Wsiadłem i zaniemówiłem. Tak wygląda Rolls-Royce dla prawdziwych arystokratów

Łukasz Grzegorczyk
29 sierpnia 2022, 13:34 • 1 minuta czytania
Jest tak wielki, że trudno nim gdziekolwiek zaparkować. Jednocześnie ocieka luksusem, przytłacza i onieśmiela. Myślałem, że Rolls-Royce nie może mnie już niczym zaskoczyć, ale nowy Phantom Extended to piękny pomnik postawiony królowi. Przesada? Ani trochę, co zaraz postaram się wam pokazać.
Rolls-Royce Phantom Extended to król wśród limuzyn. W tej wersji efektownie nawiązuje do klasyki. Fot. naTemat

To jeden z najbardziej efektownych, a jednocześnie najtrudniejszych motoryzacyjnych testów, jakie mogą się trafić. Z jednej strony masz okazję przejechać się autem, które szybciej zobaczysz w Monte Carlo niż w dowolnym zakątku w Polsce. Z drugiej przenosisz się do świata, w którym trudno się odnaleźć. Dziwnie jeździ się z myślą, że samochód kosztuje tyle, co na przykład dwa fajne mieszkania w stolicy.


Rolls-Royce zawsze był dla mnie oderwany od zwykłej rzeczywistości, co sprawdziłem na własnej skórze. Przejażdżka Ghostem była jak patrzenie na świat przez różowe okulary. Podobnie czułem się za kierownicą Cullinana – wielkiego i piekielnie mocnego SUV-a, który łączy cechy limuzyny i auta na weekend. Można nim wjechać na czerwony dywan w Cannes, ale sprawdzi się też podczas wycieczki… na ryby.

Myślałem, że to jest szczyt, aż wybrałem się na premierę najnowszego Phantoma w Warszawie. Pokazano nam dwa modele – ten podstawowy, a także z dopiskiem Extended. Szybko okazało się, że gwiazdą wieczoru będzie ten drugi, o czym przeczytacie w mojej relacji.

O co tyle hałasu? Zobaczcie, z czym mamy do czynienia. To limuzyna o długości prawie 6 metrów. Gabaryty robią wrażenie, ale chodzi o cały projekt, który mocno nawiązuje do stylu z poprzedniej epoki. Taki był zamysł, a efekt spodoba się prawdziwym koneserom motoryzacji. No i oczywiście fanom brytyjskiej marki.

To nie będzie zgrabne porównanie, ale wymiary Phantoma pasują do małej ciężarówki. Jest ogromny, ale jednocześnie zadbano o każdy detal, by jeszcze dodać mu klasy. Nie można przejść obok niego obojętnie, ale reakcje ludzi zostawiam sobie na oddzielny akapit.

Mój wzrok najbardziej przyciągnęły dyskowe koła nawiązujące do "Rollsów" z lat 20. poprzedniego wieku. Wrażenie robi też linia "split-belt", która podkreśla proporcje auta. No i rzecz jasna figurka Spirit of Ecstasy – widoczna jeszcze bardziej, dzięki nowemu projektowi z przodu. Grill wygląda teraz inaczej, a do tego jest podświetlany.

A żeby było jeszcze bardziej błyszcząco, światła drogowe ozdobiono laserowo ciętymi ramkami dającymi efekt gwiazd. To naturalnie nawiązanie do podsufitki, dzięki której pasażerowie mają na wyciągnięcie ręki efekt nieba pełnego gwiazd.

Jeśli nawet coś wydaje się wam tutaj przesadą, musicie zmienić podejście. Rolls-Royce nie zdecydowałby się na żaden gadżet czy nawet subtelną zmianę, jeśli oczekiwania klientów byłyby inne. Dlatego tłumaczy się to jednym zdaniem: tego wymaga rynek.

Phantom Extended to naprawdę specyficzny wóz. Przede wszystkim postawił mnie przed dylematem: lepiej być szoferem czy pasażerem na tylnej kanapie? Rozstrzygnięcia nie ma, bo auto dostarcza wrażeń zarówno kierowcy, jak i jego towarzyszom. Każda kolejna przejażdżka tym samochodem jest przygodą i odkrywaniem go na nowo.

To weźmy najpierw opcję, że musimy poprowadzić "Rollsa". Odpalamy ukryte pod wielką maską podwójnie doładowane V12 o pojemności 6,75 ccm i wyjeżdżamy z podziemnego garażu. Przemieszczać się tym kolosem w ciasnych miejscach nie jest łatwo, ale życie ułatwiają tylna skrętna oś i system kamer 360 stopni.

Najbardziej spektakularny moment? Wciśnięcie gazu, chociaż Phantomem najlepiej podróżuje się dostojnie i powoli. Jeśli jednak chcemy mocno docisnąć, mamy do dyspozycji 571 KM oraz 900 Nm momentu obrotowego. Taki zestaw pozwala rozpędzić się do 100 km/h… w 5,5 sekundy. Przypomnę tylko, że mówimy o limuzynie, która waży prawie 3 tony.

Te osiągi wyglądają absurdalnie, ale na co dzień kierowca "Rollsa" nie będzie piłował pedału gazu. Raczej skupi się na delikatnym hamowaniu, by pasażerowie mogli spokojnie popijać prosecco albo whisky z dostępnych na pokładzie kieliszków czy szklanek.

