Joanna Racewicz reaguje na słowa Kaczyńskiego. "Nasze dziecko umarło we mnie"
- Joanna Racewicz w swoim najnowszym poście odniosła się do kontrowersyjnych słów Jarosława Kaczyńskiego na temat niskiego przyrostu naturalnego
- Dziennikarka nie boi się zabierać głosu nawet w najbardziej kontrowersyjnych tematach. Ostatnio zauważyła plusy szalejącej drożyzny
- W katastrofie smoleńskiej zginął jej mąż, który był szefem ochrony Prezydenta RP
- Racewicz wielokrotnie podważała rządy obecnej partii. Tym razem również postanowiła zwrócić się do prezesa Prawa i Sprawiedliwości
Joanna Racewicz odgryza się Kaczyńskiemu. "Nasz gniew potrafi skruszyć trony"
Słowa wypowiedziane przez Jarosława Kaczyńskiego 5 listopada w Ełku podczas spotkania z wyborcami obiły się szerokim echem wśród opinii publicznej. Według prezesa Prawa i Sprawiedliwości niski poziom dzietności w Polsce spowodowany jest alkoholizmem wśród kobiet. Zwrot "dawanie w szyję", który wykorzystał polityk, jest już sławetnym memem i krąży po całym internecie.
Do słów prezesa PiS-u odniosła się Joanna Racewicz w bardzo intymnym i osobistym poście na Instagramie. Dziennikarka jest również kolejną znaną kobietą, która zdecydowała się przyznać do dwukrotnego poronienia. W swoim wpisie podkreśliła również, że pracę w telewizji straciła między innymi przez swoje przekonania.
"To ja i mój Syn. Urodziłam sporo po trzydziestce. Nie, nie dlatego, że 'dawałam w szyję', Panie Prezesie. Odwlekałam macierzyństwo ze strachu o przyszłość. Nasze pierwsze dziecko było za słabe, żeby przeżyć. Umarło we mnie. Bywa. Potem chcieliśmy zbudować gniazdo. Dom. Nie oglądaliśmy się na państwo" – poinformowała Racewicz.
"Byliśmy we dwoje, młodzi. Szczęśliwi. Aż przyszedł 'pierwszy PIS' i rękami swoich komisarzy wyrzucił mnie z pracy. Uchodziłam za 'lewaczkę'. Mówiłam: 'to trzeci miesiąc ciąży'. Nie miało znaczenia. 'Nie pasujesz nam'. (...) Drugie dziecko też straciliśmy. 'Nie ma powodów medycznych, wygląda na silny stres' - tyle diagnoza" – kontynuowała.
W dalszej części swojego posta dziennikarka opowiedziała o kolejnych problemach zdrowotnych. Joanna Racewicz zmagała się z silną depresją. Wspominała, że jej rodzina mogła liczyć na zrozumienie pierwszej damy, Marii Kaczyńskiej.
"Przyszła depresja. Trzymała w garści latami. Wtedy kiepsko z prokreacją. Czy ktoś z TVP się mną zainteresował? Nie, panie prezesie. Tylko pańska bratowa poprosiła swojego męża, prezydenta, o dłuższy urlop dla szefa ochrony, mojego męża. 'Niech się pan zajmie żoną' - usłyszał. Paweł został ze mną w domu. Trzymał za rękę. Powtarzał: 'damy radę'. Dwa lata później stał się cud. Syn (Igor – przyp. red.). Wyczekany, wytęskniony, wymodlony, aż przyszedł 10 kwietnia i lot w jedną stronę" – dodała.
Pod koniec dziennikarka odniosła się do katastrofy smoleńskiej i rocznic, które co roku są tak hucznie obchodzone. Joanna Racewicz niejednokrotnie zabierała głos w sprawie tych ceremonii oraz śledztw dotyczących katastrofy. Pragnie, by żałoba po jej mężu, Pawle Janeczku, dotyczyła tylko najbliższych, nikogo więcej.
A teraz? Czy słyszy Pan oburzenie? Wściekłość? Żal? Bezsilność? Smutek?Nie można pogardzać kobietami. Nasz gniew potrafi skruszyć trony. Czasem wystarczy iskra.
Na sam koniec zaapelowała do polityka, by nie gardził kobietami, bo te odpłacą mu się pięknym za nadobne. Pod postem dziennikarki w komentarzach jej obserwujący oraz koleżanki i koledzy ze świata show-biznesu okazali jej ogromne wsparcie i podziw za odwagę i szczerość.