Sortowany, niesortowany... Słowa Kaczyńskiego o węglu poruszyły sieć. O co chodziło prezesowi PiS?
- Na spotkaniu ze zwolennikami swojej partii prezes PiS zabrał głos ws. szalejącej inflacji i rosnących cen węgla
- Ale największe emocje w mediach społecznościowych wywołał jego wypowiedź na temat sortowanego i niesortowanego węgla
- O co chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu? Tłumaczymy
– Trzeba było kupić trzy razy więcej węgla, niż jest potrzebne do palenia w piecach. Dlaczego? Bo do palenia w piecach, szczególnie w tych nowoczesnych, jest tylko ten sortowany węgiel przydatny. Żeby mieć jeden kilogram tego sortowanego, czy jedną tonę, to trzeba mieć trzy razy więcej tego niesortowanego. A ten niesortowany się kupuje. Są pewne wyjątki, ale generalnie kupuje się na rynkach światowych i wydobywa z kopalń ten niesortowany – mówił Jarosław Kaczyński w Koszalinie.
– A jeszcze do tego przy przewożeniu na dłuższych odcinkach, szczególnie statkami, ten sortowany z powrotem zmienia się w niesortowany, bo się kruszy w czasie transportu. Tak że to jest trudna sprawa – dodał prezes PiS
Błyskawicznie wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego stała się tematem żartów w sieci. "To jest trudna sprawa, bo kupiliśmy trzy razy więcej węgla niesortowanego niż potrzeba, żeby mieć trzy razy mniej sortowanego, ale ten sortowany w transporcie zamienił się z powrotem w niesortowany, więc chcieliśmy zawrócić, ale przecież oni sprzedają tylko niesortowany" – parafrazował prezesa PiS jeden z internautów.
"A czy ten sortowany węgiel, który w trakcie transportu zamienił się w niesortowany, zostanie posortowany, by był sortowany? Tylko jak zostanie posortowany i przewieziony do klienta, to znów stanie się niesortowany i ponownie trzeba będzie do posortować. Zadanie na maturę!!!" – wtórował mu inny.
O co chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu?
W odpowiedzi na to pytanie pomoże nam Bernard Swoczyna, główny ekspert w zakresie energetyki z Fundacji Instrat. Na początek warto ustalić, czym różni się węgiel sortowany od niesortowanego? I do czego przeznaczane są poszczególne "rodzaje" węgla po jego "posortowaniu"? – To, co Kaczyński nazywa węglem "sortowanym", to po prostu węgiel średni i gruby. Węgiel średni, czyli "groszek", zwany myląco "ekogroszkiem" to ziarna 8-30 mm, stosowane w popularnych ostatnio kotłach automatycznych z podajnikiem. Węgiel "gruby", czyli bryłki większe niż 30 mm są używane w starych kotłach z rusztem. Każdy, kto kiedykolwiek palił w takim starym kotle, będzie wiedział, jakie paliwo się do niego nadaje, a jakie jest za drobne i przeleci przez ruszt – tłumaczy Swoczyna.
W kopalni węgiel urabiany jest przez kombajn górniczy, który kruszy duże bryły, dlatego w większości jest to surowiec mocno rozdrobniony, który pasuje elektrowniom węglowym, ale nie bardzo prywatnym użytkownikom.
W wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego widać za to powielane stanowisko rządu, że po posortowaniu węgla otrzymuje się około 1/3 tego, który trafia do domowych gospodarstw. Ale z tego, co podaje Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla to proporcja 1 do 5, nie 1 do 3. Skąd wynika ta różnica w szacunkach?
– To zależy od rodzaju węgla i od transportu. Są węgle bardziej twarde, odporne na transport, jak np. rosyjski i te miększe, które pokruszą się bardziej. Znaczenie ma długość i rodzaj transportu. Ale nikt nie obchodzi się z węglem jak z jajkiem. I tak dobrze, jeśli jedna piąta dotrze do odbiorcy w dobrym stanie – wyjaśnia nasz rozmówca.
Dlatego też wielu odbiorców węgla w Polsce, szczególnie tych prywatnych zgłasza, że surowiec, który do nich dociera, jest fatalnej jakości. Zdarzały się już przypadki, że zamiast miału lub drobnego węgla przyjechało... błoto.
– Jeśli sprowadzamy węgiel "na szybko", skąd się da i jaki się da, oprócz dobrego jakościowo surowca dostajemy też sporo gorszego. Teraz nawet najgorsze paliwa węglowe są w cenie i nie tylko z importu, ale też z polskich kopalń do odbiorców trafia coś, czego normalnie nikt by nie kupił. W handlu pojawia się nawet muł węglowy, czyli odpad pozostały po płukaniu węgla, składający się w dużej części z błota – mówi nam Swoczyna.
