Wielkie serce Kamerunu, sześć goli w Katarze. Pełne emocji widowisko na otwarcie dnia MŚ
- W poniedziałek odbywają się ostatnie mecze I kolejki fazy grupowej MŚ 2022
- Na katarskich boiskach rywalizowały reprezentacje z grup G oraz H
- Z reprezentacji Kamerunu wyrzucony został bramkarz Andre Onana
Od bardzo mocnego uderzenia rozpoczął się 9. dzień mundialu w Katarze. Na Al Janoub Stadium pojawiły się reprezentacje, które w pierwszych meczach przegrały. Kamerun musiał uznać wyższość Szwajcarii (0:1), natomiast Serbia nie była w stanie zatrzymać rozpędzonej Brazylii (0:2), jednego z faworytów turnieju.
Drużyna z Afryki zaszokowała dodatkowo informacjami dotyczącymi jednej ze swoich największych gwiazd w zespole. Andre Onana, bramkarz na co dzień występujący w barwach Interu Mediolan, został bowiem wyrzucony z kadry. Tym samym golkiper nie będzie brał udziału w MŚ 2022, a jego miejsce w poniedziałek zajął dużo mniej znany Devis Epassy.
Jaki był powód takiej decyzji? Onana miał poddać pod wątpliwość decyzje, które podejmował w ostatnim czasie selekcjoner Kameruńczyków Rigobert Song.
"Onana został usunięty z kadry Kamerunu. Powodem była dyskusja z trenerem, który nalegał na inny styl gry w bramkarza, bardziej tradycyjny. Onana się na to nie zgodził, więc został wykluczony z kadry" – poinformował słynny włoski dziennikarz Fabrizio Romano.
Po stronie trenera miał stanąć prezes federacji Kamerunu, słynny Samuel Eto'o. Onana miał przede wszystkim kwestionować sposób, w jaki miał grać w kadrze. Jak donoszą kolejne informacje, zawodnik Interu zarzucił trenerowi archaiczne myślenie o roli bramkarza.
Świetna końcówka połowy Serbów
Serbia była wskazywana jako jedna z drużyn, która w Katarze może sprawić dużą niespodziankę. Serbowie z pewnością mają duży potencjał sportowy, mając wielu znanych zawodników w mocnych, europejskich klubach. Gracze tacy jak Sergej Milinković-Savić czy Aleksandar Mitrović, to mocne nazwiska z włoskiej Serie A czy angielskiej Premier League.
Wbrew przewidywaniom i pierwszym minutom spotkania, gdzie to głównie Serbowie byli przy piłce, pierwsze trafienie było autorstwa Kamerunu. Stały fragment gry, dobre przedłużenie piłki przez Nicolasa N'Koulou, a drugi ze stoperów drużyny z Afryki otworzył wynik. Cieszyć dokładnie w 29. minucie spotkania mógł się Jean-Charles Castelletto.
Serbowie dopięli jednak swego. Chociaż wcześniej m.in. w słupek trafił Mitrović, to Europejczycy zaliczyli piorunującą końcówkę pierwszej połowy. W doliczonym czasie gry Serbia zdobyła dwa gole, a gdyby miała lepiej ustawione celowniki w polu karnym Kamerunu, mogłoby być nawet 3:1 przed zejściem do szatni.
Do wyrównania doprowadził Strahinja Pavlović, czyli ponownie mowa o obrońcy. Celne uderzenie głową to też spora zasługa dogrywającego z rzutu różnego Dusana Tadicia.
Kameruńczycy byli jeszcze myślami przy 1:1, a kolejny gol wpadł niespełna dwie minuty później. Tym razem drogę do siatki znalazł Milinković-Savić. Precyzyjne uderzenie gwiazdy Lazio Rzym dawało duży komfort Serbom przed przerwą.
Wielkie serce Kameruńczyków
Kiedy w 53. minucie Mitrović zdobył gola na 3:1 dla Serbów, wydawało się, że reprezentacja Songa nie będzie już w stanie się podnieść. Warto docenić trafienie Serbii, bo była to piękna zespołowa akcja, którą można pokazywać do znudzenia. Seria celnych podań Serbii rozmontowała drugą linię oraz defensywę rywala niczym na treningu.
Kto wie, może to nawet kandydat do miana trafienia turnieju?
Kameruńczycy odpowiedzieli jednak tym samym, czym Serbowie w doliczonym czasie pierwszej połowy. W ciągu zaledwie dwóch minut Kamerun był w stanie najpierw zdobyć kontaktowego gola, a następnie dołożyć jeszcze jedno trafienie.
Duża w tym zasługa wprowadzonego w drugich 45. minutach Vincenta Aboubakara. Doświadczony napastnik dał sporo świeżej krwi w poczynaniach ofensywnych drużyn, zdobywając zresztą gola na 2:3, który został uznany po weryfikacji VAR. Początkowo sędzia odgwizdał bowiem pozycję spaloną, ale niesłusznie.
Remis to już 66. minuta i trafienie następcy Roberta Lewandowskiego w Bayernie Monachium. Na listę strzelców wpisał się Eric Maxim Choupo-Moting. Ponownie wydawało się, że było bardzo blisko spalonego, ale sędzia słusznie gola uznał. Serbowie po tym trafieniu nie mogli wyjść z osłupienia, w jaki sposób stracili tak trudno wywalczone prowadzenie.
Końcówka to ponownie próby ofensywy Serbii. Swoją szansę miał m.in. Mitrović, ale brakowało trochę szczęścia, precyzji, a dodatkowo całkiem nieźle spisywał się też Epassy. Serbowie mogą srogo zapłacić za utratę dwubramkowego prowadzenia z Kamerunem. W ostatnim spotkaniu grupowym zagrają z solidną Szwajcarią.
Kameruńczyków czeka za to starcie z Canarihnos w trzeciej kolejce. Brazylijczycy wcześniej, bo już dzisiaj, staną naprzeciw Szwajcarii (godzina 17:00).
Kamerun – Serbia 3:3 (1:2) Bramki: Jean-Charles Castelletto (29), Vincent Aboubakar (64), Eric Maxim Choupo-Moting (66) – Strahinja Pavlović (45+1), Sergej Milinković-Savić (45+3), Aleksandar Mitrović (53) Żółte kartki: Nicolas N'Koulou, Christian Bassogog (Kamerun) oraz Luka Jović, Nikola Milenković (Serbia) Sędziował: Mohammed Abdulla Hassan Mohamed (Zjednoczone Emiraty Arabskie) Widzów: ok. 35 000 Kamerun: Devis Epassy – Nouhou Tolo, Nicolas N'Koulou, Jean-Charles Castelletto, Collins Fai – Martin Hongla (55. Vincent Aboubakar), Pierre Kunde (67. Gael Ondoua), Andre Zambo Anguissa (81. Samuel Oum Gouet) – Karl Toko Ekambi (67. Christian Bassogog), Eric Maxim Choupo-Moting, Bryan Mbeumo (81. Georges-Kevin N'Koudou). Serbia: Vanja Milinković-Savić – Strahinja Pavlović (56. Stefan Mitrović), Milos Veljković (78. Srdjan Babić), Nikola Milenković – Filip Kostić (90+2. Filip Djuricić), Sasa Lukić, Nemanja Maksimović, Andrija Zivković (78. Nemanja Radonjić) – Sergej Milinković-Savić (78. Marko Grujić), Aleksandar Mitrović, Dusan Tadić.