"To jest odpad". Wiceminister Kowalski zaczął nową krucjatę – wyjaśnia Polakom, jakie jeść... jabłka
- Janusz Kowalski twierdzi, że powinno się wspierać tych sadowników, którzy sprzedają jabłka deserowe. Zachęca Polaków do wyboru tych odmian owoców w codziennych zakupach
- Michał Kołodziejczak z Agrounii w rozmowie z naTemat kontruje wiceministra rolnictwa
- Statystyki mówią, że co najmniej ponad połowa jabłek sprzedawanych w marketach to te gorszej jakości, z podłóg. Wyjaśnienie jest proste: o wiele niższa cena
Janusz Kowalski wiceministrem rolnictwa jest od niecałych dwóch miesięcy. Na stanowisko został powołany w połowie września. Od tego czasu dość reguralnie poddawany jest testom na antenie telewizji. I wypadają one różnie. Tak było na przykład, gdy urządzono mu swego rodzaju egzamin na temat znajomości zbóż.
Jednak tego typu sytuacje, których było więcej, nie zrażają polityka Solidarnej Polski przed kategorycznymi wypowiedziami w różnych innych tematach związanych z rolnictwem.
Kowalski o jabłku deserowym i przemysłowym
W sieci w środę (2 listopada) pojawił się kolejny film, którego jest bohaterem. Janusz Kowalski wydał jednoznaczną opinię ws. polskich jabłek. Z jego nagrania mogliśmy dowiedzieć się o ważnej różnicy pomiędzy jabłkami deserowymi a przemysłowymi.
"Jako wiceminister Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi chcę wspierać przede wszystkim pozycję rynkową polskiego jabłka deserowego, a nie jabłka przemysłowego. To produkcja jabłka deserowego powinna być głównym źródłem utrzymania polskiego sadownika" – napisał Kowalski pod udostępnionym nagraniem.
Dlaczego to jabłko deserowe powinno odgrywać tak kluczową rolę? Według polityka z partii Zbigniewa Ziobro jest to "produkt numer 1 polskiego sadownika". – To z niego polski sadownik powinien żyć i z niego się utrzymywać. Jego cena jest najwyższa – mówił stanowczo polityk prezentując owoc.
Dodał także, iż jabłka przemysłowe sprzedawane przez zagraniczne hipermarkety bardzo często udają te deserowe. Po czym zwrócił się do Polaków: "Dlatego szukajcie w sklepach polskiego jabłka deserowego".
Kołodziejczak z Agrounii ostro o słowach Kowalskiego o jabłkach deserowych
Janusza Kowalskiego w rozmowie z naTemat ostro krytykuje rolnik i lider Agrounii Michał Kołodziejczak, który podkreśla, że rolnicy powinni utrzymywać się ze sprzedaży zarówno jabłek deserowych, jak i przemysłowych.
– Niech Janusz Kowalski przestanie mówić, co powinno być, a niech robi to, co jest słuszne. Dlaczego w marketach są takie tanie jabłka? Dlaczego markety łupią polskich rolników? Jakim ministrem jest, skoro w sklepach są zagrzybiałe jabłka? Niech tym zajmie się Kowalski – mówi Michał Kołodziejczak w rozmowie z naTemat.
Dopytujemy Kołodziejczaka jako przedstawiciela rolników, czy rzeczywiście powinno się wspierać sprzedawanie jabłek deserowych. – Kowalski powtarza starą, wytartą narrację, która funkcjonuje w przestrzeni publicznej od dziesięcioleci i jest nieprawdziwa. Że sadownicy powinni zarabiać głównie na jabłkach deserowych. Powinni zarabiać i na jednych, i na drugich – ocenia.
– Kowalski jest populistą, który nie ma wiedzy i popisuje się w mediach społecznościowych mocnymi hasłami, bo tylko na to go stać. W ten krzykliwy sposób przykrywa brak swoich kompetencji – kwituje Kołodziejczak.
Sadownicy: Kowalski ma rację
Ceny skupu jabłek przemysłowych wahają się od 30 do 34 groszy za kilogram, czytamy na portalu branżowym spozywczeabc.pl. Wyższe ceny, które wynoszą 36–40 groszy za kilogram, można dostać za owoce dostarczone bezpośrednio do zakładu przetwórcy. Jednak to kategoria, która powinna trafić wyłącznie do celów przetwórczych, twierdzą sadownicy.
Sadownicy jabłkami przemysłowymi zwykli nazywać jednak również te sprzedawane "z podłogi" w skrzyniach, które mają o wiele niższe ceny niż te zapakowane w mniejszej liczbie. Nawet dwukrotnie niższe. I rzeczywistość jest taka, że przy rosnących cenach żywności kupuje je wielu Polaków, zwykle w większych ilościach niż tych lepszych deserowych odmian.
Sadownik: Jabłko z półki, a nie z podłogi
Zapytaliśmy o jabłka w Związku Sadowników RP. Wiadomo, że od długiego czasu relacje pomiędzy sadownikami a przetwórcami wykorzystującymi jabłka przemysłowe są bardzo napięte. Ci drudzy wciąż zbijają ich cenę i w ten sposób sprzyjają konsumpcji przez Polaków tańszych jabłek przemysłowych.
