Tajwan patrzy na Ukrainę i tak szykuje się do walki. "Chiny zastanowią się dwa razy, czy atakować"

Katarzyna Zuchowicz
30 maja 2022, 05:49 • 1 minuta czytania
Na Tajwanie bardzo wzrosło zainteresowanie nauką strzelania, a kursy podobno przeżywają oblężenie. Mieszkańcy tłumaczą, że jeśli Chiny ich zaatakują, chcą być przygotowani jak Ukraińcy. Nawet szef tajwańskiego MSZ zapowiedział, że jego rząd wykorzysta ukraińskie techniki do ewentualnego odparcia znacznie większego wroga. I tak szykują się na możliwą inwazję Chin. Na ile te groźby są realne?
W Tajwanie przygotowują się na ewentualny atak Chin, biorą przykład z Ukrainy. Na zdjęciu prezydent Tsai Ing-wen odwiedza rezerwistów. Fot. SAM YEH/AFP/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


Chyba nie ma dziś drugiego takiego regionu na świecie, który – położony tysiące kilometrów od Europy – byłby tak wpatrzony w Ukrainę jak Tajwan. Albo inaczej – który patrzyłby na nią jak na wzór i przykład do naśladowania i od początku wojny w Ukrainie analizowałby jaką lekcję z jej działań może wyciągnąć dla siebie.

Na Tajwanie, który ostatnio szczególnie żyje wizją ataku Chin, widać to bardzo mocno, bo wojna w Ukrainie pobudziła do działania i tajwańskich polityków, i zwykłych ludzi. Jakby dopiero teraz społeczeństwo zaczęło się zastanawiać, czy faktycznie jest dobrze przygotowane, by odeprzeć ewentualną inwazję Chin, które od lat stanowią dla nich zagrożenie.

– To, co dzieje się na Ukrainie w mediach tajwańskich jest przedmiotem najwyższego zainteresowania. Tajwańczycy uważają, że mogą być potencjalnym obiektem agresji, tak jak Ukraina i z największą uwagą obserwują agresję Rosji. Patrzą na działania Ukraińców, śledzą je na bieżąco, widzą, że nie dają się mimo przewagi i chcą postępować podobnie jak oni, żeby bronić swojego dobrobytu, wolności, spokoju. Tajwan identyfikuje się z Ukrainą. Społeczeństwo Tajwanu po prostu naśladuje i wzoruje się na Ukraińcach – mówi naTemat prof. dr hab. Edward Haliżak, znawca Chin, były dyrektor Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW.

Tajwańczycy uczą się strzelać

O tym, że Tajwańczycy ruszyli na strzelnice, od pewnego czasu relacjonują azjatyccy korespondenci zachodnich mediów. Bohaterowie ich reportaży przyznają, że to za sprawą wojny w Ukrainie, i że zainteresowanie nauką strzelania wzrosło od jej wybuchu, zwłaszcza wśród kobiet.

– Fiona zdecydowała, że to jej obowiązek, by bronić kraju. Zapisała się na kurs strzelania, bojąc się, że Tajwan będzie następną Ukrainą. To, jak Ukraińcy chwycili za broń, by walczyć z rosyjskimi żołnierzami, skłoniło ją i innych do tego, by przygotować się na inwazję Chin – to fragment reportażu w brytyjskiej ITV News.

I jeszcze jeden reportaż, najnowszy, z "Los Angeles Times". O tym, jak Tajwan od dziesięcioleci żyje z groźbą inwazji ze strony Chin kontynentalnych, które uważają wyspę za część swojego terytorium. Ale dopiero w lutym, gdy Rosja najechała Ukrainę, wielu Tajwańczyków zaczęło się zastanawiać, jaką rolę mogliby odegrać, gdyby wojna wybuchła u nich i gdyby chińscy żołnierze nagle pojawili się na tajwańskich plażach.

"Ta historia zaczęła się w lutym, kiedy Caren Huang oglądała w telewizji, jak 5 tysięcy mil od niej ukraińscy cywile chwycili za broń, by walczyć o swój dom. To wtedy 44-latka zdecydowała, że ​​powinna nauczyć się strzelać z pistoletu" – pisze Stephanie Yang o jednej z bohaterek.

– Do tej pory Tajwańczycy przejawiali postawy pacyfistyczne i uważali, że nie ma zagrożeń dla suwerenności ich kraju, gdyż parasol ochronny Ameryki odstrasza Chiny przed podjęciem inwazji. Ale przykład Rosji pokazał, że państwo autorytarne może podjąć akcję wojskową bez względu na cenę. To uświadomiło Tajwańczykom, że władze chińskie mogą zachować się podobnie, jak władze w Moskwie. W związku z tym na Tajwanie zmienia się nastawienie do służby wojskowej, do armii, do roli sił zbrojnych. Wyraźna jest społeczna mobilizacja na rzecz obrony Tajwanu – mówi prof. Edward Haliżak.

