Michalik: Drodzy obrońcy Stuhra, może was to szokuje, ale zasady są takie same dla wszystkich
A jednak - Jerzy Stuhr prowadząc pod wpływem alkoholu potrącił motocyklistę i viola - oto w internecie rozpoczął się festiwal samozwańczych obrońców i "wspieraczy" aktora.
"Panie Jerzy, proszę się nie dać", "Proszę się trzymać, zawistnikom na pohybel", "Proszę nie czytać tego hejtu psorów", "Trzymamy z całą rodziną za pana kciuki", "Każdemu zdarza się błądzić, zachował się pan w tej sprawie jak mężczyzna", "Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem"... Serio?
Zasady takie same dla wszystkich, także dla Stuhra
Otóż, drodzy obrońcy, może was to szokuje, ale - zasady są takie same dla wszystkich. Kropka. Nie ma od tego prawa wyjątków ani odstępstw.
Nieważne, kto dokonał jakiegoś czynu - prezydent, znany aktor, bankier, prostytutka czy kopacz rowów - musi ponieść dokładnie te same konsekwencje. Sędzia bierze oczywiście pod uwagę okoliczności zdarzenia, w tym łagodzące, zachowanie oskarżonego w trakcie procesu, przyznane do winy, ale jednak, wciąż, powinien wydać wyrok, nie biorąc pod uwagę zawodu i popularności skazywanego.
Tylko wtedy mamy do czynienia z państwem prawa.
Nikt nie ma prawa do łagodniejszego traktowania, pobłażania, ze względu na swoją rozpoznawalność, czy najwybitniejsze nawet dokonania zawodowe. Także gwiazdy ekranu, wybitni działacze społeczni, myśliciele i filantropi, muzycy i politycy nie powinni móc ujść przed konsekwencjami swoich czynów - jeśli chcemy żyć w państwie prawa.
Jerzy Stuhr jest wybitnym artystą, którego dokonania zawodowe bardzo podziwiam i szanuję, jest także osobowością medialną, publiczną, a dla wielu autorytetem. Jest też człowiekiem, który wsiadł do auta, mając 0,7 promila alkoholu we krwi i ruszył w podróż, którą ktoś mógł przypłacić życiem lub zdrowiem, jakaś rodzina nieszczęściem i żałobą.
Pisanie o tym nie jest atakowaniem go, a fakt, że pisowska strona robi na niego haniebną, pełną kłamstw nagonkę w TVP niczego nie może zmieniać w ocenie samego postępku.
Na nagonkę się oburzajmy, ale czyn pozostaje czynem.
"Trzeba było uważać"
Nie można się też oburzać, że prawica wykorzystuje ten wypadek do walenia w opozycję jak w bęben i mówić, że nie powinni tego robić. Bo gdyby prowadząc pod wpływem potrącił człowieka jakiś członek PiS, wszyscy sympatycy opozycji robiliby to samo. I mieliby do tego prawo.
Odpowiadam na to, jak Duńczyk Maksowi w świetnym polskim filmie Va Banque: "Trzeba było uważać".
Trzeba było się nie podkładać.
To nie znaczy, że trzeba Jerzego Stuhra osądzać - nadal jest przecież tym samym fantastycznym człowiekiem i aktorem, nie znaczy to też, że trzeba go przestać szanować. To znaczy tylko tyle, że trzeba umieć przyznać, bez żadnych wykrętów i wymówek, że to, co zrobił, jest naganne i nie traktować go jak ofiary linczu, bo niestety, w tej sytuacji, sam jest sobie winien.
Jerzy Stuhr ma teraz złą prasę, podobnie jak jego syn Maciej, znany z wielu ostrych politycznych wypowiedzi - to są konsekwencje, z którymi każda osoba publiczna musi się w takiej sytuacji liczyć.
Niewątpliwie też po tym wypadku straci status mędrca i mentora i nieposzlakowaną opinię, jaką się dotąd cieszył. Żaden pisowiec, choćby najbardziej zacięty nie byłby jednak w stanie mu tego zrobić, gdyby aktor nie wsiadł po alkoholu do auta.
Jednak zła prasa minie, pozostanie człowiek i jego wielki dorobek i pozostaniemy my - z naszym zachowaniem, i postawą wobec tej sprawy, jakie by one nie były.
Wiele osób w Polsce zginęło lub straciło zdrowie przez pijanych kierowców. Sieją strach i terror. Każdy z nas wyjeżdżając w dłuższą trasę, zastanawia się, czy nie zabije go lub nie okaleczy jakiś nieodpowiedzialny i nietrzeźwy człowiek.
Pamiętajmy o tym i nie usprawiedliwiajmy zła, nie stosujmy moralności Kalego. Nie rzucajmy się też Jerzemu Stuhrowi do gardła i spokojnie pozwólmy ponieść konsekwencje własnego postępku.
Po prostu pamiętajmy o zasadach.