Bawarska klątwa Barcelony trwa, nie pomógł nawet Lewandowski. A powinien być bohaterem
- We wtorek Robert Lewandowski wrócił do Monachium jako gracz Barcy
- Polak przypomniał się kibicom, ale nie strzelił gola dla Dumy Katalonii
- Barcelona w Bawarii znów przegrała, Bayern to wciąż jej nemezis
Właśnie dla takich meczów wymyślono Ligę Mistrzów. We wtorek wieczorem na Allianz Arena stanęły naprzeciw siebie dwie potęgi: mistrzowie Niemiec i jeden z faworytów rozgrywek, czyli Bayern Monachium oraz wracająca na szczyt z otchłani FC Barcelona, która pod wodzą Roberta Lewandowskiego chce pisać nową historię piłki i przy okazji spłacić długi, jakie ciągną się za nią od wielu miesięcy.
Duma Katalonii nigdy nie wygrała w Monachium, a z Bawarczykami nie potrafi się uporać już od siedmiu lat. Przegrała cztery ostatnie mecze, a w każdym błyszczał "Lewy". Latem 2020 roku Die Roten zgnietli rywala aż 8:2 w ćwierćfinale, a przed rokiem dwa razy odprawili po 3:0, dzięki czemu Barca odpadła z Champions League już po fazie grupowej. Teraz Robert Lewandowski i jego zespół przybyli na Allianz Arenę po zwycięstwo.
Kibice, który mieli gwizdać i buczeć, zachowali się pięknie, przywitali naszego napastnika brawami. A "Lewy" od początku meczu szukał gry, był aktywny i mógł otworzyć wynik. Najpierw w 9. minucie świetnie odegrał do Gaviego w polu karnym, a ten uderzył prosto w bramkarza miejcowych. A gdy podał źle piłkę Manuel Neuer, ta trafiła pod nogi naszego snajpera, ale w porę zablokował Roberta Lewandowskiego wracający defensor Dayot Upamecano.
To było jednak pierwsze ostrzeżenie. W 18. minucie świetnie poszedł środkiem boiska Ousmane Dembele, zagrał na lewo go Gaviego, a ten odegrał do Roberta Lewandowskiego. Polak przyjął piłkę i uderzył od razu z powietrza, milimetry nad bramką mistrzów Niemiec. To powinien być gol, czwarty w tegorocznej Lidze Mistrzów w wykonaniu Polaka. Tym razem Die Roten mieli jednak mnóstwo szczęścia.
Raptem dwie minuty później nasz snajper miał kolejną "setkę". Tym razem z lewej flanki dośrodkował Marcos Alonso, ale "Lewy" nie był w stanie wykończyć głową tej okazji. Uderzył prosto w Manuela Neuera, który znów ocalił zespół przed utratą gola. Przeszkadzali mu też dwaj defensorzy rywali i ze znakomitej okazji nic nie wyszło. Ale Bayern Monachium znów dostał poważne ostrzeżenie.
FC Barcelona atakowała bardzo wysoko, Sergio Busquets rządził w środku pola, a jego skrzydłowi raz po raz wyprawiali się pod bramkę rywali. Znakomitą okazję miał Raphinha, ale chybił. A kolejnej okazji Roberta Lewandowskiego pozbawili rywale z defensywy mistrzów Niemiec, bo zdołali zablokować uderzenie naszego napastnika. Gospodarze grali dość zachowawczo, poza Jamalem Musialą i Leroyem Sane niewiele byli w stanie wskórać.
Na drugą połowę Barca wyszła bardzo zmotywowana i szybko z dystansu uderzył Raphinha, który znów chybił. I wtedy przyszła 50. minuta. Najpierw potężnie uderzył z dystansu Leon Goretzka, a Marc-Andre ter Stegen zdołał wybić piłkę na rzut rożny. Miejscowi rozegrali go znakomicie, a Lucas Hernandez wpadł w pole karne gości i wpakował piłkę do bramki Katalończyków. Bawarczycy odzyskali animusz i ruszyli raźno do ataku.
I już w 54. minucie zrobiło się 2:0 dla mistrzów Niemiec. Pogubiła się defensywa Blaugrany, a rywale rozegrali znakomicie piłkę, podanie w "uliczkę" od Jamala Musiali dostał Leroy Sane, a Jules Kounde nie był w stanie go doścignąć. Defensywa Barcelony została rozszarpana, a reprezentant Niemiec z zimną krwią skierował piłkę do bramki rywali obok swojego kolegi z drużyny narodowej.
Co na to Duma Katalonii? Xavi Hernandez sięgnął po zmiany, a szansę dostali Ferran Torres i Frenkie De Jong, ale Barca musiała uważać, bo rozochocił się Jamal Musiala, a jego kolejne uderzenie minęło bramkę rywali o milimetry. Przyjezdni odpowiedzieli ciekawą kombinacją w polu karnym rywali, ale po genialnym podaniu Roberta Lewandowskiego będący sam na sam z Manuelem Neuerem Pedri strzelił w słupek bramki Bawarczyków.
Do końca spotkania Barcelona atakowała i szukała bramki kontaktowej, ale bardzo dobrze pracowała defensywa Niemców. Lucas Hernandez uwijał się jak w ukropie, by zatrzymać "Lewego" i robił to dobrze. A w 78. minucie ostro zatrzymał Polaka, który zaraz uderzał z rzutu wolnego i trafił wprost w mur. Na boisku pojawili się jeszcze Franck Kessie oraz Ansu Fati, ale obrazu gry nie zmienili.
Ten drugi zakręcił defensywą rywali w samej końcówce, dograł do Ferrana Torresa, który nieznacznie się pomylił. A kilka chwile później sędzia Danny Makkelie zakończył szlagier. Bayern ograł Barcelonę po raz piąty z rzędu w Champions League i niemal zapewnił sobie awans do fazy pucharowej. Teraz dwa razy zagra z Viktorią Pilzno i zapewne oba mecze wygra. A Barcę czeka starcie z Interem Mediolan, kluczowe dla losów awansu.
Bayern Monachium - FC Barcelona 2:0 (0:0) Bramki: Lucas Hernandez (50), Leroy Sane (54) Sędziował: Danny Makkelie (Holandia)
W drugm wtorkowym meczu grupy C Viktoria Pilzno podejmowała na swoim boisku Inter Mediolan i nie sprostała mistrzom Włoch. Czesi szybko zostali pozbawieni złudzeń, bo najpierw w 20. minucie wynik otworzył Edin Dzeko, a Nerazzurri kontrolowali mecz bez większych przygód. Drugi cios zadał po przerwie Denzel Dumfries, Viktoria mecz kończyła w dziesiątkę i nie miała szans, by powalczyć choćby o remis. Inter ma pierwsze zwycięstwo w LM.
Viktoria Pilzno - Inter Mediolan 0:2 (0:1) Bramki: Edin Dzeko (20), Denzel Dumfries (70) Sędziował: Sandro Schaerer (Szwajcaria)