Hollywood podpisuje ważny list ws. broni w filmach. To jednak nie z kinem jest problem
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Filmowcy z Hollywood chcą ograniczyć używanie broni na ekranie. Podpisali się w tej sprawie pod listem #ShowYourSafety
- Uważają, że broń jest pokazywana w filmach na całym świecie, ale tylko w Stanach panuje "epidemia przemocy"
- Apelują o to, by m.in. pokazywać konsekwencje lekkomyślnego używania pistoletów, a także zmniejszyć ilość scen z uzbrojonymi dziećmi
W USA co chwilę dochodzi do masowych strzelanin, również tych dokonywanych w szkołach. Tylko w maju miała miejsce m.in. masakra w Buffalo w stanie Nowy Jork (zginęło 10 osób) oraz Uvalde w Teksasie (zginęło 21 osób). W obu przypadkach napastnikami byli 18-latkowie. – Kiedy na miłość boską przeciwstawimy się lobby broni palnej? – pytał prezydent USA Joe Biden.
Hollywood apeluje o mniej broni w filmach. Pod listem #ShowYourSafety podpisało się prawie 250 osób
Do walki z kryzysem wkraczają twórcy z Hollywood. Pod listem otwartym #ShowYourSafety (można to tłumaczyć jako "Pokaż swój bezpiecznik" - odnosi się to rzecz jasna do broni) podpisali się zdobywcy Oscarów i nagród Emmy, m.in. J.J. Abrams, Debbie Allen, Judd Apatow, Adam Brody, Kathleen Kennedy, Jimmy Kimmel, Adam McKay, Janet Mock, Marti Noxon, Shonda Rhimes, Mark Ruffalo i Amy Schumer.
W liście zauważają, że odpowiedzialność za "epidemię przemocy" spoczywa na luźnych przepisach, które są popierane przez polityków bojących się bardziej o swój stołek niż życie ludzi. "To nie my spowodowaliśmy problem, ale chcemy go pomóc naprawić" - czytamy.
Jako amerykańscy twórcy chcemy przede wszystkim dawać rozrywkę, ale zdajemy sobie również sprawę, że historie mają moc wprowadzania zmian. Postawy kulturowe w kwestii palenia papierosów, jazdy pod wpływem, zapinania pasów i równości małżeństw ewoluowały w dużej mierze za sprawą filmów i telewizji. Czas zająć się tematem bezpieczeństwa broni.
Sygnatariusze nie proszą o to, by pistolety zupełnie zniknęły z filmów i seriali. Chcą jednak, by twórcy rozważniej podchodzili do ekranowej przemocy z użyciem broni i stosowali najlepsze praktyki pod kątem bezpieczeństwa. "Wykorzystajmy naszą zbiorową moc do czynienia dobra" - piszą. Jakie mają pomysły?
- Wykorzystajmy naszą kreatywność do kreowania odpowiedzialnego posiadania broni i pokazania konsekwencji lekkomyślnego jej użycia. Dołożymy starań, aby postacie zabezpieczały broń i uniemożliwiały do niej dostęp dzieciom.
- Odbądźmy przynajmniej jedną rozmowę przed produkcją na temat sposobu, w jaki broń będzie przedstawiana na ekranie i rozważmy alternatywy, które można zastosować bez poświęcania integralności narracji.
- Ograniczmy sceny z dziećmi i bronią, pamiętając, że broń jest obecnie główną przyczyną śmierci dzieci i młodzieży.
Twórcy powołują się na statystyki, z których wynika, że tylko w tym roku doszło do ponad 250 masowych strzelanin w USA, a rocznie zastrzelonych zostaje 40 tys. osób. Jeżeli chodzi o najmłodszych, to wychodzi na to, że średnio codziennie w Stanach Zjednoczonych postrzelonych jest 22 dzieci i nastolatków. Cały list możecie przeczytać tutaj.
To politycy powinni zmieniać prawo, a nie Hollywood swoje filmy.
Z jednej strony nie dziwi mnie to, że artyści, czyli osoby z natury bardziej wrażliwe i empatyczne, chcą wziąć sprawy w swoje ręce. Szczególnie że kino jest wciąż największym influencerem. Dobry jest przykład z paleniem papierosów - w filmach kiedyś były atrybutem m.in. buntowników (kto nie kojarzy Jamesa Deana z fajką w ustach?), dystyngowanych dam (Audrey Hepburn na najsłynniejszym zdjęciu trzyma w ręku długą fifkę) i ogólnie wszystkich fajnych bohaterów (nawet James Bond lubił sobie dawniej popalać).
Jaranie szlugów w ostatnich latach przestało być modne (i dobrze) i myślę, że spora w tym zasługa filmów, które przestały wkładać je w usta dosłownie każdemu. Teraz papierosy palą już chyba tylko przeorani życiem detektywi w mrocznych kryminałach. Słynące z przemocy amerykańskie filmy mogłyby więc rzeczywiście lekko spasować lub pokazywać to inaczej. Ucierpieliby na tym fani brutalnych akcyjniaków, ale życie ludzkie jest przecież ważniejsze.
Z drugiej strony to nie reżyser pociąga za spust, a zdecydowana większość najstraszniejszych zbrodniarzy w historii ludzkości nie miała nawet telewizora (z jeszcze innej strony kiedyś też nie było masakr w szkołach, a idąc jeszcze dalej: nie było też broni automatycznej). Tymczasem w Stanach nastolatkowi łatwiej jest kupić karabin (18+) niż piwo (21+). To jest problem, a nie że w serialu ktoś strzela. Nie przeczę, że część napastników mogła inspirować się Hollywoodem, ale większość z nas ogląda te same filmy i nie idzie potem mordować ludzi.
Owszem, może to też wynikać z tego, że nie kupimy sobie shotguna w markecie, ale to właśnie dlatego nałożenie restrykcji na handel (podwyższenie wieku, testy psychologiczne, surowsze kary za nielegalną sprzedaż itd) wydaje się jedynym właściwym wyjściem. I odwiecznym problemem, który jest tak trudno rozwiązać, bo godzi w konstytucyjne prawo do posiadania broni.