Alimenciarze mają w Polsce jak pączki w maśle. Rekordzista ma prawie milion złotych długu

Agnieszka Miastowska
10 maja 2022, 19:09 • 1 minuta czytania
Co łączy Mikołaja Krawczyka, Zbigniewa Zamachowskiego czy Dariusza Krupę z setkami tysięcy polskich ojców? Zdecydowali się nie płacić alimentów na własne dzieci. Rodziców, którzy odebrali wsparcie finansowe własnym dzieciom, a jednocześnie drugiemu rodzicowi jest w Polsce ponad 250 tys. a większość z nich to mężczyźni. Kobiety mówią wprost: społeczeństwo ma większe zrozumienie dla alimenciarzy niż dla samotnych matek.
Alimenciarze w Polsce jak pączki w maśle fot: Arkadiusz Ziolek/ East News.

Ile osób nie płaci alimentów?

Zgodnie z danymi z Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor na koniec lipca roku 2021 ponad 251,2 tys. osób nie wywiązuje się z płacenia alimentów na dzieci. Ich zaległości z tego tytułu przekraczają 10,2 mld złotych, a gminy współpracujące z BIG stale przekazują kolejnych dłużników.

Czytaj także: https://natemat.pl/32789,zdrada-przemoc-domowa-i-pranie-brudow-adwokaci-opowiadaja-jak-rozwodza-sie-polacy

96 proc. z nich to mężczyźni, ale nie wszyscy są anonimowi. Ostatnio w mediach pojawiła się informacja o tym, że z alimentami zalega aktor Mikołaj Krawczyk, były mąż Anety Zając. Aktor z płatnościami na swoich dwóch synów zwlekał tak długo, że kwota zaległości urosła do ponad 170 tys.

Ale Mikołaj Krawczyk jest tylko jednym z alimenciarzy z polskiego showbiznesu, wśród wymigujących się od płacenia na własne dzieci można wymienić Zbigniewa Zamachowskiego, Michała Wójcika, Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka czy byłego męża Edyty Górniak. Nawet znane nazwisko czy ryzyko pojawienia się w mediach nie są wystarczającą motywacją do płacenia zobowiązań.

Jednak "znane twarze" plasują się daleko od niechlubnego podium alimenciarzy. Rekordzistą jest unikający łożenia na wychowanie swoich dzieci 31-latek z Małopolski, którego dług sięgnął prawie 939 tys. zł. Co ciekawe, najwięcej dłużników alimentacyjnych mieszka na Śląsku i Mazowszu, ich zaległości grubo przekraczają miliard złotych. 

Dlaczego nie płacą?

Rocznie w Polsce sądy orzekają średnio 65 tys. rozwodów, rozpada się już co trzecie małżeństwo. Naprzemienny model opieki po rozwodzie jest jednak bardzo rzadki. Zazwyczaj dzieci zostają z matką, dlatego mówiąc "alimenciarz", nie bez powodu mamy na myśli jednego z rodziców. Kwota alimentów musi zostać zasądzona przez sąd w oparciu o przeprowadzone postępowanie dochodowe. A ile ojcowie zazwyczaj płacą na swoje dzieci?

To oczywiście zależy. Od "usprawiedliwionych" potrzeb dziecka oraz majątkowych i zarobkowych możliwości zobowiązanego. Tak brzmi teoria, w praktyce można wystąpić o dowolną kwotę alimentów, co nie oznacza, że sąd nam ją przyzna.

Temat kwot alimentów wywołuje spore kontrowersje, szczególnie w środowisku samotnych matek np. na forach internetowych, na których przy okazji wątku finansów okazuje się, że różnice w kwocie alimentów są ogromne.

Z jednej strony, to zrozumiałe, skoro ich kwota zależy od zarobków rodziców, z drugiej niektóre sumy są tak skandalicznie niskie, że nie wystarczą nawet na opłacenie najmniejszej potrzeby dziecka.

Ze statystyk opublikowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości wynika, że w I półroczu 2019 r. średnia wysokość alimentów zasądzonych na dzieci poza rozwodami wynosiła 674,5 złotych, a przy rozwodach 966,9 złotych.

Korzystając z przykładu ze świata showbiznesu, można porównać, że najbardziej szczodrym ojcem jest Dariusz Michalczewski, płacący 16 tys. zł miesięcznie na dziecko, Krzysztof Ibisz płaci 7 tys., a Robert Janowski 2 tys. To jednak raczej kwoty, o jakich przeciętna samotna matka może pomarzyć.

Rozmawiam ze znajomym, który wspomina, że gdy był dzieckiem, nieobecny w jego życiu ojciec miał na niego zasądzoną kwotę... 50 złotych miesięcznie.

– Ale nawet tego nie płacił, więc trafił na jakiś czas do więzienia. Po jego śmierci musiałem się zrzec spadku, by nie przeszedł na mnie jego alimentacyjny dług – wyjaśnia.

Mimo że dzisiaj kwoty alimentów są wyższe, to nadal zdecydowanie poniżej realnych potrzeb rodziny utrzymywanej przed jednego z rodziców. Na grupach samotnych matek można dowiedzieć się, że kwota 500 złotych uznawana bywa za "przyzwoitą", oczywiście nie jest w stanie pokryć nawet połowy kosztów miesięcznego utrzymania dziecka, ale "lepszy rydz niż nic".

