Awantura na spotkaniu z Kaczyńskim. "Zepchnęli mnie ze schodów, wykręcali mi ręce"

Anna Dryjańska
04 października 2022, 10:27 • 1 minuta czytania
– Chciałem normalnie wejść i zadać pytanie. Nie chciałem rozróby. Rozróbę zrobili polityk PiS i ochroniarze, którzy zepchnęli mnie ze schodów – mówi naTemat Łukasz Olejnik, który w niedzielę udał się na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim w murach Uniwersytetu Szczecińskiego.
Łukasz Olejnik przed spotkaniem z Jarosławem Kaczyńskim zrobił sobie zdjęcie z Elżbietą Rafalską. Niedługo potem został rozpoznany jako sympatyk opozycji i siłą usunięty z sali. fot. Łukasz Olejnik

Anna Dryjańska: Jak się pan czuje?

Łukasz Olejnik: Bolą mnie ramiona. Ludzie prezesa Kaczyńskiego wykręcali mi ręce, gdy wyprowadzali mnie z sali.

Dlaczego został pan usunięty ze spotkania z prezesem PiS?

Chcę być precyzyjny: to się wydarzyło jeszcze zanim na salę wszedł Jarosław Kaczyński.

Skandował pan jakieś antyrządowe hasła typu "Konstytucja"? Trzymał pan transparent, miał na sobie antypisowską koszulkę...?

Nic z tych rzeczy. "Konstytucja!" zacząłem krzyczeć dopiero wtedy, gdy rzucili się na mnie ochroniarze Kaczyńskiego. Wcześniej stałem sobie kulturalnie i czekałem na początek spotkania. 

Nie miałem przy sobie żadnych politycznych rekwizytów. Niczym się nie wyróżniałem na tle innych ludzi. No może wiekiem – jestem po czterdziestce, a publiczność, którą PiS przywiózł autokarami, to byli głównie emeryci. Wtopiłem się w tło do tego stopnia, że obecna na sali była minister Rafalska zgodziła się, żebyśmy zrobili sobie selfie.

Nie wyczuła w panu opozycjonisty?

Nie, przecież nie mam tego napisanego na czole. Uśmiechnęliśmy się i cyknęliśmy sobie fotkę.

W innych miastach PiS wprowadził ostrą selekcję, wstęp na spotkanie z Kaczyńskim mieli praktycznie tylko członkowie i sympatycy PiS. Jak pan się dostał na salę?

Normalnie: drzwiami. Warunkiem wejścia na spotkanie było podanie swojego nazwiska – więc je podałem. W zamian dostałem plakietkę z napisem "Gość" i zostałem wpuszczony na salę.

To kiedy zrobiło się gorąco?

Gdy po jakimś czasie rozpoznał mnie sekretarz wojewódzki PiS Witold Witkowski. Podszedł do mnie i powiedział, że nie jestem tu mile widziany. Potem chwycił mnie za ubranie na wysokości piersi i zaczął mnie szarpać. Powiedziałem, żeby mnie puścił, że nie zgadzam się na takie zachowanie, ale dalej mnie szarpał. Gdy próbowałem strząsnąć z siebie jego ręce, złapali mnie ochroniarze – panowie w garniturach, ze słuchawkami w uszach.

W międzyczasie podszedł do mnie mężczyzna z identyfikatorem "Organizator" i powiedział, że mojego nazwiska nie ma na liście gości, więc wszedłem nielegalnie. To było kłamstwo, bo na listę się wpisałem, a oni sami dali mi plakietkę z napisem "Gość". Wtedy usłyszałem, że zostałem wpuszczony przez pomyłkę i muszę wyjść.

Fragment tego zajścia udało mi się nagrać telefonem komórkowym. Aparat wypadł mi w momencie, gdy ochroniarze zaczęli mnie szarpać.

Wróćmy do Witolda Witkowskiego – skąd się znacie?

Z manifestacji. Zna moją twarz, bo regularnie protestuję przed szczecińską siedzibą PiS. Od kilku lat działam w Komitecie Obrony Demokracji. Jestem także asystentem społecznym posłanki Koalicji Obywatelskiej Magdaleny Filiks.

To KOD pana wysłał na spotkanie z Kaczyńskim? A może posłanka?

Sam się wysłałem. Poszedłem z własnej inicjatywy jako Polak i Europejczyk. Nie przypuszczałem, że karą za chęć zadania pytania Jarosławowi Kaczyńskiemu może być zepchnięcie ze schodów.

Do schodów zaraz dojdziemy. O co chciał pan zapytać prezesa PiS?

Po pierwsze chciałem zapytać, gdzie jest polski węgiel, bo nawet te ochłapy, które są na rynku, pochodzą z zagranicy. Po drugie chciałem dowiedzieć się, czy politycy PiS mają plan ucieczki po przegranych wyborach, bo to, że będą uciekać przed wolnymi sądami jak naziści przed Norymbergą, jest pewne.

Okazało się jednak, że nie ma opcji, bym zadał jakiekolwiek pytanie. Ludzie Kaczyńskiego siłą wyprowadzili mnie z sali. To było drugie piętro. Panowie zepchnęli mnie ze schodów. Razem ze mną zepchnęli zresztą przez przypadek swojego kolegę, ochroniarza. 

Gdy wstałem, znowu mnie dopadli i przechylili przez barierkę – myślałem, że mnie zrzucą przez klatkę na parter. Na szczęście do tego nie doszło. Znowu wykręcili mi ręce i wyprowadzili z budynku.

Gdzie była policja?

Po wewnętrznej stronie bramy Uniwersytetu Szczecińskiego. Mam o to pretensje do uczelni, bo powinna być autonomiczna i apartyjna. To Uniwersytet powinien dbać o porządek w swoich murach. Tymczasem pozwolono na to, bym na terenie uczelni został potraktowany w skandaliczny sposób.

Jarosław Kaczyński nie jest jedynym politykiem, który przemawia na uczelniach. Podobnie robi Donald Tusk.

A czy ludzie Tuska rzucają się z łapami na ludzi, którzy nie są członkami Platformy? Czy traktują ich jak bandytów? Czy robią selekcję na spotkania z przewodniczącym? Czy cenzurują pytania? Nie. Więc o czym my tu mówimy?

Czy ktoś próbował panu pomóc, gdy doszło do szarpaniny z Witkowskim?

Nie, tam byli tylko politycy i zwolennicy PiS, no i oczywiście media. To się działo tuż przy pierwszym rzędzie, gdzie siedzieli najważniejsi członkowie Prawa i Sprawiedliwości z regionu. Nikt nie interweniował. Nie zareagowała też europosłanka Rafalska, z którą 20 minut wcześniej zrobiłem sobie zdjęcie, choć była praktycznie metr ode mnie.

Znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że słusznie został pan pobity, bo prowokował pan samą swoją obecnością.

Bądźmy poważni. Chciałem normalnie wejść i zadać pytanie. Nie chciałem rozróby. Rozróbę zrobił polityk PiS i ochroniarze, którzy zepchnęli mnie ze schodów. Dlatego złożyłem zawiadomienie na policji.

Innemu mężczyźnie, który zdołał się dostać na salę, choć nie jest członkiem partii, Jarosław Kaczyński przyznał prawo do własnej opinii, ale zainsynuował służenie Niemcom. Dla porządku zapytam: czy służy pan Niemcom?

Może jeszcze kosmitom? Służę Polsce i wolności. I choć wstyd mi za władze mojego kraju, to nigdy nie wyrzeknę się tego, kim jestem.