Żyje pracą 24 godziny na dobę, jest wymagający i konkretny. "Polska? Kocham mój zespół. I kibiców"
- Polskie siatkarki znakomicie otworzyły mistrzostwa świata w 2022 roku
- Trener Stefano Lavarini przyznał, że cieszy się z każdej wygranej
- Włoch sporo wymaga, ale też żyje siatkówką 24 godziny na dobę
Włoch Stefano Lavarini w lutym został selekcjonerem reprezentacji Polski i postawiono przed nim jeden cel: odbudować zespół po latach zmian i nieudanych występów na arenie międzynarodowej. Początek jego pracy nad Wisłą nie był zbyt udany, ale mundial Biało-Czerwone rozpoczęły znakomicie, od trzech wygranych meczów.
– Każde zwycięstwo jest dla nas bardzo cenne, bo w tym turnieju trzeba zbierać punkty i wygrywać. Dobrze rozpoczęliśmy te mistrzostwa, ale każdego dnia musimy myśleć tylko o najbliższym meczu. Nie ma miejsca na kalkulacje, powiedziałem to zresztą siatkarkom, bo to bardzo długi turniej. Gramy w trudnej grupie, przed nami jeszcze dwa ciężkie mecze. Cieszę się z początku tego turnieju, z atmosfery w drużynie i z tego, jakie podejście do gry mają moje siatkarki – chwalił opiekun polskiej kadry.
I od razu podkreślił, jak to ma w zwyczaju, że zespół czekają kolejne mecze, a cel jeszcze daleko przed nami.
– Każdy kolejny dzień to dla nas nowe wyzwanie, każdy rywal i każdy mecz. Staramy się wszyscy dać z siebie to, co najlepsze. Wiem, że ludzie oczekują od nas zwycięstw. Ale to są mistrzostwa świata i nie ma tu słabych rywali czy łatwych meczów. Pamiętajcie o tym. Jesteśmy z zespołem na co dzień, widzimy jak się rozwija i jak reaguje – tłumaczył dziennikarzom selekcjoner.
Stefano Lavarini słynie jako perfekcjonista i człowiek, który do swojej pracy przygotowany jest idealnie. Swój pomysł na zespół i grę stara się zaszczepić siatkarkom od pół roku.
– Przygotowujemy się do każdego kolejnego rywala, bo oni grają naprawdę inną siatkówkę, mają inną charakterystykę gry. Musimy być na tym skoncentrowani. W naszej grze są lepsze i gorsze momenty, czasami brakuje nam koncentracji i skupienia na naszych zadaniach na boisku. Ale to są w zasadzie detale, gramy naprawdę dobrze i mamy za sobą ważne trzy zwycięstwa. One z pewnością nam się przydadzą w tym turnieju – ocenił Włoch.
Szczególne było dla niego spotkanie z Koreą Południową, w której spędził ostatnie trzy lata.
– Od kiedy zaczyna się mecz, myślę tylko o mojej drużynie i o tym, co musimy zrobić z osobami ze sztabu, by pomóc siatkarkom. Ale oczywiście mam wielki sentyment do Koreanek, spędziłem w tym kraju sporo czasu i doskonale je znam. Tak samo jak członków sztabu, przecież pracowałem z nimi przez ostatnie trzy lata. W drużynie jest sporo siatkarek, które grały za mojej kadencji, to naturalne, że mamy swoje relacje i że się dobrze znamy. Teraz jest jednak zupełnie inny etap – zaznaczył.
– Moimi zawodniczkami są siatkarki reprezentacji Polski, to jest teraz mój zespół i tu tworzą się moje relacje. Mogę śmiało powiedzieć, że teraz to ten zespół kocham, a Koreanki to dla mnie moje byłe. I na pewno miłe wspomnienie tego, co było. Ale to już przeszłość. Mam okazję, by budować coś na nowo i żeby cieszyć się tym, że pracuję z Biało-Czerwonymi – dodał Stefano Lavarini. Choć zazwyczaj skupiony i mało rozmowny, okazał się znakomitym rozmówcą. Zwłaszcza, jeśli może mówić o siatkówce.
– Naszym celem jest dobrze przygotować zespół na każdy kolejny mecz i znaleźć odpowiedni balans w grze. A to wszystko zależy od tego, kto jest po drugiej stronie siatki. Zaczynamy od tego, żeby znaleźć sposób na grę w ataku, a potem zastanawiamy się, jak mają działać inne elementy. Graliśmy dwa ostatnie mecze z bardzo technicznymi drużynami, z którymi trzeba pokazać siłę. Teraz zagramy z zespołem, który siłą i warunkami nad nami góruje. Ale my możemy zagrać bardziej technicznie. I musimy się do gry tego rywala dobrze zaadaptować. To będzie zupełnie inna gra – powiedział dziennikarzom.
Biało-Czerwone mają już awans do drugiej fazy MŚ, ale mogą nawet wygrać rywalizację w grupie B. Jeśli udałaby się im ta sztuka, wówczas zdecydowanie przybliżymy się do występu w ćwierćfinale, co byłoby historycznym osiągnięciem naszej drużyny. I to w pierwszym turnieju po 12 latach, bo tyle nie graliśmy na mundialu.
