"Twój szpital może zostać zamknięty". Przez szybki wzrost kosztów możemy nie mieć gdzie się leczyć

Beata Pieniążek-Osińska
09 listopada 2022, 10:57 • 1 minuta czytania
Wkrótce twój szpital może zostać zamknięty. Gdzie wtedy pójdziesz po pomoc? Dla siebie? Dla swojej rodziny? Takie pytania kierują do pacjentów przedstawiciele szpitali powiatowych, aby zwrócić uwagę na trudną sytuację placówek. Mówią wręcz o "czarnej polskiej jesieni". Wszystko przez rosnące koszty.
Szpitale powiatowe ostrzegają, że rosnące koszty prowadzą do gwałtownego wzrostu zadłużenia. Czy część upadnie? Piotr Kamionka/REPORTER/ East News

Swoją przyszłość zarządzający szpitalami powiatowymi widzą w czarnych barwach. Mówią wręcz o "czarnej polskiej jesieni" – parafrazując powiedzenie dotyczące obecnej pory roku.

Do pacjentów apelują o podpisy pod petycją, którą skierowali do szefa resortu zdrowia.

"W szpitalach powiatowych trwa CZARNA POLSKA JESIEŃ. Wkrótce Twój szpital może zostać zamknięty. Gdzie wtedy pójdziesz po pomoc? Dla siebie? Dla swojej rodziny?" - pytają pacjentów, aby zainteresować ich sytuacją placówek ochrony zdrowia.

Rosnące koszty to główna przyczyna

Wszystko przez kryzys finansowy i rosnące koszty. Zarządzający szpitalami wyliczają, że do tej sytuacji doprowadziły m.in. wprowadzone w ostatnich miesiącach regulacje dotyczące wzrostu minimalnych płac w placówkach ochrony zdrowia. Doszła do tego kilkunastoprocentowa inflacja i wzrost wszystkich kosztów, w tym kosztów energii i ogrzewania.

Efekt jest taki, że placówkom brakuje pieniędzy na opłacenie podstawowych rachunków czy wypłaty dla pracowników i składki ZUS oraz na coraz większe rachunki wystawiane przez firmy zewnętrzne, np. dostarczające catering, odbierające odpady medyczne czy wykonujące usługi prania. To prowadzi do gwałtowanego wzrostu zadłużania się szpitali powiatowych.

Czego oczekują szpitale powiatowe od rządzących?

Według zarządzających szpitalami powiatowymi NFZ powinien pokryć koszty wzrostu wynagrodzeń wszystkich pracowników ochrony zdrowia, niezależnie od formy zatrudnienia, przy jednoczesnym określeniu akceptowalnej minimalnej i maksymalnej stawki wynagrodzenia.

Podwyżki minimalnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia od lipca br. objęły tylko pracowników etatowych w publicznych szpitalach. Na pokrycie kosztów tych zmian placówki otrzymały dodatkowe środki z NFZ.

Jednak wzrost wynagrodzeń dla części pracowników pociąga za sobą podwyżki także dla pozostałych grup. Na to już szpitale pieniędzy nie dostały. Pensje pozostałym pracownikom musiały jednak podnieść w obawie przed falą odejść z pracy. Kryzys kadrowy w ochronie zdrowia jest bardzo duży, a medycy z powodu warunków pracy i wynagrodzeń wybierają pracę w prywatnych gabinetach lub wyjeżdżają za granicę.

Przedstawiciele szpitali postulują także "umożliwienie kierownictwu szpitali kształtowania oferty świadczonych usług zdrowotnych poprzez tworzenie nowych oddziałów i poradni czy dopasowywanie liczby łóżek do potrzeb pacjentów i możliwości lokalowych, technicznych i personalnych danego szpitala".

System ochrony zdrowia się rozpada

 Rozwiązanie powyższych problemów jest kluczowe dla prawidłowego funkcjonowania szpitali i realizacji ich celu, jakim jest ratowanie zdrowia i życia pacjentów – oceniają członkowie Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, którzy od sierpnia alarmują o katastrofalnych dla budżetów szpitali skutkach podwyżek dla pracowników ochrony zdrowia. 

 Mimo obietnic Ministerstwa Zdrowia koszty podwyżek dla pracowników służby zdrowia w dalszym ciągu obciążają budżety szpitali. Te zrzeszone w Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego odnotowały wzrost wyceny świadczeń na poziomie 4-8 proc., podczas gdy Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wyliczyła, że aby sfinansować wzrost płac, trzeba zwiększyć wyceny o 22,4 proc. – mówi Władysław Perchaluk, prezes Związku.

Jak dodaje, w efekcie "system ochrony zdrowia rozpada się, a szpitalom powiatowym brakuje pieniędzy nawet na opłacanie składek ZUS".