Hamulce to dla mnie chyba największe zaskoczenie w prowadzeniu Phantoma. Działają tak, że wytracanie prędkości jest w zasadzie nieodczuwalne, jeśli zrobimy to precyzyjnie. Przy gwałtownym hamowaniu są po prostu brutalnie skuteczne.

Brytyjska marka chwali się, że jazda nowym "Rollsem" przypomina trochę lot na latającym dywanie. To całkiem trafne określenie, bo dziurawe drogi czy progi zwalniające dla Phantoma nie są żadnym problemem. Przejazd po nierównościach jest ledwo wyczuwalny.

O spalaniu co prawda nie warto wspominać, w końcu tankowanie to okropnie przyziemna sprawa, kiedy mówimy o limuzynie tej klasy. Pokażę wam jednak, że nawet takie monstrum może być względnie oszczędne.

W ramach testu wykręciłem w mieście zużycie na poziomie 19,5-20 litrów. To naprawdę bardzo przyzwoity wynik, chociaż zużycie błyskawicznie podskoczyłoby o co najmniej 5 litrów, gdybym tylko nieco odważniej korzystał z potencjału napędu.

Nie mam wątpliwości, że to najbardziej spektakularny samochód, jakim jeździłem. Przemieszczałem się Rolls-Royce’em głównie po Warszawie, gdzie na każdym skrzyżowaniu ktoś odwracał głowę. To trudny temat, bo tak naprawdę nie wiadomo, czy więcej było spojrzeń z zachwytem, czy może zazdrością albo niesmakiem. No może poza panem, który pokazał na przejściu "okejkę", albo grupą młodzieży, która zabiegła mi drogę i zaczęła robić zdjęcia. Takie sytuacje to tylko dowód na to, że było na co popatrzeć.

Phantom w wersji dla prawdziwej arystokracji zabiera całą przestrzeń dosłownie i w przenośni. To było kłopotliwe w momencie, gdy parkowałem nim w galerii handlowej. Nie dość, że manewrowałem pod okiem gapiów, to jeszcze przód maski wystawał spektakularnie z mojego miejsca postojowego.

Za pierwszym i drugim razem nawet się uśmiechałem pod nosem, ale czy to naprawdę musi tak wyglądać? No cóż, takie sytuacje są wliczone w cenę Rolls-Royce’a i każdy klient na pewno się z tym liczy. Zresztą, to zmartwienie szofera.

Dlatego pasażerowie w tym aucie mają trochę łatwiej niż kierowca. Nie obchodzi ich nic poza tym, że mogą swobodnie korzystać z dostępnych w środku dodatków, albo po prostu rozkoszować się kunsztem, z jakim wykonano wnętrze.

Cudownie jest położyć nogi na miękkich dywanikach czy rozłożyć siedzenie w taki sposób, by wygodnie pracować albo ułożyć się do snu. Rozrywka? Jeden dotyk palcem i mamy przed sobą ekrany z multimedialnym centrum. Możemy słuchać muzyki, oglądać telewizję, a wszystko obsługujemy panelem z przyciskami, który znalazł się także pod ręką kierowcy.

Na tylnej kanapie pasażerowie poczują się bardzo dyskretnie. Z ulicy trudno kogoś dostrzec w środku m.in. dzięki szerokiemu słupkowi C.

Poziom komfortu mógłbym porównać chyba tylko z nowym Mercedesem Klasy S albo BMW serii 7, choć to trochę obraza dla Phantoma. No i w tych samochodach postawiono na ultra nowoczesne wnętrze. Rolls-Royce to przede wszystkim klasyka, która nie może być zdominowana przez wielkie ekrany czy inne cyfrowe dodatki.

Marka z Goodwood podchodzi do nowoczesności na własnych zasadach – i całe szczęście! W efekcie obok wyświetlacza w centralnej części z przodu mamy na przykład kultowy zegar oraz wyszywane ręcznie wzory. No i drewno, dużo drewna.

Klasyczne wskazówki prędkościomierza wygrały z wirtualnymi kokpitami, które w nowych autach stają się przecież standardem.

W przypadku Rolls-Royce’a niezręcznie jest rozmawiać o pieniądzach. Wiadomo przecież, że dla stałych klientów auta z figurką Spirit of Ecstasy są najlepsze na świecie. Mój testowy Phantom Extended skonfigurowano dokładnie za 604 500 euro… bez podatków, które musielibyśmy zapłacić. Licząc na szybko już w naszej walucie finalnie wyjdzie grubo ponad 3,5 mln zł.

Pamiętajcie, że mówimy o szalenie konserwatywnej i naszpikowanej dodatkami wersji. Cennik w przypadku "Rollsa" jest umowny, bo każdy może skonfigurować go według własnych potrzeb. Nie ma gotowych wersji wyposażenia, to byłoby za proste.

Ludzie z Rolls-Royce’a lubią podkreślać, że marka otwiera się na coraz młodszych klientów. I to prawda, bo średnia wieku nabywców spada i nie jest kojarzona już wyłącznie z nudnymi krawaciarzami. Phantom Extended to jednak piękny ukłon w stronę historii i zamożnych koneserów, którzy są zakręceni na punkcie klasyki.

Więcej moich testów znajdziesz na profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.