Siedziałam jak na szpilkach. Po seansie "Niewiniątek" będziecie omijać dzieci z daleka

Maja Mikołajczyk
21 lipca 2022, 18:22 • 1 minuta czytania
W kameralnym filmie Eskila Vogta nie ma rozbryzgów krwi ani duchów, ale cały seans spędza się jak na szpilkach. Jeśli lubicie subtelną, ale bardzo niepokojącą grozę, musicie obejrzeć "Niewiniątka" – horror, w którym straszą dzieci.
"Niewiniątka" – recenzja szwedzkiego horroru o dzieciach. [RECEZJA] Fot. kadr z filmu "Niewiniątka"

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google


Dzieci z blokowiska

"Niewiniątka" zaczynają się w momencie, w którym 9-letnia Ida wraz ze swoją rodziną przeprowadza się na nowe osiedle. Dziewczynka jest zazdrosna o czas i uwagę, jaką rodzice poświęcają autystycznej Annie i wyżywa się na niej fizycznie, gdyż starsza siostra i tak na nią nie naskarży z prostego powodu – nie umie mówić.

Na placu zabaw sfrustrowana Ida poznaje Bena, który wprowadza ją w świat brutalnych zabaw, co początkowo bardzo jej odpowiada, gdyż pozwala jej rozładować kłębiące się w niej negatywne emocje. Anna w tym samym czasie poznaje Aishę, z którą nawiązuje wyjątkową relację i w rezultacie zaczyna wypowiadać pojedyncze słowa.

Z czasem okazuje się, że dwójka poznanych przez siostry dzieci ma parapsychologiczne zdolności. Ida za późno orientuje się, że jedno z nich ma bardzo złe zamiary i jest niebezpieczne dla swojego otoczenia.

"Niewiniątka" – społeczna groza po szwedzku

Oglądanie filmu Vogta nie przypomina seansu klasycznego horroru. Reżyser unika raczej wykorzystywania klasycznych chwytów takich jak jump scare'y czy głośne muzyczne eksplozje i prowadzi swoją historię w stylu kameralnego szwedzkiego dramatu społecznego. Zamglone skandynawskie krajobrazy i atmosferyczna muzyka (film dostał za nią zresztą nagrodę Europejskiej Akademii Filmowej) nie pozwalają jednak zapomnieć, że mamy do czynienia z głęboko niepokojącym dziełem.

Konwencja kina grozy stanowi jednak zaledwie przykrywkę dla historii zaangażowanej społecznie. Vogt obdarzając mocami dzieci imigrantów nie bawi się w szczególnie subtelne metafory, ale nie można powiedzieć, że na ich kanwie nie tworzy angażującej opowieści.

Reżyser sięgnął za to po sprawdzone od dekad w horrorze niewinnie wyglądające diaboliczne dzieci. I to właśnie takie sceny jak ta, gdy mała stópka w kolorowym bucie miażdży kotu głowę, wywołują największy dyskomfort i zmuszają do odwrócenia wzroku.

Tak jak wspomniałam jednak wcześniej, Vogt nie wyciąga tego diabła z metafizycznego pudełka, a jako źródło jego pochodzenia nie wskazuje mitycznego piekła, a dziecięce środowisko, od którego dużo zależy, w jakim kierunku pójdzie młody człowiek.

Na tle dziecięcych dramatów dorośli są jedynie statystami – figurami, które nawet jeśli starają się angażować w sprawy swoich latorośli, nie potrafią w odpowiednim momencie rozpoznać zagrożenia.

Seans "Niewiniątek" z pewnością nie należy do najłatwiejszych – to nie rozrywkowy horror jak "Czarny telefon" czy "Ulica strachu", po którego zakończeniu natychmiast przestaniecie o nim myśleć.

Niepokój zasiany przez film grozy Vogta utrzymuje się jeszcze długo po napisach końcowych i jestem pewna, że to jedno z tych dzieł, które nie ucieknie z pamięci widzów nigdy. Ze względu na kameralność horroru szwedzkiego reżysera główny antagonista raczej nie wpisze się w popkulturowy kanon i nie dołączy do Damiena z "Omena" czy Regan z "Egzorcysty", co jednak nie oznacza, że jest mniej przerażający.

Pomimo tego, że społeczna tematyka, którą podejmuje film, nie jest specjalnie świeża, sama jego forma już jak najbardziej i choćby dlatego warto sięgnąć po "Niewiniątka" – jeśli tylko nie macie nic przeciwko omijaniu dzieci na ulicy przez najbliższy tydzień.

Może Cię zainteresować również: