Kaczyńskiego ochrania armia policjantów. "Ile to kosztuje? Setki tysięcy złotych, może miliony"

Katarzyna Zuchowicz
12 grudnia 2022, 06:04 • 1 minuta czytania
Wszyscy na to patrzymy i oburzamy się, ale co z tego. Jarosław Kaczyński dalej jeździ po kraju w asyście takich sił policji, jakich pewnie nie miał żaden inny partyjny lider w dzisiejszej Europie. – Tak bardzo boi się ludzi, tak bardzo boi się zwykłego Polaka, że odgradza się murem policjantów – mówi senator Krzysztof Brejza. I on, i inni politycy opozycji, interweniowali już w tej sprawie. Ale jak głową w mur.
Ilu policjantów ochrania Jarosław Kaczyńskiego i ile to kosztuje? fot. NewsLubuski/East News

Obrazy są nieprawdopodobne. "Jak ze stanu wojennego" – oceniła marszałek województwa lubuskiego, które niedawno odwiedził Jarosław Kaczyński.


Gdyby ktoś z innego kraju zawitał akurat do Zielonej Góry – czy do jakiegokolwiek innego miasta na trasie Kaczyńskiego – być może założyłby, że do miasta przyjechał np. prezydent. Albo odbywa się tu jakiś międzynarodowy szczyt, a może są jakieś zamieszki. Nikomu z Francji, Hiszpanii, czy Czech nawet pewnie nie przyszłoby do głowy, że chodzi o partyjnego lidera.

Tymczasem w Polsce praktycznie co kilka dni władza funduje nam identyczny spektakl – z udziałem setek uzbrojonych policjantów, dziesiątek radiowozów i policyjnych busów, które pilnują prezesa PiS.

– To jest obsesja prezesa, która emanuje na instytucje państwa i na policję poprzez wiceprezesa PiS, Mariusza Kamińskiego. To wykorzystanie policji jako agencji ochrony. Jarosław Kaczyński i tak dysponuje potężną ochroną Grom Group, agencji utrzymywanej ze środków partyjnych, czyli ze środków wszystkich Polaków, ale widać jemu to nie wystarcza. Tak bardzo boi się ludzi, tak bardzo boi się zwykłego Polaka, że odgradza się murem policjantów – komentuje w rozmowie z naTemat senator KO Krzysztof Brejza.

– To liczba horrendalna w stosunku do tych wydarzeń. Widać, że policjanci mają za zadanie tworzenie szczelnego kordonu, który nie dopuści nikogo do prezesa – dodaje.

Tłumy policjantów na trasie Kaczyńskiego

Ot, pierwsza z brzegu relacja z niedawnej wizyty Kaczyńskiego w Zielonej Górze:

Około godz. 17, czyli godzinę przed przyjazdem Jarosława Kaczyńskiego, na plac wjechały policyjne busy, z których wysiadło kilkudziesięciu uzbrojonych policjantów oddziałów prewencji, którzy zazwyczaj ochraniają mecze. Szturmówki policyjne otoczyły planetarium, by chronić dostępu do wejścia.Wyborcza Zielona Górafragment

Poseł PO Waldemar Sługocki był na miejscu, mieszka w pobliżu i już od rana obserwował, jak policja szykuje się tu na wizytę Kaczyńskiego. – Przejeżdżałem przed godz. 10. i już wtedy były pierwsze samochody policyjne, co prawda mało i kilku policjantów, ale przez cały dzień, im bliżej wizyty Jarosława Kaczyńskiego, policjantów było coraz więcej – opowiada naTemat.

Jak mówi, w sumie było mnóstwo samochodów policyjnych, średniej wielkości 11-12-osobowych furgonetek. – Funkcjonariuszy policji było ok. 100-200 i znajdowali się w różnych miejscach – dodaje.

W Nowej Soli było zaś tylu policjantów, że Wadim Tyszkiewicz, były prezydent tego miasta, dziś senator KO, stwierdził w rozmowie z naTemat, że takich ich tłumów nie widział w swoim mieście przez 55 lat, odkąd w nim mieszka.