Na forach nie brakuje jednak matek, które wyznają, że ich byli partnerzy płacą po 300 złotych... na dwoje dzieci. Nadal zdarzają się więc kwoty rzędu 300, 200 czy 100 złotych na dziecko. Jak podkreślają matki, te nie wynikają z realnie niskich zarobków byłego partnera, a tym bardziej z niskich potrzeb dziecka.

Polscy alimenciarze są bardzo kreatywni w unikaniu płacenia na dziecko, a pracodawcy często idą im na rękę – ich sposobem jest wypłacanie najniższej krajowej jako oficjalnej pensji i przekazywanie reszty pieniędzy pod stołem, by uniknąć ściągania z nich alimentów.

Bardzo często pracują na czarno, oficjalnie tylko na 1/2 etatu, odbierają wypłatę w gotówce, prowadzą firmy zarejestrowane na kogoś innego np. nową partnerkę, sprawiając, że ich przychody stają się niewidzialne dla systemu.

Ściągalność alimentów wynosi poniżej 10 proc., sprawy sądowe o niepłacenie alimentów bywają umarzane z powodu niskiej szkodliwości czynu społecznego, ale nie to jest najgorsze.

Jedna z samotnych matek mówi, że ludzie kochają krytykować, oceniać i pouczać samotne matki, ale jeszcze nigdy nie spotkała się z otwartą i zajadłą krytyką alimenciarzy. Jak to możliwe, że społeczeństwo ma więcej zrozumienia dla unikającego płacenia na własne dziecko dłużnika niż dla rodzica samotnie wychowującego dziecko, na które potrzeba pieniędzy?

"Matki alimenty wydają na kosmetyczkę?"

– Mój były początkowo na córkę płacił 300 zł, chciałam podnieść tę kwotę do 500, chociaż wiedziałam, że skończy się to konfliktem, a sąd raczej nic nie zdziała, bo on miał tylko dorywcze prace. Gdy chciałam z nim o tym porozmawiać, odparował, że on przecież kupuje małej ubranka, zabiera ją na lody i "nie ma pojęcia, co ja robię z tymi pieniędzmi"! On nie ma pojęcia, ile kosztuje wychowanie dziecka – wyjaśnia 36-letnia samotna matka.

Kobiety mówią, że od swoich partnerów często słyszą argumenty o roszczeniowości, rozrzutności, nieumiejętności gospodarowania pieniędzmi. Zarzuty, że jeśli kwota alimentów nie starcza na pokrycie potrzeb dziecka, to prawdopodobnie wydają ją na siebie.

– Widziałam mojego byłego na wakacjach w egzotycznych krajach z nową partnerką, a ja musiałam prosić go o zaległe przelewy i znosić komentarze, że widział na zdjęciach moje zrobione paznokcie, więc "na kosmetyczkę mnie stać, na dziecko już nie". Ludzie chcą, żeby matka chodziła umęczona i zaniedbana, a jeśli tak nie wygląda, to na pewno wydaje pieniądze byłego na siebie. Tak jakby on nie miał obowiązku płacić, skoro zostawił swoje dziecko – pisze mi inna kobieta z grupy samotnych matek.

Wielu ojców traktuje alimenty nie jak naturalny obowiązek względem dziecka, ale jak "karną ratę", obciążającą ich budżet. Pracodawcy budują tolerancję dla alimenciarzy, idąc im na rękę i pomagając w ukrywaniu realnej pensji. A niektórzy latami sądzą się o obniżenie kwoty alimentów na swoje dziecko.

Więzienie za alimenty?

W świetle prawa każdy dłużnik niewypełniający swojego obowiązku alimentacyjnego musi liczyć się nie tylko z nałożeniem kary grzywny, ale i ograniczeniem lub pozbawieniem wolności do lat 2.

Jednak kobiety, z którymi rozmawiam, podkreślają, że możliwe jest tylko ukaranie dłużników, których zarobki są jawne, poza tym nie każda była partnerka chce sądzić się ze swoim ex, nierzadko narażając dziecko na pogorszenie z nim kontaktów.

Prawo jednak się zmienia, z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że znacznie wzrosła ściągalność alimentów do państwowego Funduszu Alimentacyjnego. W 2015 roku wynosiła 13 proc. a w 2019 roku – już 41 proc.

Nowe przepisy dały osobom oczekującym na alimenty większe możliwości dochodzenia swoich praw w prokuraturze. W 2016 roku wszczęto 17 tys. spraw o niealimentowanie dzieci. Rok później, a więc już po nowelizacji, było ich ponad 38,5 tys. 2 lata temu – 94,5 tysięcy, a w pierwszej połowie ub.r. – ponad 49 tys.

Samotni rodzice podkreślają jednak, że kluczowa jest zmiana nastawienia do zalegających z opłatami ojców. Kobiety podkreślają, że przez obecny system prawny i brak społecznego ostracyzmu wobec alimenciarzy czują się, jakby odpowiedzialność za utrzymanie dziecka spoczywała wyłącznie na nich.

– Tatuś nie ma pieniędzy i nie zapłaci, a ja nie mogę powiedzieć dzieciom, że w tym miesiącu nie mam pieniędzy i obiadu nie będzie – podsumowuje jedna z samotnych matek.

Czytaj także: https://natemat.pl/278499,boruc-walczy-z-byla-zona-o-alimenty-na-dziecko-komentarz-komornika