W tym trendzie randkujesz jak Kopciuszek. Syndrom Tinderella nie ma nic wspólnego z bajką
- Zespół Tinderella dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn
- Tym określeniem opisuje się osoby, które zawierają relacje online, ale nie chcą przenosić ich do realnego życia
- Gdy pojawia się propozycja spotkania na żywo, uciekają niczym Kopciuszek z balu
Syndrom Tinderella, czyli randkujący Kopciuszek
Zespoł Tinderella to zjawisko, które pojawiło się wraz z powstaniem portali randkowych i internetowych komunikatorów, ale swoją nazwę zawdzięcza konkretnie Tinderowi. I spokojnie, zespół Tinderella nie ma nic wspólnego z egzotyczną chorobą czy psychicznym zaburzeniem.
To po prostu nazwa trendu randkowego, stworzona z połączenia słów Tinder i Cinderella (Kopciuszek). Określeniem tym opisuje się osoby, które niczym bajkowy Kopciuszek uciekający z balu przed północą, w ostatniej chwili rezygnują ze spotkania z osobą, z którą stworzyli wcześniej podstawy do miłosnej relacji.
"Kopciuszkiem" może być zarówno kobieta, jak i mężczyzna. Jak rozpoznać, czy nasz internetowy rozmówca nie wystawi nas, uciekając tak szybko, że zgubi pantofelek?
Przede wszystkim osoba z zespołem Tinderella w początkowym etapie relacji czuje się jak ryba w wodzie. Relacji online, bo taką osobę poznajemy na Tinderze, ale nie tylko. Nasza znajomość może zostać zawarta na Instagramie, Messengerze, WhatsApp'ie i tak dalej. Chodzi wyłącznie o to, że początkowo nie mamy szansy spotkać się na żywo z naszym rozmówcą.
Poddajemy się jego czarowi online, a on wie, co robi. Kopciuszek flirtuje, kusi, jest skupiony na rozmowie, zaangażowany w dyskusje. Nie stroni od czułych słówek, czatujecie, a być może Tinderella snuje nawet przed wami bardziej przyszłościowe wizje.
A wy wtedy robicie najnaturalniejszą rzecz na świecie, czyli proponujecie spotkanie osobie, z którą dobrze wam się rozmawia. I popełniacie błąd. Puff! Czar pryska! W bajce po północy karoca zamienia się z powrotem w dynię, a w rzeczywistości po propozycji spotkania wasz Kopciuszek nagle okazuje się Królową Śniegu.
Księżniczka zamienia się w Królową Śniegu
Rozmówczyni/rozmówca zaczyna się dystansować i szybko staje się jasne, że z waszego spotkania nici. Zostajecie skasowani jako para na Tinderze, zablokowani, zghostowani (tutaj przeczytacie o tym, czym jest ghosting) albo najzwyczajniej w świecie rozmowa staje się tak sucha i jałowa, że postanawiacie sami dać spokój Kopciuszkowi. A ten odchodzi w poszukiwaniu kolejnego balu, z którego też zniknie przed północą.
Tyle widzicie, jeśli spotkacie osobę z zespołem Tinderella w sieci ( i zaczynacie zadawać sobie pytanie, co zrobiliście źle. Prawdopodobnie nic). Ale spójrzmy na to z perspektywy Tinderelli.
Dla niej/niego bardziej atrakcyjne niż złapanie króliczka jest jego gonienie. Proces poszukiwania i wyboru potencjalnych partnerów za pomocą aplikacji randkowych jest bardziej stymulujący niż poznawanie ludzi w prawdziwym życiu, które może prowadzić do oficjalnych, poważnych relacji. A tego Kopciuszek nie chce.
Najprzyjemniejszym momentem jest dla niego samo wybieranie potencjalnego partnera czy raczej "partnera do rozmów online". Jak przyznaje 24-letnia Marta, często właśnie tak zaczyna swój dzień. Od przeglądania Tindera i szukania sobie pary. Tak po prostu. Rozrywka do porannej kawy.
Tinder to tylko aplikacja, nie jestem winna nikomu lojalności i wierności. Rozmawiam z wieloma osobami, żeby sprawdzić, z kim dogadam się najlepiej. Większość z tych znajomości nigdy nie przeniesie się do realu. Muszę wybrać kogoś, kto naprawdę mnie interesuje, ale to też nie jestr gwarant, że się spotkamy.
Dlaczego? Bo jak sama przyznaje, propozycja spotkania zamiast motylków w brzuchu wywołuje u niej palpitacje serca. Właśnie wtedy zaczyna się orientować, że chyba straciła zainteresowanie relacją.
Wiele osób z zespołem Tinderella jest zafascynowanych relacją, dopóki ta ma charakter online. Umieją teoretycznie wejść w stały kontakt z daną osobą, a randkujący z nimi online przyznają, że rozmowy były wyjątkowe.
Mam chyba nieszczęście do relacji, które nie przechodzą do realnego życia. Najdłużej zdarzyło mi się pisać z dziewczyną prawie... pół roku. Zdarzały nam się dni, gdzie nie rozstawaliśmy się z telefonem, mieliśmy przegadane noce. Gdy tylko zaczynałem naciskać na spotkanie, ona się wycofywała. Gdy ostatecznie zapowiedziałem, że albo przeniesiemy relacje do realnego świata albo koniec, od razu zrezygnowała z rozmów.
Prawdopodobnie Kamil nie był po prostu jedynym mężczyzną, z którym pisał jego Kopciuszek. Osoby z zespołem Tinderella prowadzą kilka, a nawet kilkanaście relacji jednocześnie.
Szybko tracą zainteresowanie, dlatego wiedzą, że po czasie będą potrzebować kolejnego źródła atencji. Ich telefon całymi dniami wibruje od powiadomień. Problem w tym, że one od początku wiedzą, że to tylko zabawa. W przeciwieństwie do osób, które nawiązują z nimi relacje.
Dlaczego jednak osoby z zespołem Tinderella traktują innych w ten sposób? Nie zawsze wynika to z egoizmu, chęci zabawienia się cudzymi uczuciami. Nierzadko cierpią na fobię społeczną lub brakuje im umiejętności interpersonalnych i wizja spotkania odbiera im całą budowaną online pewność siebie i powab.
Bywa także, że Kopciuszek to prawdziwa księżniczka, czyli osoba o zawyżonych wymaganiach, która przebiera w setkach osób online, ale żadna nie wydaje jej się wystarczająco dobra. Do czego oczywiście ma prawo, jednak nie powinna dawać sygnałów, które sprawiają, że jej rozmówca robi sobie nadzieję na poważniejszą relację.
Czasami także potrzebują podnieść swoją samoocenę, połechtać ego, a nic nie zrobi tego tak niskim kosztem, jak niezobowiązująca relacja online. Kopciuszek delektuje się zainteresowaniem innych tak długo, jak to daje mu przyjemność. Potem ucieka. Jeśli spotkacie w sieci Kopciuszka, po prostu omińcie tę bajkę z daleka. Spoiler: skończyłaby się bez happy endu.