Na zasadzie: chcemy tak, jak Ukraina.

"Obrona cywilna zyskuje na popularności na Tajwanie po wojnie na Ukrainie. Tajwańczycy wiedzą, jak przygotować się na klęski żywiołowe, ale teraz niektórzy chcą się przygotować na wojnę" – to częsty przekaz, jaki ostatnio stamtąd dociera.

Władze Tajwanu o Ukrainie

Jeszcze przed wybuchem wojny, prezydent Tajwanu, Tsai Ing-wen, ujęła wielu ludzi, gdy oświadczyła, że z powodu zagrożenia ze strony Chin jej kraj odczuwa "empatię" wobec sytuacji, w jakiej znalazła się Ukraina. Gdy wybuchła wojna, w stroju wojskowym pojechała odwiedzić armię rezerwistów, która właśnie zaczęła przechodzić ćwiczenia zgodnie z nowym programem szkolenia.

Rząd Tajwanu zapowiedział jego reformę pod koniec ubiegłego roku, jego testowa realizacja ruszyła w lutym. Polega na tym, że m.in. podwojono ćwiczenia bojowe i strzeleckie, a szkolenie ma trwać dwa tygodnie zamiast 5-7 dni jak było wcześniej.

– Ostatnia sytuacja w Ukrainie po raz kolejny dowodzi, że ochrona kraju, oprócz międzynarodowej solidarności i pomocy, zależy od jedności całego narodu – powiedziała rezerwistom prezydent.

Na Ukrainę powołał się też szef resortu obrony. Chiu Kuo-cheng powiedział, że jest wiele lekcji, których Tajwan może nauczyć się od Ukrainy, gdzie ludzie dostawali broń i byli wysyłani do walki po zaledwie kilku dniach szkolenia.

Wreszcie szef tajwańskiego MSZ stwierdził kilka dni temu, że w przypadku inwazji, jego rząd wykorzysta ukraińskie techniki do odparcia znacznie większego wroga, w tym mobilizację ludności.

Tu warto wspomnieć jeszcze jedno: Tajwan dołączył do sankcji przeciwko Rosji i włączył się w pomoc dla Ukrainy, za co wyspę krytykowały Chiny. Ciekawostka – w kwietniu Taiwan i Polska razem zorganizowały w Tajpej koncert charytatywny pod hasłem "Modlimy się za Ukrainę – Solidarność z Ukrainą".

I teraz pytanie, jak w ogóle oceniać cały konflikt? I na ile dziś jest groźny?

Dlaczego konflikt Tajwan-Chiny odżył

– Obserwatorzy sceny międzynarodowej dopatrują się bardzo dużych podobieństw między agresją Rosji na Ukrainę, a ewentualną agresją Chin na Tajwan. Mimo podobieństw, porównanie to jest jednak nieuprawnione, gdyż sytuacja Chin i Tajwanu jest diametralnie różna od tej na Ukrainę – wskazuje prof. Haliżak.

Przypomina, że formalnie Tajwan jest uznawany przez społeczność międzynarodową za część Chin, zgodnie z zasadą jednych Chin, którą przyjęto w latach 70. ubiegłego wieku.

– Z tej zasady wysuwa się wniosek, że jeżeli miałoby się dokonać zjednoczenie Tajwanu i Chin, to tylko drogą pokojową, wtedy, gdyby społeczeństwo na Tajwanie wyraziłoby zgodę na przyłączenie. Biorac pod uwagę stan opinii publicznej na Tajwanie taka opcja nie wchodzi w rachubę gdyż opowiada się ono za utrzymaniem obecnego status quo i niepodległością. To z kolei denerwuje Chiny, które w takim przypadku nie wykluczają użycia siły zbrojnej wobec jakiejkolwiek próby usamodzielnienia się Tajwanu – mówi.

Sytuacja jest napięta od lat, ale wystarczy przypomnieć ostatnie doniesienia. Niedawno media ujawniły zdjęcia satelitarne, które miały sugerować, że chińska armia ćwiczy uderzenia rakietowe na cele wojskowe na Tajwanie na należącą do USA wyspę Guam.

A wcześniej, w odpowiedzi na wizytę delegacji kongresmenów USA na Tajwanie, Chiny poinformowały, że przeprowadzą ćwiczenia wojskowe w okolicach Tajwanu.

