"Smak przeżutej tysiąc razy donaldówy". Nagroda dla Tuska dla wielu aktywistek jest jak policzek

Helena Łygas
10 października 2022, 13:01 • 1 minuta czytania
"Kto mieszka w Polsce, ten w cyrku się nie śmieje" – kolejny odcinek tego serialu ukazał się właśnie na zupełnie nieoczekiwanej platformie: Kongresie Kobiet. Okazuje się, że nad Wisłą można dostać prestiżową nagrodę za coś, czego się nie zrobiło. Niejako in spe, bo przecież wyraża się "dobre chęci". Tak jak Donald Tusk, uhonorowany przez Kongres Kobiet nagrodą, jaka dotychczas trafiała w ręce aktywistek, polityczek i artystek, które zawsze stawały za kobietami, mimo że niejednokrotnie za to obrywały. Tusk za niestawanie za kobietami nie tylko nie oberwał, ale jeszcze został nagrodzony.
Donald Tusk został uhonorowany nagrodą XIV Kongresu Kobiet Krzysztof Kaniewski / REPORTER

W czasach, gdy słowo "feminizm" budziło w najlepszym przypadku niezrozumienie, a w najgorszym wrogość, w Sali Kongresowej odbył się pierwszy Kongres Kobiet, który wkrótce miał stać się "marką" samą w sobie.

Przedstawicielki świata polityki i nauki postanowiły spotykać się, by debatować o tym, na co w Sejmie miejsca wówczas nie było - o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, wyrównywaniu szans w życiu publicznym i na rynku pracy, aktywizacji zawodowej, prawach reprodukcyjnych, podziale obowiązków domowych i opiekuńczych czy walce ze stereotypami. Chodziło też o budowanie solidarności, ale też uświadamianie kobietom, że mają wiele wspólnych interesów, ale i problemów, które można rozwiązać systemowo.

Trudno powiedzieć, żeby obecny poziom świadomości feministycznej w Polsce był efektem Kongresu Kobiet, miał on w tym jednak swój udział.

Dziś większości osób nie trzeba już wyjaśniać, czym jest feminizm i dlaczego jest ważny. Więcej - postulaty, które wydawały się kiedyś nierealizowalne, zyskują zrozumienie i poparcie społeczne poza wąską bańką. Tym samym wydawać by się mogło, że inicjatywy takie jak Kongres Kobiet mogą liczyć na rozszerzanie swoich wpływów.

Patriarchalny strzał w kolano

Tymczasem Kongres Kobiet, zamiast wykorzystać zdobytą dotychczas rozpoznawalność i żądać więcej, postanowił pokłonić się Donaldowi Tuskowi. Politykowi, który z feminizmem ma wspólnego mniej więcej tyle, że jest raczej "za" niż raczej "przeciw". Ale tylko w ujęciu ogólnym i raczej teoretycznym.

Gdy Tusk był premierem, nie zrobił w tej kwestii zbyt wiele, ot - nie był szowinistą, gratulacje. Prawa reprodukcyjne? Wskoczyły na tapet, dopiero gdy stały się chodliwym medialnie tematem ze sporym poparciem społecznym i sposobem na odróżnienie się od partii rządzącej.

Fakt, że Kongres Kobiet z tajemniczych powodów (zbliżające się wybory?) uznał Tuska za postać szczególnie zasłużoną, nie umknął aktywistkom, polityczkom i feministkom, które od lat działają na rzecz praw kobiet.

Paulina Młynarska skomentowała nagrodę, przypominając, jak na Manifie (coroczne marsze feministyczne z okazji Dnia Kobiet - red.) blisko dekadę temu aktywistka i literaturoznawczyni Katarzyna Bratkowska zaapelowała do Donalda Tuska, który zwykł wówczas deklarować, że "kocha kobiety", żeby kobiety raczej szanował. I tego samego można by wymagać od Kongresu Kobiet - szacunku. "Nagrody są za osiągnięcia, a nie za to, że się zmieniło zdanie" - podsumowała dziennikarka.

