Skandal zamiast święta piłki. Zdaniem "Wiadomości" TVP winny jest Trzaskowski, ale to nieprawda
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google Lech Poznań przegrał 1:3 (0:2) z Rakowem Częstochowa i nie zdobył Pucharu Polski, który drugi rok z rzędu należy do ekipy spod Jasnej Góry. Mecz, który miał być sportowym świętem, zamienił się w jego przeciwieństwo. A wszystko przez kibiców Kolejorza, którzy woleli stać pod bramami PGE Narodowego, a później je szturmować i wdać się w bijatykę z policją, która nie chciała wpuścić ich na stadion. Nie chciała, bo kibice nie dostali zezwolenia, by złamać prawo. Jak to możliwe?
Całe zamieszanie z udziałem kibiców Lecha Poznań rozpoczęło się tuż przed meczem, choć już kilka dni wcześniej było wiadomo, że nie wniosą na stołeczny obiekt zakazanych flag. Dlaczego nie mogli ich wnieść?
Bo władze miasta, opierając się na opinii Państwowej Straży Pożarnej, wydały negatywną opinię dotyczącą wnoszenia na teren imprezy masowej flag o wymiarach większych niż 2x1,5 metra. A kibice z tą decyzją zgodzić się nie chcieli, tak samo jak prezes PZPN.
I jak prorządowe "Wiadomości" TVP, które w poniedziałkowy wieczór kolejny raz zamieściły materiał składający się z samych kłamstw i niedopowiedzeń.
Rozważmy zatem sprawę z każdej strony, bo jest ich kilka, wszystkie mają swoje argumenty, a na koniec władze stolicy oraz policja i straż pożarna (nie mówiąc o wszystkich innych obywatelach) mają obowiązek przestrzegać obowiązującego prawa.
Dotyczy to również prezesa PZPN Cezarego Kuleszy oraz tysięcy kibiców Lecha Poznań, którzy nie stoją ponad prawem i którym zwyczajnie nie wolno łamać przepisów prawa. Nawet podczas finału Fortuna Pucharu Polski.
Strona 1 - Państwowa Straż Pożarna
Do zadań oficerów i komendy miejskiej Państwowej Straży Pożarnej należy opiniowanie zabezpieczenia każdej imprezy masowej (w tym imprez sportowych), która odbywa się na terenie jej funkcjonowania. PSP ma tak przygotować opinię do wniosku o organizację imprezy masowej, by ta odbyła się z poszanowaniem przepisów prawa, była bezpieczna dla uczestników i nie zakończyła się tragedią.
Władze warszawskiej komendy miejskiej wydały opinię pozytywną przed finałem Fortuna Pucharu Polski, ale zawarły w niej jedno istotne zastrzeżenie. Wspomina o nim na Twitterze rzecznik Komendy Głównej PSP Karol Kierzkowski, która włączyła się w dyskusję po meczu i wyjaśnianie tego, kto zawinił. "Państwowa Straż Pożarna wydała pozytywną opinię dotyczącą bezpieczeństwa pożarowego meczu #LPORCZ, w której "nie zaleca się wnoszenia flag i banerów większych niż 2x1,5m".
Innymi słowy, Straż Pożarna zgodziła się na organizację meczu, ale zażyczyła sobie, by uczestnicy imprezy masowej (mecz finałowy Fortuna Pucharu Polski taką imprezą jest) nie posiadali wspomnianych flag i banerów. Gdyby organizator nie dostosował się do zaleceń strażaków, przebywający na terenie imprezy oficerowie zabezpieczający widowisko mogli zażyczyć sobie przerwania meczu i zakończenia imprezy. Po co? By nie łamano prawa.
Strona 2 - władze miasta stołecznego Warszawa
Władze miasta Warszawy są stroną całego postępowania przygotowawczego do organizacji imprezy masowej, tak samo jak straż pożarna, policja i organizator. Ten zgłasza do odpowiedniej komórki we władzach stolicy wniosek o organizację. Konkretnie zajmuje się tym Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu m.st. Warszawy, któremu szefuje Michał Domaradzki. Jest w tej komórce Wydział Imprez i Zgromadzeń, a jego naczelnikiem jest Mirosław Szymanek. I to jego zespół przygotowuje imprezy masowe w stolicy. "Warszawa jest miastem, w którym organizowanych jest blisko 800 imprez masowych rocznie. To olbrzymie wyzwanie organizacyjne i logistyczne, szczególnie w sytuacji dużych kilkudziesięciotysięcznych koncertów i meczów piłki nożnej" - czytamy na stronach miasta. Ponad dwie imprezy dziennie, nie tylko finał Fortuna Pucharu Polski. Czy chcesz zorganizować koncert z okazji finału WOŚP, maraton biegnący ulicami stolicy czy mecz piłkarski, musisz złożyć wniosek i uzyskać opinie jednostek odpowiedzialnych zgodnie z ustawą za bezpieczeństwo imprez masowych.
Są wśród nich policja, straż pożarna, sanepid, służby medyczne i miejskie (bo na przykład po meczu trzeba posprzątać śmieci po tysiącach kibiców). I to one wystawiają opinie, które dla organizatora i dla miasta są wiążące. Nad całą procedurą może, ale wcale nie musi, czuwać prezydent Rafał Trzaskowski. Ma od tego ludzi i odpowiednią komórkę w mieście, ma specjalistów, których celem jest organizacja bezpiecznej imprezy masowej. Bezpiecznej dla uczestników i dla mieszkańców miasta. Tylko i aż tyle.
