Watykan karze, rząd PiS zaprasza na Mierzeję. Ofiara abp. Głódzia: Nie ma wstydu
- 17 września rząd PiS otworzył kanał przez Mierzeję Wiślaną
- W uroczystości państwowej brali udział hierarchowie Kościoła rzymskokatolickiego
- Jednym z nich był Sławoj Leszek Głódź, arcybiskup senior diecezji gdańskiej
- W 2020 roku, w związku z kryciem przestępczości seksualnej księży wobec dzieci oraz mobbowaniem podwładnych, Watykan nakazał mu zamieszkanie poza diecezją i zabronił uczestnictwa w publicznych uroczystościach na jej terenie
Anna Dryjańska: Zaskoczyła pana obecność arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia na otwarciu przekopu Mierzei Wiślanej?
Piotr Szeląg: Nie. Arcybiskup Głódź nigdy nie miał poczucia przyzwoitości czy wstydu. Cynicznie twierdzi, że jest niewinny i szuka okazji, by móc zaistnieć. Taką więc znalazł.
Co pan czuje, patrząc na to, jak bryluje u boku władzy?
Jest mi przykro, że osoby odpowiedzialne za kształt życia publicznego nie trzymają się minimalnych standardów przyzwoitości. To potwierdza pewną różnicę kulturową między nami a krajami dojrzałej demokracji. Jak widać daleka przed nami droga.
Jak pan ocenia fakt, że państwowej uroczystości, jaką jest otwarcie przekopu Mierzei Wiślanej, towarzyszyły obrzędy religijne?
Ja jestem zwolennikiem oddzielania tych dwóch rzeczywistości i myślę, że osób podobnie myślących w naszym kraju w taki sposób jest coraz więcej – bez względu na osobistą deklarację swojej konfesyjności.
Dziennikarka "Gazety Wyborczej" Agnieszka Kublik dywaguje, że Watykan był naiwny, gdy nałożył na abpa. Głódzia zakaz uczestnictwa w publicznych celebracjach religijnych tylko w "jego" diecezji. Podziela pan tę opinię?
Watykan nigdy nie był i nie jest naiwny. Naiwni są ci, którzy chcą widzieć tam dobrą wolę, a tam jest jedynie troska o namacalny interes instytucji - Kościoła katolickiego.
Arcybiskup miał zbyt duże zasługi dla tej organizacji, niekoniecznie zgodne z tak zwanym "duchem Ewangelii", by teraz w konkretny sposób utrudniała mu życie czy jakoś go upokarzała.
Trzeba pamiętać, że na tryb jego myślenia i postępowania jest i było ciche przyzwolenie tego środowiska. Ta instytucja ma długoletnią praktykę w oficjalnym deklarowaniu jednego, a praktycznym realizowaniu drugiego.
Technicznie rzecz biorąc, abp Głódź nie złamał zasad kary.
Mam wrażenie, że watykańskie postanowienia względem abpa Głódzia celowo miały taką formę. To świadczy o cynizmie tej instytucji. Nie chodziło o realne ukaranie, o przywrócenie sprawiedliwości, tylko uciszenie upominających się o to osób. Jak widać w praktyce to żadna kara.
"Uwiąd przyzwoitości publicznej" – mówi o udziale hierarchy w uroczystości o. Paweł Gużyński. A pan jak by to nazwał?
Ja bym to nazywał cyniczną wspólnotą, w której odwoływanie się do wartości jest jedynie pretekstem do realizacji interesów. W jednym przypadku politycznego, w drugim instytucjonalnego. To działa na zasadzie: my dajemy wam poparcie społeczne, wy dajecie nam przywileje, środki na realizację naszych celów.
Dlaczego rządzący dopuścili do tego, by błogosławieństwa udzielał akurat abp Głódź? Przecież politycy PiS nie musieli stawać obok kogoś, kto ma na koncie krycie gwałcicieli dzieci.
Myślę, że dla części wyborców partii rządzącej kwestia oskarżeń o ukrywanie pedofilii to tak zwany "atak na Kościół", a nie poważny problem naszego społeczeństwa. Dla tych ludzi arcybiskup to człowiek pomówiony – on sam zresztą rozpowszechnia taką wersję.
Jego obecność na tym wydarzeniu służy wzmacnianiu poparcia politycznego dla partii rządzącej. Poza tym jestem przekonany, że część polityków z różnych względów osobiście ceni arcybiskupa i nie ma problemu z akceptacją jego postawy.
Jak ocenia pan skuteczność działania rządowej komisji antypedofilskiej?
Myślę, że ludzie w nią zaangażowani naprawdę chcieli wyjaśnić te kwestie. Problem jest tylko jeden: cynicznie nie dano im narzędzi prawnych, by ich wysiłek był skuteczny. A bez narzędzi trudno wypracować coś konkretnego.
Jaka jest teraz pozycja abpa. Głódzia w diecezji gdańskiej? Czy zachował wpływy w Episkopacie po ukaraniu przez Watykan?
Myślę, że dla wielu osób w Gdańsku jest dziś jedynie mrocznym wspomnieniem.
Co do wpływów w Episkopacie, to myślę, że one opierają się na wspólnocie poglądów. Prawie wszyscy biskupi w Polsce myślą tak jak Głódź, nawet jeśli publicznie deklarują co innego.
Marzy im się uzyskanie jak najsilniejszego wpływu na kształt życia Polaków. Biskupi chcą, by Kościół był instytucją dominującą. Państwo zaś ma być dostarczycielem narzędzi ku temu potrzebnych. Minęło osiem lat, odkąd przestał pan być księdzem. Czego się pan nauczył o sobie, o Kościele, o świecie?
Dużo by mówić, ale przede wszystkim tego, że Kościół krzywdzi ludzi, gdyż z jednej strony buduje ich tożsamość na poczuciu winy, a z drugiej twierdzi, że tylko on jest w stanie ich z tego wyprowadzić.
Myślę, że antropologia i wizja relacji międzyludzkich, którą Kościół wpaja ludziom mniej lub bardziej uczciwymi metodami, ostatecznie w tego człowieka uderza, bo w pewnym wymiarze jest fałszywa. Kryzys tej instytucji w bardziej rozwiniętych społeczeństwach to potwierdza. Osobiście jestem więc szczęśliwy, że to już jest poza mną.