Leo Messi wprowadził Argentynę do ćwierćfinału MŚ. Zapachniało kolejną wielką sensacją
- Argentyna po dramatycznej końcówce meczu pokonała dzielną Australię
- Bohaterem meczu został Leo Messi, który poprowadził zespół do wygranej
- Albicelestes są w ćwierćfinale mistrzostw świata, tam już czeka Holandia
Reprezentacja Argentyny w mundialowy rytm wchodziła długo i z przeszkodami. Rozpoczęła od porażki 1:2 z Arabią Saudyjską, by potem zagrać bardzo słabe 45 minut z Meksykiem, ale po przerwie ograć Azteków 2:0. Potem przyszedł całkiem udany występ z Polską, którą Albicelestes pokonali 2:0, a mogli dwa razy wyżej. Leo Messi i spółka z meczu na mecz grają lepiej i rosnącą formę chcieli w sobotę pokazać w starciu z sensacyjną Australią.
Socceroos po raz pierwszy w historii wygrali na jednym mundialu dwa mecze – po porażce 1:4 z Francuzami ograli 1:0 Tunezję i także 1:0 faworyzowaną Danię, którą pozbawili miejsca w 1/8 finału mistrzostw świata. Dla ekipy Grahama Arnolda miejsce w szesnastce to powtórzenie najlepszego wyniku w historii, który Kangury wypracowały w 2006 roku w Niemczech. Czy stać ich było na coś więcej w starciu z potęgą? Z pewnością tak, ale szanse na taki scenariusz były niewielkie.
Lionel Messi i jego koledzy nie forsowali tempa, grali bardzo wolno, schematycznie i zaskakująco pasywnie. Przez pierwsze pół godziny nie oddali celnego strzału, byli nieskuteczni i czekali na to, co zrobią rywale. A ci zrazu grali bardzo ostrożnie, głęboko się cofnęli i czekali na akcje rywali, ale potem coraz odważniej zapuszczali się na połowę Albicelestes i próbowali sprawić sensację na początku meczu. Budowanie akcji szło im jednak opornie.
Na Ahmed bin Ali Stadium długo nie działo się wiele i ciekawie, Argentyna usypiała rywali swoją grą, atakowała bardzo wolno i czekała na ten jeden moment. Jakby ten mecz miał się rozegrać do pierwszej strzelonej bramki i jakby to w zupełności zadowalało piłkarzy Lionela Scaloniego. Ale wystarczył jeden moment przyspieszenia, jeden moment geniuszu i szczęścia i zawody kompletnie zmieniły swoje mało ciekawe oblicze.
W 35. minucie meczu Argentyna biła rzut wolny na prawo od bramki Socceroos. Lionel Messi wrzucił piłkę w pole karne, ta wróciła przed bramkę i znów do "Atomowej Pchły". Zrobił się niezły bigos pod bramką Mathew Ryana, aż w chaosie Nicolas Otamendi znalazł Messiego podaniem, a ten płaskim strzałem otworzył wynik. I tyle, już było po bólu. To był pierwszy celny strzał Albicelestes i jedyny celny przed przerwą.
Do końca pierwszej odsłony piłka za piłką wędrowały do Leo Messiego, a ten toczył swoje boje z defensywą rywali. I wreszcie nasz Szymon Marciniak, który prowadził zawody bardzo spokojnie, pewne i bez nerwów, zaprosił obie jedenastki do szatni. Rozgrywający tysięczny mecz w swojej karierze geniusz z Rosario trafił po raz dziewiąty w finałach MŚ, czym zdystansował samego Diego Maradonę. I zdefiniował sobotni mecz na dobre.
W drugiej odsłonie meczu szybko zaczęli atakować Argentyńczycy, a Lionel Messi próbował w 51. minucie podwyższyć na 2:0, ale poślizgnął się przed polem karnym i piłkę pewnie złapał Mathew Ryan. Ale już sześć minut późnie bramkarz Socceroos nie popisał się we własnym polu karnym i podarował przeciwnikom bramkę, która zamknęła na dobre marzenia piłkarzy z Antypodów o sprawieniu sensacji i awansie do ćwierćfinału mistrzostw świata.