Czy będziemy mieli czym palić zimą?
Żarty z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego kończą się, kiedy zestawi się jego zapewnienia o zapasach węgla z rzeczywistością. Jeszcze w 2021 roku pisaliśmy o polskim węglu zalegającym na zwałach przy kopalniach oraz o zatrważającym imporcie tego surowca z Rosji.
Na wiosnę import ze wschodu ustał przez wojnę w Ukrainie i embargo, ale zalegający polski węgiel zniknął. Dlaczego? Co się z nim stało?
– Większość węgla ze zwałów została spalona przez elektrownie w drugiej połowie 2021 roku, gdy Rosja dopiero zaczęła przykręcać gaz Europie Zachodniej. To był moment, gdy energia elektryczna na zachodzie Europy bardzo podrożała, więc polskie elektrownie zwietrzyły zarobek i Polska ze znacznego importera prądu stała się przez pewien czas eksporterem. To wtedy znikła większość zwałów przy kopalniach, wtedy też "rozpłynął się" węgiel ze strategicznych zasobów Agencji Rezerw Materiałowych – odpowiada nasz rozmówca.
Wpływ na taki stan rzeczy ma także oczywiście zmniejszane z roku na rok wydobycie węgla. Jeszcze kilka lat temu Polska była samowystarczalna, jeśli chodzi o miał węglowy dla elektrowni. Teraz tak nie jest,
– Spadek wydobycia węgla jest naturalny, wynika z wyczerpywania złóż w istniejących kopalniach. Powinniśmy jednak równolegle rozwijać odnawialne źródła energii, takie jak wiatr, słońce, biogaz. Powinniśmy ocieplać domy i gruntownie termomodernizować szkoły i szpitale. Widzimy już, że węgiel i gaz to zawodne oraz drogie źródła energii. Powinniśmy zatem postawić na własną, polską energię odnawialną – dodaje Swoczyna.
Jak na razie węgla brakuje i nawet zapewnienia Kaczyńskiego, że kupujemy go trzy razy więcej, nie przekładają się na ilość surowca na składach, a co za tym idzie, niższą cenę. Poza tym patrząc na ostatnie wypowiedzi premiera, nie możemy nastawiać się na klęskę urodzaju, jeśli chodzi o węgiel.
– Zachęcamy i apelujemy, żeby dokonywać autoreglamentacji zakupów, bo o ile wiemy, że po jednej czy półtorej tony dla każdego potrzebującego na najbliższe parę miesięcy będzie, o tyle dzisiaj, jak ktoś chce zakupić wystarczającą ilość węgla na surową zimę do kwietnia, to dziś tego odsianego węgla jeszcze tyle nie mamy – stwierdził Mateusz Morawiecki podczas posiedzenia Rady ds. Środowiska, Energii i Zasobów Naturalnych Narodowej Rady Rozwoju. Rzecznik rządu Piotr Müller już w czerwcu odradzał Polakom kupowanie węgla na zapas. Przekonywał obywateli, że zaopatrywanie się na zimę nie ma sensu, bo ceny węgla spadną jeszcze w czerwcu. Tak się oczywiście nie stało. Rząd Mateusza Morawieckiego już od marca wiedział, że z powodu wojny w Ukrainie w Polsce zabraknie węgla, ale dopiero w maju podjął decyzję o utworzeniu przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych rezerwy strategicznej tego surowca. Jak informuje Radio Zet, RARS miała otrzymać na ten cel aż trzy miliardy złotych.
– Na razie sezon grzewczy dopiero się rozpoczął, więc elektrownie i ciepłownie mają tyle węgla ile potrzeba, ale jeśli zima będzie mroźna, zabraknie nawet kilku milionów ton. Z węglem dla gospodarstw domowych jest inaczej – każdy zaopatruje się sam, więc niektórzy mają jeszcze z poprzedniej zimy dwie tony, inni nie mają nic. Może być tak, że "duzi" odbiorcy, jak elektrownie i przemysł z trudem, ale zabezpieczą sobie węgiel, ale wielu prywatnych i tych biedniejszych odbiorców będzie może mieć niedogrzane domy – tłumaczy Bernard Swoczyna i dodaje.
– Węgla po prostu brakuje, więc jeśli ktoś nie szasta gotówką, ani nie miał szczęścia i nie udało się załatwić tańszego w Polskiej Grupie Górniczej, to musi się zadowolić tym, co znajdzie. Może będzie tak, jak mówi prezes Kaczyński, że teraz kupią półtorej tony "czegoś", a zimą kolejne półtorej tony.