Panie w mentalnych garsonkach i dziaders

Z kolei Elżbieta Podleśna - aktywistka i jedna z organizatorek Strajku Kobiet w 2017 roku - wprost napisała, że nagroda dla Tuska jest nie feministyczna, ale raczej patriarchalna. Oto kobiety nagradzają polityka za to, co dla kobiet nie zostało zrobione. Bo może jak się odpowiednio przypodobać, to w końcu zostanie. I trudno byłoby tu wymyślić trafniejsze podsumowanie tej decyzji.

"(...) za każdą kobietą w mentalnej garsonce stoi dziesięciu suflerujących dziadersów. Wrócicie do domów, a Kongres dalej będzie kolebką kołyszącą patriarchat i rozczulającą się, że tak zdrowo rośnie. Nie będzie żadnej zmiany. Będzie to, co znamy od lat, jak smak przeżutej tysiąc razy donaldówy" - pisze gorzko Podleśna.

Bożena Przyłuska - działaczka Strajku Kobiet i założycielka Kongresu Świeckości optującego za prawdziwym, a nie teoretycznym rozdziałem Kościoła od państwa zwróciła uwagę i na drugą laureatkę - Halinę Radacz, która jest pierwszą w Polsce "kobietą-księdzem" (Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego). "Czcigodny mąż ze stali i kobieta bez brody" - spuentowała Przyłuska decyzję Kongresu Kobiet.

Nagroda dla Tuska, poza całą swoją kuriozalnością, ma jeszcze jeden aspekt - całkowicie odciągnęła uwagę od tego, co od lat było najwartościowszą częścią Kongresu - debat i spotkań. O tym, że w tym roku rozmawiano o wojnach - tych realnych i ideologicznych, ale też m.in. molestowaniu, mobbingu męskości czy demokracji, nikt już nie mówi.

Socjolożka, aktywistka i jedna z tegorocznych uczestniczek - Elżbieta Korolczuk - wprost napisała, że mimo że uważa Kongres Kobiet za udany, gdy dowiedziała się, że laureatem nagrody jest były premier, poczuła się, jak gdyby dostała fangę w nos. Pytaniem pozostaje, czy organizatorki nie powinny poinformować zawczasu zaproszonych gości i gościń, kto zdobędzie wyróżnienie, którego laureatami były dotychczas m.in. Barbara Nowacka, Agnieszka Holland, prof. Monika Płatek, Olga Tokarczuk czy Henryka Krzywonos.

Tymczasem niesmak pozostał, a ważniejsze od tego, czym zajmował się w tym roku Kongres Kobiet, jest to, "co powiedział Tusk". A Tusk, jak to politycy - nie powiedział nic nowego, choć jego przemówienie było ze wszech miar trafione, zważywszy na okoliczności.

"Mam za sobą kilka lat innych doświadczeń niż te premierowskie. Te lata wzmocniły we mnie przekonanie, że przygniatająca większość idei i nacisków, jakie mnie spotkały z waszego środowiska, były słuszne. To ja powinienem przyznać wam symboliczną nagrodę. Ta, którą otrzymałem, nie jest po to, by dać mi do zrozumienia 'tobie już dziękujemy, daj sobie spokój'. Tylko że jest jeszcze jakieś oczekiwanie wobec tego, kto to wyróżnienie przyjął" - powiedział Donald Tusk, niejako kajając się za to, że nie przywiązywał należytej wagi do kwestii praw kobiet.

Mądre słowa. Szkoda tylko, że wypowiadane przy okazji odbierania nagrody za rzeczy, których się nie zrobiło. To trochę tak, jak gdyby nagradzać pisarza za książkę, której jeszcze nie napisał, ale wierzy się, że to zrobi.

Są różne strategie polityczne. Można być hardym i nieustępliwie walczyć o to, w co się wierzy. Można też próbować strategii a la zupa pomidorowa - starać się być lekkostrawnym dla większości i na tym zbijać kapitał. Choć część "mentalnych garsonek", o których wspomina Elżbieta Podleśna, tęsknie zerka przed zbliżającymi się wyborami w stronę partii politycznych, Kongres Kobiet to jednak nie partia.

Powstał w obronie interesów kobiet, za cel obierając sobie zmiany. Nagroda dla Donalda Tuska nie jest żadną zmianą. Nie ma tu cienia rewolucji, a na ewolucję nie ma raczej, co liczyć.