Była 56. minuta meczu, Mathew Ryan dostał piłkę od swoich defensorów, którzy cofali się pod pressingiem rywali. Zamiast wybić ją daleko przed siebie, ruszył w drybling między Rodrigo De Paula i Juliana Alvareza. Minął tego pierwszego, ale gracz Manchesteru City z łatwością zabrał mu piłkę i wpakował do siatki. 22-latek dobił Australijczyków i rozstrzygnął ten pojedynek na dobre, Kangury miały pół godziny, po godnie pożegnać się z MŚ.
I walczyły do samego końca, choć przewaga giganta rosła z minuty na minutę. Trener Graham Arnold wpuścił zmienników, by mieli okazję zakosztować występu na mistrzostwach i liczył, że rezerwowi dadzą impuls drużynie w ostatnim kwadransie. I się nie pomylił, bo Australia niespodziewanie strzeliła bramkę kontaktową. W 77. minucie Craig Goodwin wykorzystał fakt, że piłkę przed pole karne odbił Nicolas Otamendi. Uderzył bez namysłu, a Enzo Fernandez wyciągnął wysoko nogę i kompletnie zmylił swojego bramkarza.
Socceroos poczuli krew, wobec schematycznej gry rywali ruszyli do przodu i błyskawicznie mogli wyrównać. W 81. minucie Aziz Behich ruszył pod bramkę Argentyny i mijał kolejnych rywali jak tyczki slalomowe, w stylu wielkiego Diego Maradony. Miał już za sobą pięciu, ustawiał piłkę do strzału i w ostatniej chwili zatrzymał go Lisandro Martinez. Ależ to była akcja, to powinien być remis 2:2. Nie zrażali się Australijczycy, walczyli o swoje marzenia.
A Argentyńczycy chcieli zadać trzeci cios i rozstrzygnąć pojedynek bez dwóch zdań, by uniknąć jakiejś niemiłej niespodzianki w końcówce meczu. W 88. minucie Leo Messi dograł kapitalnie na wolne pole do Lautaro Martineza, a ten posłał piłkę w trybuny, zamiast wpakować do bramki. I znów lider Albicelestes wyłożył piłkę koledze, a ten trafił wprost w bramkarza. A po chwili powtórzył zagranie, a Lep Messi nie potrafił celnie dobić do bramki.
W ostatniej akcji meczu 18-letni Garang Kuol mógł i powinien doprowadzić do dogrywki, miał sam przed sobą bramkarza rywali, ale Emiliano Martinez ocalił swój zespół po koszmarnym błędzie obrony, odbił piłkę ręką i zaraz ją złapał. Albicelestes wygrali 2:1 kapitalny pojedynek, a Australia pokazała, jak powinno się walczyć z faworytem i postarać o triumf. Szczęście było blisko, ale jednak się nie udało. Żegnają się jednak z turniejem z podniesionym czołem.
W ćwierćfinale piłkarskich mistrzostw świata Argentyna stawi czoła Holandii i czeka nas na pewno wielki szlagier. Oranje w 1/8 finału pewnie pokonali w sobotę Amerykanów 3:1 (2:0) i potwierdzili, że są w wysokiej formie. Jak spiszą się przeciw Leo Messiemu i jego reprezentacji? To z pewnością będzie wielki pojedynek, obejrzymy go w piątek 9 grudnia o godzinie 20:00 na Lusail Iconic Stadium w Lusajl.
Argentyna – Australia 2:1 (1:0) Bramki: Lionel Messi (35), Julian Alvarez (56) – Craig Goodwin (77) Żółte kartki: Jackson Irvine, Milos Degenek Sędziował: Szymon Marciniak (Polska) Widzów: ok. 41 000
Argentyna: Emiliano Martinez – Nahuel Molina (80. Gonzalo Montiel), Cristian Romero, Nicolas Otamendi, Marcos Acuna (72. Nicolas Tagliafico) – Rodrigo De Paul, Enzo Fernandez, Alexis Mac Allister (80. Ezequiel Palacios), Papu Gomez (49. Lisandro Martinez) – Lionel Messi, Julian Alvarez (71. Lautaro Martinez) Australia: Mathew Ryan – Milos Degenek (72. Fran Karacić), Harry Souttar, Kye Rowles, Aziz Behich – Matthew Leckie (72. Garang Kuol), Aaron Mooy, Jackson Irvine, Keanu Baccus (58. Ajdin Hrustić), Riley McGree (58. Craig Goodwin) – Mitchell Duke (72. Jamie Maclaren).