– Nawet za komuny nie widziałem takiej parady siły. Policjanci byli wszędzie, stali jeden przy drugim. Jak Kaczyński przyjechał, pojawiły się kolejne samochody z funkcjonariuszami, nie wiem po co, bo była między nami szeroka asfaltowa droga, jadące samochody i barierka, która oddzielała protestujących od prezesa. Ogółem było co najmniej 200-300 policjantów, łącznie z tajniakami pochowanymi w samochodach cywilnych – opowiadał Rafałowi Badowskiemu.

Po co tu sprowadziliście 400 policjantów?

Na początku, gdy prezes PiS zaczął swoje tournée po kraju, być może i mogło to wyglądać nieco zabawnie. Ale już nie jest.

– Każda taka impreza, spotkanie prezesa z partyjnym aktywem, to odciąganie setek policjantów od ich zadań. Przecież oni są ściągani z innych miast. Nie wykonują swoich obowiązków, nie patrolują ulic, nie strzegą bezpieczeństwa, nie wykrywają innych przestępstw. Ten czas, energia i pieniądze pakowane są w ochronę partyjnych spotkań Jarosława Kaczyńskiego. W szopki z działaczami partyjnymi, nazywane nieprawdziwie spotkaniami z Polakami – mówi senator Brejza.

Podkreśla: – Policja jest upolityczniona jak nigdy w swojej historii 30-letniej. I to jest największa zbrodnia na policji – upolitycznienie. Zniszczenie ścieżek awansu, zamienienie jej w agencję ochrony. Tysiące policjantów odchodzą ze służby.

Na skutek ich polityki policja przeżywa i będzie przeżywać w najbliższych miesiącach załamanie kadrowe. Ludzie z policji uciekają na wcześniejszą emeryturę. Nie da się tej luki w żaden sposób zapełnić. Skutkować to będzie tym, że będzie coraz mniej policjantów na ulicach polskich miastKrzysztof Brejzasenator

Polacy chcieliby wiedzieć, kto za to płaci i ile to kosztuje. W komentarzach internetowych wrze. Ostatnio pytanie padło też wprost do prezesa PiS, ale zadający je nie uzyskał odpowiedzi.

– Po co tu sprowadziliście 400 policjantów? Czego ty się boisz człowieku? To jest odwaga? – padło pod adresem Kaczyńskiego w Chojnicach.

Interwencje polityków opozycji

Takie pytania zadają też politycy opozycji. Mają za sobą niejedną interwencję. Gorzej z konkretną odpowiedzią.  

Senator Bogdan Klich właśnie uzyskał odpowiedź na swoje pytania dotyczące ochrony Jarosława Kaczyńskiego w Krakowie 11 listopada.

Prezes PiS nie został wtedy miło przyjęty, doszło do interwencji policji. Według relacji krakowskiej "Wyborczej" policja otoczyła demonstrujących kordonem na kilka godzin.

"Zabrano im wcześniej także sprzęt nagłaśniający, choć demonstracje były legalne. Uczestników masowo legitymowano. Na miejsce ściągnięto wielokrotnie większe siły policyjne, niż było demonstrujących" – czytamy w "GW".

Senator Klich zapytał, jaka była ocena zagrożeń, skoro użyto tak gigantycznych środków. Ile to kosztowało? I jaki jest powód do ochraniania partyjnych zgromadzeń z wykorzystaniem publicznej policji. Odpowiedź, jaką właśnie uzyskał od zastępcy komendanta głównego policji, uznał za skandaliczną.

– To jest kompromitująca odpowiedź dla policji, która pokazuje, że wstydzi się przyznać do tego, że działa na usługach aparatu partyjnego PiS. Że policja przestaje być narzędziem do ochrony praw obywatelskich, a staje się narzędziem ochrony interesów władzy – mówi w rozmowie z naTemat.

