W Jastarni o mały włos nie doszło do katastrofy. Start awionetki zmroził świadków [WIDEO]
- Mężczyzna nagrywał start awionetki w Jastarni, nie spodziewał się, że zarejestruje awaryjne lądowanie na wodach Bałtyku
- Na pokładzie maszyny znajdowały się 4 osoby, na szczęście nic im się nie stało
Do potencjalnie groźnej sytuacji doszło w niedzielę 4 września w Jastarni. Mężczyzna filmował telefonem start awionetki, nie oczekiwał, że zarejestruje poważną awarię maszyny. Samolot wzbił się w powietrze, ale zaczął się trząść i szybować w dół. Następnie zniknął za drzewami. Na szczęście okazało się, że wylądował na powierzchni wody w pobliżu plaży.
Twórca nagrania krzyknął: "Wyglądało, jakby wpadł do wody".
Na pokładzie maszyny znajdowały się cztery osoby. Na miejsce zdarzenia przybyły służby: pogotowie, straż pożarna i policja.
"Na szczęście w miejscu lądowania było płytko, a niewielka prędkość sprawiła, że nikomu nic się nie stało. Gdy jednostki ratownicze przybyły na miejsce zdarzenia, pasażerowie i pilot znajdowali się już na brzegu. Samolot siłami ratowników również przetransportowano na brzeg" – powiadomiła Komenda Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pucku.
Prywatny odrzutowiec rozbił się w Bałtyku. Wiadomo, kto jest właścicielem maszyny
Ostatnio relacjonowaliśmy o innym wypadku samolotu w Bałtyku. Prywatny odrzutowiec, który leciał do niemieckiej Kolonii, wpadł do wód Bałtyku niedaleko Łotwy.
Na pokładzie samolotu Cessna 551 z 1979 prawdopodobnie było małżeństwo, w tym pilot oraz ich córka. Samolot wystartował z południa Hiszpanii tuż przed godziną 15:00.
Czytaj też: Wypadek samochodowy pod Olkuszem. W jednym z pojazdów był wiceminister
Właścicielem zarejestrowanej w Austrii maszyny jest niemiecki biznesmen Georg Griesemann – podała agencja Reutera, powołując się na oświadczenie jego firmy Quick Air.
Co się stało z odrzutowcem?
Niemiecki tabloid "Bild" podał, że pilot zgłaszał problemy z ciśnieniem w kabinie. Kiedy kontrolerzy lotu dostrzegli, że samolot, zamiast zejść do lądowania, poleciał dalej prosto, wysłali za nim pilotów myśliwców. Ci poinformowali, że nie dostrzegli nikogo w kabinie odrzutowca.
Jak podaje dziennik "Der Spiegel", według wstępnych ustaleń pilot mógł stracić przytomność. Do katastrofy doszło przed godziną 20. Maszyna zaczęła spadać, najpierw tracąc wysokość, później również się kołysząc. Samolot przez chwilę miał także zniknąć z radarów.
Może Cię zainteresować: Prom Stena Scandica płonie na Bałtyku. Na pokładzie jest 300 pasażerów
Samolot najpierw zaczął tracić wysokość, jak i prędkość, a później zaczął się także kołysać. Wrak udało się zlokalizować nieopodal łotewskiego miasta Windawa.
Okrycia dokonała szwedzka ekipa helikoptera ratunkowego. Na powierzchni morza miała także unosić się plama oleju. Zdaniem służb, nie ma możliwości, że ktoś z pasażerów przeżył.
Wydobyciem wraku mają zająć się Łotysze.