głośny wybuch, a wszyscy ludzie wokół patrzyli tylko na siebie. Myślałam jedynie o tym, że to nie może być koniec – przyznaje Daria Korsak.

Mieszkam nad morzem i mam w domu panoramiczne okna, przez które jeszcze wieczorem widziałam wielką przelatującą rakietę. Później potwierdziło się, że to była ukraińska rakieta obrony przeciwlotniczej, ale są ludzie w naszym kraju, na których codziennie spadają rosyjskie pociski. One uderzają w domy, w których są ludzie.Daria KorsakUkrainka mieszkająca w Odessie

Nasza rozmówczyni wskazuje, że w Odessie jest teraz dużo osób ze wschodu Ukrainy. – Miasto stara się funkcjonować normalnie, ale na początku rzeczywiście wyglądało tak, jakby trwała tu wojna. Wszyscy szykowali się do obrony. Teraz powoli zaczynają otwierać się restauracje, ludzie spacerują. Staramy się zrobić wszystko, by pokazać spokój. Z tego co wiem, Rosjanie cały czas wypuszczają swoje drony, bo sprawdzić, jaka jest sytuacja w mieście – relacjonuje.

Jak przyznaje, czasem wstyd jej mówić, że czegoś w Odessie brakuje, bo przecież miasto nie jest okupowane, jak np. Mariupol. – U nas był moment, że nie mieliśmy wody, ale to trwało krótko – zapewnia.

"Przyjeżdżali do nas na wakacje, a teraz bombardują"

Studentka UMCS zauważa, że Rosjanie bardzo lubili podróżować do Odessy. – Tu jest morze, typowo turystyczne miejsce. A oni teraz bombardują. Jednego dnia mówią, że u nas są nacjonaliści, później przyjeżdżają do nas na wakacje. Nie da się tego zrozumieć. Bombardują nas, bo chcą to robić, atakują przecież odległy od Donbasu Lwów. Tak jest też z innymi miastami – stwierdza.

Daria jest w Odessie ze swoją rodziną, ale jej tata powtarza, żeby razem z mamą i bratem wyjechała z Ukrainy. – Od początku miałam uczucie, żeby uciec od codzienności wojny, ale nie do innego kraju. Dużo moich znajomych, którzy uciekli, pokazują na Instagramie swoje życie w Europie. Czuję trochę złość, że udostępniają takie rzeczy w momencie, kiedy w Ukrainie jest ten dramat. Ja jestem pewna, że podjęłam dobrą decyzję – przekonuje.

– Wszyscy myśleli, że Odessa będzie jednym z pierwszych miast, które znajdzie się pod rosyjską flagą. My tu mówimy po rosyjsku, było dużo osób z Rosji. Myśleli, że mamy ich mentalność, ale przekonali się, że jest inaczej. W sercu mamy Ukrainę i będziemy za nią walczyć – zapowiada na koniec.

Czytaj także: https://natemat.pl/409270,rosjanie-moga-wywolac-powodz-na-zbiorniku-karlowskoje