Powraca "trend" na heroin chic? Pora pokazać światu mody środkowy palec
- Heroin chic to modny w latach 90. typ bardzo chudej sylwetki, który był zainspirowany figurą Kate Moss
- Amerykański tabloid ogłosił powrót figury heroin chic w artykule pt. Bye-bye booty: Heroin chic is back, który wywołał oburzenie
- Trendy urodowe są promowane przez przemysł modowy, urodowy, fitness i dietetyczny, bo te mają w tym swój interes (czytaj: pieniądze)
- Ciało nie jest trendem ani modą
- Dążenie za wszelką cenę do modnej sylwetki może skutkować głodzeniem swojego ciała, zaburzeniami odżywiania, kłopotami ze zdrowiem i złym zdrowie psychicznym
- Apel do walki z heroin chic wystosowała na Instagramie aktorka i aktywistka Jameela Jamil
Trendy modowe i urodowe zmieniają się tak szybko, że trudno za nimi nadążyć. Pewnie zapytacie z powątpiewaniem: a niby kto ich słucha? Niestety większość z nas. Nie tyle chcemy wpasować się w modę, ile czujemy, że po prostu musimy.
Gdy dojrzewałyśmy, my, kobiety z pokolenia milenialsów, byłyśmy non stop bombardowane fatfobiczną narracją i idealnymi ciałami w bikini. W kolorowych gazetach, reklamach, teledyskach, poradach ekspertów, serialach i filmach. Chociażby w 2007 roku, media określiły dwie boskie piękności – Beyoncé i Shakirę w teledysku do hitu "Beautiful Liar" – jako... "grubaski".
Jako nastolatki (i nie tylko) byłyśmy na to podatne. Nie tyle chciałyśmy być piękne, ile nie być brzydkie, bo takie miały być ciała, które nie wpasowały się w "kanon". Efekty tej nagonki na nasze ciała były opłakane: restrykcyjne diety odchudzające, anoreksja, bulimia, napady objadania, kompleksy, wstyd. Nie ma w tym przesady, bo jako "milenialka" i sama to przeżyłam, i wszystkie bliskie (oraz dalsze) kobiety obok mnie. To niemal pokoleniowe doświadczenie.
Kilka lat temu pojawiła się ciałopozytywność, która stara się zmienić nasze myślenie i uchronić młodsze pokolenie przed nienawiścią do własnego ciała. Nie jest to ruch pozbawiony błędów, ale różnorodność zaczęła coraz śmielej wychodzić z ukrycia. Rozpoczął się proces uleczania.
Na wybiegach pojawiają się modelki plus size, ubrania w sieciówkach reklamują kobiety o różnych kształtach, na Instagramie oglądamy cellulit, grubość, rozstępy, coraz więcej gwiazd buntuje się przeciwko "fotoszopowaniu" ich zdjęć. Wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze, a właściwie na jej początku.
Jednak kultura piękna i mit urody, który w 1991 roku zmieszała w błotem Naomi Wolf w swojej głośnej książce, co chwila wyskakują z czymś nowym, toksycznym i głupim. Obwieszczenie powrotu figury heroin chic jest najnowszym świństwem. Tyle że sądząc po reakcjach na artykuł "New York Post" (tytuł: "Pa pa, tyłeczku! Heroin chic powraca"), tym razem tak łatwo się nie damy. A przynajmniej spróbujemy.
Heroin chic powraca? No chyba nie
Trochę historii. Lata 90. Nirvana, grunge, dżinsy z prostymi nogawkami, narkotyki, brudny realizm. Nagle pojawia się Kate Moss, chuda, blada, z wielkimi oczami. Wygląda zupełnie inaczej niż ówczesne supermodelki: Cindy Crawford, Elle Macpherson, Claudia Schiffer i Naomi Campbell. Wysokie i wysportowane, szczupłe, lecz mające "kobiecą" sylwetkę z wyraźnie zaznaczoną talią.
