"Zwykłym Rosjanom" nagle zaczęła przeszkadzać wojna. Dopiero gdy Putin chce wysłać ich na front

Michał Mańkowski
22 września 2022, 16:00 • 1 minuta czytania
Generalizowanie może być krzywdzące, zwłaszcza w tak trudnym temacie, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wielu mitycznym "zwykłym Rosjanom" wojna zaczęła przeszkadzać dopiero wtedy, gdy widmo wyjazdu na front zajrzało im w oczy. Do tej pory aż tak bardzo ich nie uwierała, a zbrodnicze rządy Putina odbywały się przy milczącej aprobacie większości.
Fot. ALEXANDER NEMENOV/AFP/East News

Gdy po ponad 200 dniach rosyjskiej napaści na Ukrainę, ukraińska kontrofensywa zaczęła przynosić pozytywne efekty, Władimir Putin postanowił podgrzać atmosferę. I rzucił karty na stół. Na szczęście jeszcze nie wszystkie. Częściowa mobilizacja, a na front trafią mężczyźni w wieku poborowym. Ci, którzy przez ostatnie miesiące wojnę tzn. "specjalną operację" znali co najwyżej z telewizji i internetu. Mobilizacja ma objąć oficjalnie aż 300 tysięcy osób, choć faktyczna liczba może być jeszcze większa.


"Szkoda zwykłych Rosjan, to nie ich wina" – to jeden z najczęstszych argumentów, który padał na początku wojny. To jednak tylko pozory, bo wbrew pozorom poparcie dla wojny od początku było tam duże. A Putin nie wziął się znikąd, tylko był przez lata hodowany przy akceptacji tamtejszego społeczeństwa.

Niezależny projekt socjologiczny "Chronika" opublikował wyniki badania. Wynika z niego, że w czerwcu aż 64 proc. Rosjan popierało konflikt z Ukrainą. W lipcu odsetek ten spadł do 55 proc., ale nadal jest to ponad połowa społeczeństwa.

Co ciekawe, jedynie 8,4 proc. stwierdziło, że jest skłonne wspierać ten konflikt finansowo (10 proc. dochodów), a blisko 2/3 respondentów nie ma zamiaru dawać armii ani rubla. Na początku wojny, w marcu, poparcie dla prezydentury Putina wzrosło. Symbolicznie, bo tylko o 2 punkty procentowe, ale jednak.

Z tymi badaniami i sondażami z Rosji bywa różnie, ale podobne wyniki przebijają z różnych doniesień. Niezależny portal Meduza, powołując się na badanie, które miało być przeprowadzone w czerwcu przez Ogólnorosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej, poinformował, że 57 proc. Rosjan popiera konflikt, a 30 proc. chce jego natychmiastowego zakończenia. A w niektórych publikowanych wynikach to poparcie bywa jeszcze większe.

Najwięcej zwolenników konflikt ma wśród... najmłodszej grupy respondentów tj. 18-24 lata. I pięknie się to składa do pary z najnowszym orędziem Putina. Bo zgodnie z jego zapowiedzią na front będą trafiali mężczyźni w wieku poborowym, więc będą mieli okazję w praktyce sprawdzić to swoje poparcie dla wojny z Ukraińcami.

Okazuje się jednak, że to idealny przykład na to, że odpowiedzi w sondażach bywają deklaratywne, a gdy przychodzi tzw. "reality check", nie jest już tak kolorowo. Na ulicach Moskwy jest klimat paniki, a Rosjanie najzwyczajniej w świecie uciekają ze swojego kraju. Choć Ukraińców często nienawidzą i popierają wojnę, to jednak swojej krwi za nią nie chcą przelewać. Uciekają więc do Finlandii, Kazachastanu, Mongolii, Gruzji.

Podziały są na dwóch liniach. Jedna to geograficzna. Za "operacją" zdecydowanie jest prowincja. Znacznie mniej popularna okazuje się ona w Moskwie i innych dużych miastach. Druga linia podziału jest pokoleniowa. Za są starsi, przeciw – młodzi. W emerycie z małego miasteczka "operacja" rozpala patriotyczny entuzjazm. W młodym moskwianinie – strach, wstyd, obrzydzenie.Lew Gudkowwieloletni szef Ośrodka Lewady w rozmowie z "Wyborczą"

Ci, którzy zostali na miejscu i postanowili protestować, są zatrzymywani przez służby i... trafią na front w pierwszej kolejności. Istna perła rosyjskiej logiki. Na front wysyłać tych, którzy są przeciwnikami wojny. Albo zginą bez sensu, albo uciekną i poddadzą się przy pierwszej lepszej okazji.

I choć rozumiem tragedię wielu rosyjskich rodzin, to jednak trudno mi zebrać się na wielkie współczucie. Wojna zaczęła przeszkadzać wielu z nich wymiernie dopiero wtedy, gdy okazało się, że mają w niej uczestniczyć nie tylko na poziomie deklaratywnym, ale faktycznym. Łatwo ulegać propagandzie, nienawidzić Ukraińców i walczyć sprzed telewizora. Co innego, gdy walczyć trzeba samemu.

Przypomnę. Ponad połowa rosyjskiego społeczeństwa popiera tę wojnę, jeszcze niedawno były to 2/3 kraju. Chcieli wojny, to ją mają. Nie płaczcie, teraz już za późno na protesty. A jakoś tak dziwnie zebrało im się na nie dopiero wtedy, gdy trzeba założyć kamasze.