– Mój zespół się rozwija, zaczyna grać stabilnie od początku do końca gry. Czasem udaje się nam to lepiej, czasem nie jest tak łatwo. Ale to ważne, by radzić sobie z przeciwnościami i potrafić z nich wychodzić. Tak było w meczu z Tajlandią, potrafiliśmy pokazać dobrą grę w trudnym momencie. Czy to był nasz najlepszy mecz w tym roku? Nie wiem, ale na pewno jeden z lepszych. Ale to nie jest teraz ważne, teraz liczy się kolejny mecz i kolejny rywal. Myślenie o tym, co będzie za kilka dni, byłoby nierozsądne – zaznaczył Włoch.
– W kolejnej fazie turnieju nie będziemy mierzyć się z zespołami z Azji, więc musimy poszukać nowych pomysłów na grę i nowych rozwiązań w zderzeniu z siatkówką, którą prezentują nasze kolejne rywalki. Czy stać nas na wygrywanie z najlepszymi na świecie? Mój zespół musi się rozwijać, musi rosnąć i uczyć wygrywać w trudnych momentach. Tylko w ten sposób możemy myśleć o pokonywaniu najlepszych – uważa Stefano Lavarini.
– Najtrudniej przyszło nam przygotować się do gry z Azjatkami i ich typem siatkówki. Od czwartku każdy kolejny mecz będzie trudniejszy, ale za to sposób grania naszych rywalek będzie dla nas mniej wymagający do przygotowania. Mniej lub bardziej grają podobnie do siebie, trochę jak męskie zespoły, bardzo siłowo. Trenujemy tak, by być gotowym na ten typ siatkówki i znamy to już z Ligi Narodów i z całego obecnego sezonu – dodał.
Wielkie wrażenie na naszym selekcjonerze wywarli kibice i atmosfera w Ergo Arenie.
– Atmosfera na trybunach jest wspaniała, fantastyczna. Mogę ją porównać chyba tylko z tym, co widziałem w Brazylii, gdy pracowałem tam przez dwa lata. Ludzie są pełni emocji, siatkówka jest dla nich bardzo ważna, są żywiołowi. Tę pasję i zaangażowanie bardzo cenię, nie spotyka się tego wszędzie. Spodziewałem się tego w Brazylii, ale w Polsce to nadal dla mnie w pewnym sensie zaskoczenie. Północ Europy, zupełnie inny świat, niż gorąca Brazylia, prawda? Czuję się tu świetnie – cieszył się nasz selekcjoner.
– Ludzie śledzą siatkówkę, mają mnóstwo pasji i nas wspierają. To jest naprawdę znakomite. Rozmawiałem kilka dni temu z moim bratem, który oglądał nasz mecz w telewizji. Był pod wielkim wrażeniem i mówił, że mi zazdrości, że mogę to poczuć na własnej skórze. Nie był w stanie tego wyrazić. To naprawdę miłe, jest tylko kilka takich miejsc na świecie, jak Polska – przyznał Stefano Lavarini.
– Takich kibiców nie spotyka się wszędzie. Mam nadzieję, że wspólnie będziemy się cieszyć tym turniejem. Tymi meczami, każdym kolejnym dniem. I że cały kraj będzie z nas dumny, że damy kibicom dużo radości. Postaramy się dotrzeć w mistrzostwach tak daleko, jak to będzie możliwe – mówił nam Włoch.
A czy to prawda, że nasz trener żyje siatkówką 24 godziny na dobę, jak to podkreślają siatkarki i członkowie sztabu Biało-Czerwonych?
– Tak, to prawda. I jeśli mam być szczery, to naprawdę nie śpię teraz dobrze. Gramy trzy mecze dzień po dniu, musimy być bardzo dobrze przygotowani, pod każdym względem. A jak mam jakiś wolny kwadrans, to staram się go poświęcić mojej klubowej drużynie z Nowary. Czasami widzę się z dziewczynami i moim sztabem tylko podczas zajęć, meczów i posiłków. Ale mam znakomity zespół ludzi i nie muszę o nic się martwić. Jestem im bardzo wdzięczny, wszyscy pracują bardzo ciężko. Ale tak, w tym momencie moje życie to 24 godziny na dobę siatkówka – wyznał selekcjoner.
– Chcę, żeby zespół pracował dalej tak, jak to robi w tej chwili. Dzień po dniu, mecz po meczu. Myślę, że na podsumowania naszej postawy przyjdzie czas. Jeden rok czy jeden sezon to za mało. Bardzo dobrze rozpoczęliśmy turniej, atmosfera jest świetna i między nami jest sporo dobrych emocji. To ważne i bardzo cenne. Cieszę się, że dziewczyny mają w sobie dużo dobrej energii. Na pewno dobre mi z tym, jak jest teraz. Cieszę się tą atmosferą, nawet jak jestem z boku – dodał.
Stefano Lavarini jest skoncentrowany na swojej pracy i na tym, co ma osiągnąć z drużyną.
– Czasem zabieram moją torbę i idę na bok, by obserwować zespół. I jestem zadowolony z tego, co widzę. Jakie panują relacje, jak dziewczyny są ze sobą blisko i jak się rozumieją. Nie lubię być w świetle fleszów, robię swoje a potem stoję z boku, to moja metoda. I dobrze się z tym czuję, tak samo jak z tym, że mój zespół wygrywa. Rośnie nasza pewność siebie, nasza radość i rozwijamy się. To bardzo dobrze. A teraz skupiamy się tylko na kolejnym meczu i na tym, jak mamy się przygotować – zakończył trener reprezentacji Polski.