Świat mody i media szybko zachwycają się Moss (początkowo nazywaną "antymodelką"). Na fali inspiracji Brytyjką powstaje nowy urodowo-modowo-dietetyczny trend: heroin chic, który błyskawicznie wchodzi na mainstreamu.
Na czym polega? Na wychudzonej figurze, bladej cerze, podkrążonych oczach. Słowem: na wyglądaniu, jakbyś... była heroinistką. Dzisiaj nie mieści się w głowie, by "trend" nazwać po twardym narkotyku, który niszczy zdrowie i życie milionów ludzi, ale w latach 90. mało kto miał z tą nazwą problem.
Nazwa nazwą, ale trend na heroin chic krytykowało wielu. Lekarze, politycy i działacze alarmowali, że to promowanie zaburzeń odżywiania i niezdrowego stylu życia. I tak zresztą było, bo młode dziewczyny chciały za wszelką cenę wyglądać idealnie. Więc głodziły się, wycieńczały swoje ciała, a anoreksja zbierała w latach 90. śmiertelne żniwa. I to właśnie w tych klimatach wychowałyśmy się my, milenialki.
Artykuł o powrocie lat 90. jest więc dla wielu z nas dużym triggerem. Ciałopozytywne aktywistki wściekły się, ale i przeraziły, bo tyle roboty na nic? Nastolatki znowu będą się głodzić, bo kolorowe magazyny i tabloidy mówią im, że to jest ok? Bo ekscytują się, że Kim Kardashian nie ma już krągłych kształtów i zachwycają się szczuplutką Bellą Hadid?
Ciało nie jest trendem
Sama chuda sylwetka oczywiście nie jest niczym złym. Żadna figura nie jest lepsza ani gorsza. Jednak przekonywanie kobiet, że wszystkie muszą wyglądać w ten sam sposób, jest po prostu wstrętne. Tak samo było przecież, gdy na fali były duże pupy (jak Kim Kardashian). Kolejna moda, do której wielu próbowało się dostosować, mimo że taka figura jest dla wielu nieosiągalna.
I tu pojawia się główny problem: traktowanie ciał kobiet jak trendu. Ciała Kim czy Belli nie są wyznacznikiem żadnej mody. Są po prostu ich ciałami, z którymi mogą robić co chcą. Ciało nie jest modą.
Przemysły – modowy, urodowy, fitness, dietetyczny – traktują jednak ciało jako produkt i to one tworzą trendy. Bogacą się na promowaniu określonego typu sylwetki, bo wiele z nas łyka przynętę (i nie ma co się dziwić). Efektem powrotu heroin chic będzie boom na restrykcyjne diety, produkty odchudzające, podejrzane suplementy i programy fitness oraz zapotrzebowanie na mniejsze rozmiary ubrań (których produkcja z racji mniejszego zużycia materiałów jest znacznie tańsza).
Również celebrytki i gwiazdy często stają się niewolnicami mainstreamowego trendu. Czerpią z tego korzyści, więc promują go, zwykle zupełnie nieświadome skutków ubocznych. Nie chcą zostać w tyle. Kim, która wcześniej była "ambasadorską" krągłości, musiała zmieścić się w suknię Marilyn Monroe na MET Galę, dlatego schudła w trzy tygodnie siedem kilo, czym szybko pochwaliła się w mediach. Raczej za wiele o tym nie rozmyślała, po prostu przestała jeść. Ona też jest ofiarą. A jednocześnie współwinną.
Wiemy, do czego doprowadza traktowanie ciała jako trendu. Do wygórowanych oczekiwań, nierealistycznych celów, porównywania się z innymi, problemów z samooceną i nieustannego myślenia o ciele. Do ciągłego ważenia się lub panicznego unikania wagi, liczenia kalorii, oglądania się ze strachem w lustrze, wciągania brzucha i strachu przed założeniem kostiumu kąpielowego albo szortów latem. Do zaburzeń odżywiania, depresji, myśli samobójczych.
