Niesamowity wyczyn "Lewego". Doścignął Pelego, a za chwilę pozbawi go miejsca w elicie

Krzysztof Gaweł
27 listopada 2022, 17:07 • 1 minuta czytania
Robert Lewandowski w sobotę nie tylko trafił po raz pierwszy na mundialu dla reprezentacji Polski, ale też wyrównał strzelecki rekord słynnego Brazylijczyka Pelego. Obaj panowie mają od teraz na koncie po 77 bramek zdobytych w drużynach narodowych, a przecież nasz as zapewne wkrótce swój bilans poprawi. Mamy nadzieję, że jeszcze w Katarze. Rekordzistą świata jest Cristiano Ronaldo, który dla Portugalii strzelił już 118 bramek.
Robert Lewandowski wyrównał strzelecki rekord słynnego Brazylijczyka Pelego Fot. PAWEL RELIKOWSKI / POLSKA PRESS/Polska Press/East News

Robert Lewandowski w sobotę dopiął swego i pierwszy raz w karierze strzelił gola na mundialu. Na pierwsze trafienie w najważniejszej piłkarskiej imprezie świata musiał długo pracować i wcale nie przyszło mu ono łatwo. W MŚ zagrał po raz pierwszy w 2018 roku, ale w Rosji nasza reprezentacja i jej kapitan furory mówiąc delikatnie nie zrobili. A w Katarze było blisku w meczu z Meksykiem, ale "Lewy" dość niespodziewanie zmarnował rzut karny.

Dopiero w meczu z Arabią Saudyjską się udało, a już przed przerwą nasz kapitan miał świetną okazję, jednak zdecydował się podawać. W 39. minucie dograł do Piotra Zielińskiego, który otworzył wynik meczu i strzelił pierwszego na mundialu gola dla Biało-Czerwonych. Robert Lewandowski dopiął swego po przerwie, choć najpierw trafił w słupek, a potem zmarnował jeszcze jedną świetną okazję. Aż w 81. minucie pokazał, dlaczego jest lisem pola karnego.

Nasz kapitan wykorzystał błąd Abdulelaha Al Malkiego, zabrał mu piłkę i wpakował do siatki rywali. A potem nie krył łez wzruszenia, a zdjęcia płaczącego Polaka obiegły świat. To był szczególny moment dla piłkarza FC Barcelony i wielkie marzenie, o czym mówił po meczu.

Zawsze wierzyłem, że pomimo niestrzelonego karnego, pomimo tego, że piłka uderzyła w słupek, zamiast po nim wpaść do bramki, uda się strzelić gola. Myślę, że im starszy, tym bardziej emocjonalny się robię. To pewnie też z tego wynika. Co nie jest niczym dziwnym. Też jestem człowiekiem, też przeżywam wiele sytuacji – mówił dziennikarzom kapitan reprezentacji Polski. To było jego 77. trafienie w koszulce z Orzełkiem na piersi.

A to oznacza, że Robert Lewandowski wskoczył w sobotę na listę dziesięciu najlepszych strzelców w historii piłki reprezentacyjnej. I wyrównał rekord wielkiego Brazylijczyka Pelego. Edson Arantes do Nascimento to jedyny w historii trzykrotny mistrz świata w piłce nożnej (1958, 1962 i 1970 rok), który również 77 razy trafił dla swoich Canarinhos. "Lewy" jeszcze w sobotę mógł pozbawić go miejsca w dziesiątce najlepszych strzelców w dziejach, ale w sytuacji sam na sam przegrał pojedynek z Mohammedem Al-Owaisem.

Kolejne trafienie Roberta Lewandowskiego - mamy nadzieję, że jeszcze w Katarze - oznaczać będzie, że zrówna się liczbą bramek z Irakijczykiem Husseinem Saeedem (78 goli), a jeszcze jedno pozwoli mu dopaść Zambijczyka Godfreya Chitalu (79 goli). Wyżej na liście są jeszcze Ali Mabkhout z ZEA (80 bramek) oraz Sunli Chhetri z Indii (84 bramki). Tyle samo trafień ma ikona węgierskiej piłki, niesamowity Ferenc Puskas. Jego wynik "Lewy" może osiągnąć już w 2023 roku. Choć gdyby Polska grała na mundialu jeszcze dwa tygodnie...

Listę najlepszych strzelców w dziejach drużyn narodowych otwiera oczywiście Cristiano Ronaldo, który w 2021 roku został numerem jeden. Portugalczyk ma już na koncie 118 bramek, ostatnią strzelił już na mundialu w Katarze w meczu z Ghaną (3:2). Drugie miejsce zajmuje słynny Irańczyk Ali Daei (109 bramek), a trzeci jest Lionel Messi (92 bramki), który dwa razy już wpisywał się na listę strzelców już w trakcie tegorocznych MŚ.

Kiedy Robert Lewandowski znów może wpisać się na listę strzelców w reprezentacji Polski? Najlepiej w środę 30 listopada, gdy na Stadium 974 w Dausze Polacy zagrają z Argentyną o pierwsze miejsce w grupie C i awans do 1/8 finału mistrzostw świata. Wygrana albo remis dają nam miejsce w gronie szesnastu najlepszych ekip turnieju. Tylko co na to Leo Messi?