– Zgadzam się z Januszem Kowalskim. Sprzedajemy rocznie 4-5 mln jabłek. Od jakiegoś czasu forsujemy linię ratowania polskiego sadownictwa i na pewno nie jest to przetwórstwo. A to właśnie na jabłkach deserowych można najwięcej zarobić. Są wyższej jakości i tylko takie powinno się konsumować bezpośrednio – tłumaczy w rozmowie z naTemat Witold Piekarniak ze Związku Sadowników RP.
– Jabłka powinny być z półki, a nie z podłogi. Jabłka przemysłowe niszczą polskie sadownictwo. Kosztują w marketach 1,75 zł, leżą w koszach, trzeba tam nurkować i sobie wybierać, tymczasem często nie nadają się do spożycia. W skrzyniach z jabłkami panuje wielki bałagan, tymczasem powinny być tam tylko owoce w najlepszym standardzie – wyjaśnia Witold Piekarniak. Przedstawiciel Związku Sadowników RP dodaje, że dobre jabłka (deserowe) powinny kosztować 3,5-4,5 zł za kg.
Choć są osoby z branży, które twierdzą, że jabłka w skrzyniach to odmiana deserowa, tylko nie poddana selekcji, to sadownik nie ma wątpliwości. – Dla mnie to, co jest na podłodze, nie powinno trafić na stół, nie powinno trafić do żadnej gospodyni. To odmiana przemysłowa. Ja bym takiego czegoś gościom nie podał – tłumaczy w rozmowie z nami Piekarniak.
– Do tego markety robią jakieś szalone promocje. A pamiętajmy, że choć panuje inflacja i ceny żywności podskoczyły o 30-40 proc., to owoce zaledwie o 8 proc. – dodaje.
Są jednak i tacy, którzy bronią jabłek sprzedawanych prosto ze skrzyń. Jako argument podają, że jeśli klient chce takich jabłek, powinny być one dostępne w ofercie. Inna sprawa, że są one różnej jakości, ale klient zawsze może przebierać w nich do woli i wybrać te, które ostatecznie kupi. Sadownicy krytykują jednak to, iż pomimo że jabłka kosztują zaledwie około 1,7 zł za kilogram, markety urządzają dodatkowe promocje, co uderza w branżę sadowniczą.
W świecie idealnym wszyscy pewnie wolelibyśmy jeść odmianę deserową jabłek, ładnie zapakowanych, najwyższej jakości. Tymczasem prawda jest taka, że gdyby ludzie nie kupowali tych tańszych w dużych ilościach w hipermarketach, to po prostu by ich tam nie było, bo klient nasz pan.
Nawet przedstawiciel Związku Sadowników RP przyznaje nieoficjalnie w rozmowie z nami, że w łącznej sprzedaży jabłek, tych "z podłogi" w marketach sprzedaje się około 50-60 proc, a tych deserowych powyżej 40 proc. O to zapytaliśmy też w Lidlu, gdyż to tej sieci sadownicy zarzucali sprzedaż jabłek przemysłowych, które nie powinny trafić do spożycia i to po zaniżonych cenach.
Lidl: promujemy polskie jabłka
Lidl, który sprzedaje jabłka w skrzyniach, twierdzi jednak, że to sposób na promowanie obfitych tegorocznych zbiorów tych owoców i że klienci po prostu chcą je kupować.
"Oferując klientom jabłka sprzedawane w skrzyniach promujemy tegoroczne, obfite zbiory polskich jabłek oraz jednocześnie rozpoczynamy kolejny sezon polskiego jabłka w naszych sklepach. Ponadto dzięki temu, że trafiły one do sklepów naszej sieci prosto z sadów w dużych skrzyniach, niekiedy z gałązkami, klient ma dostęp do świeżego, polskiego jabłka 'prosto z drzewa'. Natomiast sadownik zapewnia nam produkt w łatwy sposób, bez dodatkowych czynności, oszczędzając koszty i czas" – argumentuje sieć Lidl w oficjalnym stanowisku w tej sprawie.
Sieć podkreśla, że normy Lidla w zakresie jakości jabłek są bardziej wyśrubowane od prawa unijnego. "Początek drogi każdego oferowanego przez nas artykułu, od momentu produkcji do koszyka klienta, to określenie restrykcyjnych wymagań dotyczących bezpieczeństwa produktu, a zatem kontroli jakości, świeżości czy obecności pozostałości środków ochrony roślin. Nasze własne normy są bardziej restrykcyjne od prawa unijnego" – czytamy dalej w oświadczeniu Lidla.
Już po publikacji tekstu sieć Lidl przesłała do redakcji naTemat komentarz na temat jabłek sprzedawanych w jej sklepach:
Troska Janusza Kowalskiego o dobro sadowników sprzedających lepszej jakości jabłka deserowe jest więc słuszna, tylko czy przypadkiem nie chodzi tu o wąsko pojęty interes branży?