Kiedy ciało będzie po prostu ciałem? Kiedy przestanie być modą zależną od widzimisię korporacyjnych przemysłów, wyroczni mody i guru fitness? Kiedy wreszcie dadzą nam spokój? Obawiam się, że nie szybko.
Ruszajmy na walkę z trendem heroin chic
Jednak dzisiaj społeczeństwo jest bardziej wyczulone na toksyczne ideały piękna oraz podstępy mainstreamowej kultury. Owszem, ciałopozytywne aktywistki i dziennikarki docierają tylko do określonej grupy, a większość z nas żyje w bańce, jednak "cielesna" świadomość jest nieporównywalnie większa niż w latach 90.
Dlatego backlash na artykuł "New York Post" daje nadzieję, że tym razem nie będzie tak łatwo wmówić nam, jak mamy wyglądać. Albo że przynajmniej nie poddamy się bez walki.
Ostry apel wystosowała Jameela Jamil, aktorka ("Dobre miejsce", "Mecenas She-Hulk") i aktywistka, która sama ma historię niezdrowej relacji ze swoim ciałem i której podcast "I Weigh" jest ciałopozytywną rewolucją. Jamil, która wojuje z przemysłem fitness i dietetycznym jak lwica, tym razem naprawdę się wściekła. Jej wpis o heroin chic na Instagramie jest tak ważny, że przytoczę go w całości:
Wszystkich ich powalę. Nigdzie nie wracamy. Powiedz nie heroin chic.
Co powiecie na to, żeby zamiast głodzenia nas przez przemysł, zagłodzić ich. Kontrolujemy rynek. Kontrolujemy trendy. Wybieramy, kto staje się sławny i pozostaje sławny. Kontrolujemy, które medium staje się dominujące. To oni są naszymi królikami doświadczalnymi. Po prostu nie możemy kupować g*wna, które sprzedają. Mamy całą władzę.
To przestępstwo branży modowej, mediów i współwinnych, walczących o uwagę celebrytów, którzy chcą być akceptowani przez branżę modową i media. To ćwiczenie na posłuszeństwo, uległość i dyscyplinę. To test.
Nagrodą jest to, że na dłuższą metę niszczysz swoje ciało i pogarszasz zdrowie psychiczne swoich obserwatorów, ale możesz zarobić trochę pieniędzy i zwrócić na siebie uwagę. Będziesz musiała jednak później wydać te pieniądze na lekarzy, ponieważ te leki i procedury spiep**ą twoje kluczowe organy.
Wiem, bo zrobiłam to 14 lat temu. Nie miałam popędu seksualnego, nie miałam energii, nie miałam żadnej zabawy, nie jadłam pysznych posiłków, ale mogłam nosić bajeczne sukienki, w których czułam się naprawdę zmęczona. Chciałam wrócić do domu, żeby je zdjąć, ponieważ moja nerka nie działała z powodu lek na odchudzanie.
Nie lekceważ skutków ubocznych. Nie oszukuj siebie myśleniem, że to ma znaczenie lub jest tego warte. Ten cielesny trend ma po prostu pasować do trendu w modzie i przywrócić małe ubrania w tej samej cenie. Wszystko z niską talią, wszystko odcinane, maleńkie spódniczki z niskim stanem, których nie możesz nosić, jeśli masz tkankę tłuszczową. To chwilowa moda, faza, którą możemy szybko zakończyć, jeśli nie będziemy kupować tych ubrań i rozpowszechniać medialnych i celebryckich zdjęć tego g*wna.
Trend minie i faza się skończy. Bez nas to nie przetrwa. To nie jest warte robienia sobie krzywdy. To zupełnie nic nie znaczenie.
Walcz. Powiedz nie. Zniszczmy to g*wno razem. Jak oni śmią?
Amen. Ciało nie jest po to, by wpisywać się w głupie mody, ale po to, by doświadczać świata i cieszyć się życiem. Ciała są różnorodne. Nie dajmy się.