Kilka dni temu oliwy do ognia dolał prezydent USA, który podczas wizyty w Japonii i Korei Południowej nagle stwierdził, że USA rozważyłyby możliwość interwencji zbrojnej, gdyby Chiny napadły na Tajwan.

Ta wypowiedź wywołała duże kontrowersje.

– Chińczycy uważają, że relacje między Tajwanem a Chinami to sprawa wewnętrzna Chin i państwa trzecie nie mają prawa się do tego mieszać. Do tej pory USA oficjalnie twierdziły, że nie chcą interweniować, a jedynie pomagać Tajwanowi w uzyskaniu wysokiego poziomu zdolności do obrony. Wypowiedź prezydenta Bidena wybiegła trochę od dotychczasowej narracji i dała asumpt do różnego rodzaju obaw związanych z ewentualnością bezpośredniego konfliktu miedzy USA a Chinami. Ale przedstawiciele administracji USA nie powtarzali już potem jego słów – komentuje prof. Haliżak.

Na ile realna jest inwazja Chin?

O chińskim zagrożeniu dla Tajwanu słychać od lat. Teraz, jak uważa nasz rozmówca, temat odżył za sprawą podobieństw sytuacji do Ukrainy i obaw Tajwańczyków przed agresją ze strony Chin, którzy uważają, że Chiny mogą zachować się podobnie jak Moskwa.

– Chińska armia, nie jest jeszcze zdolna do przeprowadzenia błyskawicznej, efektywnej operacji desantowej, mającej na celu zajęcie Tajwanu – podkreśla.

– Na ogół sądzi się, że Chiny nie posiadają wystarczającej przewagi militarnej, żeby dokonać w sposób szybki i sprawny inwazji na Tajwan. Wynika to z tego, że pod względem technologicznym ich siły zbrojne ustępują pod wieloma parametrami zarówno armii tajwańskiej, która dysponuje nowoczesnym sprzętem, jak i armii amerykańskiej – mówi ekspert.

Wskazuje, że Tajwan jest w lepszej sytuacji niż Ukraina, ponieważ już dysponuje potężnymi zasobami militarnymi i zaawansowanymi systemami broni. Posiada na przykład 150 samolotów F-16, podczas gdy Polska ma ich 48.

– Doświadczenie wojny w Ukrainie dowodzi, że chińscy wojskowi zastanowią się dwa razy, zanim podejmą decyzję o inwazji, bo widzą, że inwazja Rosji nie idzie zgodnie z planem, że jest dużym rozczarowaniem w sferach wojskowych Rosji, i że po trzech miesiącach sukcesy są bardzo skromne. W związku z tym chińscy wojskowi patrzą na ten konflikt bardzo uważnie i kalkulują – mówi.

Doświadczenie Rosji raczej odstrasza ich od zastosowania siły zbrojnej. Konflikt w Ukrainie, wbrew pozorom, działa otrzeźwiająco na elity polityczne i wojskowe Chin przed podejmowaniem pochopnych decyzji. Uważają one, że ryzyko jest bardzo duże. A to ryzyko jeszcze zwiększa fakt, że USA zadeklarowały, że włączyłyby się w ten konflikt Prof. Edward Haliżakb. dyr. Instytutu Stosunków Międzynarodowych

Poza tym, jak dodaje, problemy wewnętrzne w Chinach i spowolnienie gospodarki po pandemii, wywołują dziś duży niepokój władz w Pekinie i na tyle traktują to jako zagrożenie, że raczej powstrzymają je przed podjęciem działań militarnych wobec Tajwanu.

Do tego USA, jego zdaniem, też z powodów gospodarczych nie są zainteresowane tym, żeby Chiny dokonały inwazji. Ostatnie lata pokazały, że handel z Chinami jest Ameryce bardzo potrzebny. Ma o tym świadczyć m.in. fakt, że Joe Biden podjął decyzję o zawieszeniu ceł na produkty importowane z Chin po to, by były one tańsze i pomagały zwalczać inflację w USA. 

– To powoduje, że Amerykanie i Chińczycy będą się mitygować przed zaostrzeniem sytuacji na linii Tajwan-Chiny – analizuje ekspert.

Co jednak nie uspokaja Tajwanu. – Analizują przypadek Ukrainy i starają i wyciągnąć wnioski na wypadek chińskiej interwencji wojskowej, która na obecnym etapie jest mało prawdopodobna. Ale ponieważ niczego nie można wykluczyć, Tajwańczycy przygotowują się do obrony. A lekcja ukraińska jest im w tym bardzo pomocna – mówi prof. Haliżak.