Minge nakrzyczała na eksperta w "Sprawie dla reportera". To jej ostatni raz w TVP? [TYLKO U NAS]

Joanna Stawczyk
21 sierpnia 2022, 07:03 • 1 minuta czytania
– Ja się zastanawiam, czy po tej akcji w ogóle jeszcze zaproszą mnie do "Sprawy dla reportera", po tym, jaki szum zrobiłam w mediach – przyznaje w rozmowie z naTemat Ewa Minge. Znana projektantka mody faktycznie zrobiła niemałe zamieszanie po swojej wizycie w programie Elżbiety Jaworowicz. Minge była oburzona tym, jak zaproszony do studia ekspert pouczał kobietę – ofiarę przemocy domowej.
Ewa Minge w TVP Fot. Artur Zawadzki/REPORTER

Niemałe zamieszanie powstało wokół najnowszego odcinka "Sprawy dla reportera" w telewizyjnej Jedynce. Tematem programu była przemoc domowa. Wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. stały uczestnik programu, prawnik mec. Piotr Kaszewiak, a także znana projektantka mody Ewa Minge.

Czytaj także: "To jest jak sala sądowa, nie każdy będzie zadowolony". Kim są eksperci ze "Sprawy dla reportera"?

Po nagraniu Minge nie kryła oburzenia tym, co w telewizyjnym studiu mówił adwokat do ofiary przemocy. Prawnik krytykował postawę kobiety, która najpierw składała doniesienie na swojego oprawcę, a potem je wycofywała. "Szczerze mnie zagotowało, bo ten, kto nie był w podobnej sytuacji, nie ma świadomości, że większość kobiet, wobec których stosuje się przemoc, milczy nie z miłości, a ze strachu" – nie kryła zbulwersowania.

Ewa Minge przyznaje, że puściły jej nerwy w TVP, bo jej zdaniem ludzie często nie potrafią rozpoznać wszystkich odcieni przemocy domowej. W rozmowie z naTemat, gdy już emocje opadły, projektantka przyznała, że nie żałuje swojego występu w programie Elżbiety Jaworowicz.

– "Sprawa dla reportera" często załatwia bardzo ważne sprawy i naprawdę nieraz pomogła swoim bohaterom. Byłam tam gościem niejeden raz. Tym razem także pomogliśmy – zapewniła.

– Osobiście jestem niezwykle wrażliwa na przemoc w rodzinie. Także tego doświadczyłam. Wychodzę z założenia, że bardzo często podchodzi się do tego w sposób populistyczny, typowo tradycyjny, tzn. to jest wina kobiety, bo jak złoży zeznania, to później odwołuje. A robi tak dlatego, że dalej wierzy, iż mąż ją kocha i się zmieni na lepsze – wyjaśniła Minge.

Tymczasem, jak podkreśliła projektantka, w większości przypadków tak nie jest. – Finalnie kończy się tak, że kobieta złożyła zeznania, mąż nie ponosi konsekwencji i chodzi na wolności, stanowiąc dla niej zagrożenie. Ona się boi, bo on jej grozi. Ile lat piekła musi znieść taka kobieta, bo wiemy, jak w Polsce działają sądy? – pyta Ewa Minge.

Nie spodobało mi się podejście pana mecenasa, który zaczął krzyczeć do tej kobiety, mówić w ekspresywny sposób, że "to pani to zrobiła, pani odwołała, sądy pani pomogły". I siedzi ta bohaterka przerażona, łzy napływają jej do oczu, więc zainterweniowałam. W programie, owszem, potrzebne jest to, żeby prawnicy diagnozowali zastałą sytuację. Można to zrobić jednak w sposób delikatny, wyważony, a nie krzycząc na kogoś. Jeżeli mamy do czynienia z ofiarą po drugiej stronie, to ona gaśnie i kurczy się, słysząc podniesiony ton.Ewa Minge

– Proszę mi wierzyć, że sytuacje przemocy nie dzieją się wyłącznie w patologii. To nie było np. środowisko patologiczne. Ten pan był alkoholikiem, ale poza tym otoczenie tej pani patologiczne nie było – podkreśliła. Zaznaczyła przy tym, że udało się jej pomóc bohaterce programu. – Wymieniłyśmy się numerami i bardzo podziękowała mi jej 18-letnia córka, która była główną ofiarą przemocy – dodała.

Czytaj także: "Elżbiecie Jaworowicz włos z głowy nie spadnie". Choć jest ktoś, kto prowadzącej "Sprawę dla reportera" chce zaszkodzić

– Zatem ten program ma sens, bo znalazła się w nim taka Ewa Minge jako "rozsądek" i pan mecenas, na którego warknęłam, ale w dobrej wierze - zapewniła. Pytana, czy ponownie pojawi się w programie, Minge przyznała: "Ja się zastanawiam, czy po tej akcji w ogóle jeszcze zaproszą mnie do 'Sprawy dla reportera', po tym, jaki szum zrobiłam w mediach. Choć z mojego punktu widzenia jest to dobry szum PR-owy".

O przemocy musimy mówić głośno. Musimy mówić, że nie zawsze jest tak, że my kobiety wierzymy w to, że nasz oprawca się poprawi i nas kocha. Mnie się zdarzyło w życiu wierzyć w różne historie i również je słyszeć. Na końcu wszystko sprowadzało się do tego, że kiedy nasz oprawca nie mógł już oszukać uczuciowo i wmówić tezy o wielkiej miłość, to zaczynały się szantaże, wikłanie w to dzieci i próby zastraszenia. Wtedy kobieta dla świętego spokoju tkwi w tej relacji. Ewa Minge

Projektantka dodała, że wkrótce ukaże się jej książka pt. "Gra w ludzi" i w niej również ukazane będzie zjawisko przemocy. Powieść ma opisywać "świat ludzi bogatych z pierwszych stron gazet, celebrytów czy międzynarodową finansjerę". – Tam także jest taka przemoc i pokazuję, jak to jest, że ofiary nie zgłaszają jej, bo boją się przykładowo publikacji kompromitujących materiałów w sieci – zauważyła Minge.