Strona 3 - Polski Związek Piłki Nożnej, czyli organizator meczu
Organizatorem, czyli stroną, która wnioskowała o organizację imprezy masowej - finału Fortuna Pucharu Polski jest PZPN. Związek musi wypełnić dokumenty, złożyć je w urzędzie miasta i dostosować się do wymogów miasta oraz opinii takich jak ta z komendy miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. I już 26 kwietnia PZPN wiedział, że kibiców czeka zakaz wnoszenia flag i sektorówek. Informował o tym na swoich stronach.
"W związku z powyższym uprzejmie informujemy, że służby informacyjne i porządkowe będą zobowiązane do odmówienia wniesienia na stadion banerów lub flag o wymiarach większych niż 2m x 1,5m zgodnie z niniejszą decyzją organu wydającego zezwolenie na przeprowadzenie imprezy masowej. Polski Związek Piłki Nożnej, jako organizator przedmiotowej imprezy masowej, zamierza złożyć stosowne odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w zakresie ww. warunku zezwolenia."
W trakcie meczu prezes PZPN Cezary Kulesza napisał, że nie zgadza się z opinią straży pożarnej i decyzją władz miasta. Zagroził nawet, że finał PP nie odbędzie się już w stolicy, co trzeba skwitować uśmiechem zażenowania. Panie prezesie, a przepisy prawa i opinie fachowców? Czy Cezary Kulesza "pod publiczkę" napisał kilka słów, by przypodobać się kibicom, a zlekceważył opinie fachowców, którzy mają dbać o bezpieczeństwo uczestników meczu? Tak to właśnie wygląda. PZPN, jak bardzo by chciał, prawa w Polsce łamać nie może.
Strona 4 - opinia publiczna
W całej tej sprawie są jeszcze kibicie i opinia publiczna, a te każda ze stron próbuje ją wprowadzić w błąd. O tym, czy dzieje się tak umyślnie, czy też nie, rozstrzygać nie chcemy. Ale możemy napisać, że władze Warszawy musiały się zastosować do opinii Państwowej Straży Pożarnej, bo inaczej mecz mógł być przerwany. Wiedzą o tym w PSP, władzach miasta i w PZPN-ie, który udaje, że mecze Pucharu Polski to zawsze wspaniałe i bezpieczne widowiska. Nic z tych rzeczy, doskonale pamiętamy ubiegłe lata, racowiska i zadymy na PGE Narodowym i nie tylko.
Milczą władze Lecha Poznań, który jest w ciężkiej sytuacji, bo znalazł się między młotem, a kowadłem. Z jednej strony ma swoich fanów, których popierając władze Warszawy może tylko rozdrażnić. Z drugiej przepisy prawa, którego jako klub musi przestrzegać, a co nie zawsze w Poznaniu się udaje. Także dlatego, że klub przymyka oko na niebezpieczną i zakazaną podczas imprez masowych pirotechnikę. Oraz flagi, które "kibicom" służą jako osłona przed służbami i ułatwiają łamanie prawa dot. imprez masowych.
Oczywiście alternatywną rzeczywistość zaprezentowały "Wiadomości" TVP, które w poniedziałek oskarżyły Rafała Trzaskowskiego o próbę sparaliżowania meczu, pomijając niewygodne fakty i budując materiał o meczu daleki od faktów, prawdy i przepisów prawa. Skwitował całą sprawę minister sportu Kamil Bortniczuk, który się wygłupił atakując władze i prezydenta Warszawy. Wykazał się nieznajomością prawa i przy okazji realiów organizacji imprezy masowej, którą przecież był mecz. Ale czego wymagać od ministra sportu, prawda?
Koniec końców wszystko ułożyło się fatalnie, tak w gabinetach decydentów, jak na stadionie i pod nim. Dziesięć tysięcy fanów nie weszło na stadion, część z nich szturmowała bramy i starła się z policją, która nie zaatakowała sama (jak twierdzą fani Lecha Poznań) kibiców. Ucierpiało dwóch funkcjonariuszy i koń, widzieliśmy nagrania zabezpieczone przez policję pod PGE Narodowym, gdzie doszło do starć. Ucierpieli też, przy okazji, niewinni kibice, w tym dzieci. Właśnie dlatego, że ktoś chciał złamać prawo, nie licząc się z tym, że tak robić nie wolno.
Dlaczego straż pożarna nie zgodziła się na wniesienie flag na finał Pucharu Polski?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Bo stanowią zagrożenie dla ludzi przebywających na trybunach, a przy okazji są doskonałym maskowaniem dla "kibiców", którzy pod ich osłoną łamią prawo, na przykład używając zakazanej na stadionach pirotechniki. Władze Poznania i Wielkopolski wiele razy przymykały na to oko, co widać było po oprawach podczas meczów Lecha Poznań. Ale nie musiały tego robić władze Warszawy, mając na uwadze literę prawą oraz bezpieczeństwo kibiców na PGE Narodowym.
Fot. ADAM JASTRZĘBOWSKI/Polska Press/East News
Sporo racji ma rzecznik Lecha Poznań, Maciej Henszel. "Od wczoraj trwa klasyczna, typowo polska jatka polityczna i wzajemne obrzucanie się odpowiedzialnością. I każde słowo tylko by dodało paliwa stronom sporu" - napisał na Twitterze i słusznie ocenił, jak PiS (wraz z podległymi mu służbami i pod rękę z szefem PZPN) walczy z PO (magistratem Warszawy i Rafałem Trzaskowskim) o rację. A ta nie leży po żadnej ze stron, bo wystarczy tylko przestrzegać prawa.
Smutno oglądało się sceny pod i na PGE Narodowym 2 maja, ale być może mamy takie sportowe święto, na jakie sobie zasłużyliśmy?
Czytaj także: https://natemat.pl/410602,puchar-polski-rakow-zdobywca-pucharu-skandal-z-kibicami-lecha