Co przeczytał w odpowiedzi? Cytujemy za "Wyborczą" – że "przyjęta organizacja i taktyka działań nie wygenerowała dodatkowych kosztów, wykraczających poza koszty związane z funkcjonowaniem Policji". A także:

Uprzejmie informuję, że zgodnie z art. 1 ust. 2 ustawy o Policji, do podstawowych zadań tej formacji należy między innymi ochrona bezpieczeństwa i porządku publicznego, w tym zapewnienie spokoju w miejscach publicznych, zaś formy i metody realizacji tych zadań, mocą art. 20a ust. 1 ustawy o Policji - podlegają ochronie".Odpowiedź na interwencję sen. Bogdana Klichaza "Wyborczą"

Senator Klich wystąpił też w tej sprawie ze skargą do Rzecznika Praw Obywatelskich. – Bardzo oczekuję od RPO zajęcia się tą sprawą. To nie jest tylko prośba, tylko kategoryczne oczekiwanie, że RPO będzie występował w tej sprawie – mówi.

I nie zamierza odpuścić: – Ponieważ uważam, że ochrona zadań partyjnych nie może się odbywać kosztem obywateli. Że policja powinna ścigać włamywaczy, złodziei, bandytów, a nie może tego robić w momencie, gdy traci siły na zabezpieczanie interesów władzy.

Interwencję ws. ochrony Kaczyńskiego składał też Krzysztof Brejza, ale on również nie uzyskał konkretnych wyliczeń i kwot.

– Ile to kosztuje? To są setki tysięcy złotych, może miliony. Nie chciałbym mówić konkretnie, bo policja cały czas zasłania się tajemnicą. Daje bardzo ogólnikowe informacje. Komendanci boją się ich udzielać. Patrząc na cały objazd Jarosława Kaczyńskiego, to kwoty będą liczone w milionach złotych – uważa.

W jego rodzinnym Inowrocławiu też był Jarosław Kaczyński: – Były służby umundurowane i niemundurowe. Był zamaskowany policjant, który bardzo brutalnie potraktował uczestników gazem. Z kolei w Kórniku były policyjne oddziały konne. Siły są wykorzystywane w sposób bezwzględny. To takie myślenie "Państwo to ja". Jarosław Kaczyński podporządkował sobie wszystkie instytucje.

W październiku o ochronie Kaczyńskiego mówił podczas wspólnej konferencji prasowej z posłem KO Adamem Szłapką. Przewodniczący Nowoczesnej przedstawiał wtedy wyniki kontroli poselskiej dotyczącej skali ochrony Jarosława Kaczyńskiego. Na odpowiedź trzeba było czekać trzy miesiące.

– I MSWiA, i policja od dłuższego czasu próbowali ukryć skalę tej ochrony. (...) Tylko na jednym spotkaniu, 23 lipca w powiecie poznańskim, do ochrony Jarosława Kaczyńskiego wykorzystano 189 policjantów i 60 pojazdów. To jest armia – mówił Szłapka.

"Po co fundować Polakom taki teatrzyk?"

Teraz, po wizycie Kaczyńskiego w Zielonej Górze, poseł Waldemar Sługocki zapowiada, że pomoże w pomocy prawnej każdemu, kto się do niego zgłosi z informację, że czuje się pokrzywdzony przez policję.

– Gdyby to nie kosztowało podatnika polskiego, to machnąłbym ręką. Niech pan Kaczyński organizuje sobie, co chce. Tylko tak naprawdę jest to okradanie nas, wszystkich Polaków. A dzisiaj naprawdę jest tysiąc innych potrzeb. Przecież gdybyśmy zsumowali te wszystkie wizyty i środki finansowe nawet wydane na benzynę policyjnych samochodów, już nie mówię o czasie pracy tych policjantów i to w weekend, to moglibyśmy np. dodać to Polakom do obniżki cen energii, gazu, benzyny na stacjach benzynowych – mówi.

Paradoksem, jak dodaje, jest to, że np. w Zielonej Górze ludzie, którzy nie zostali wpuszczeni na spotkanie z Kaczyńskim, byli bardzo spokojni.

– Nie było żadnych wulgaryzmów, nie było atmosfery, która mroziłaby krew w żyłach. Ale skumulowano niebywałe siły policyjne. Dlatego moje pytanie brzmi: po co wydawać na to publiczne pieniądze? Kto za to zapłaci? Skoro to i tak jest to gra pozorów? Przecież nie ma otwartego spotkania. Jarosław Kaczyński nie odpowiada na pytania o to, co frapuje Polaków, tylko spotyka się z wyselekcjonowanymi ludźmi. Po co fundować Polakom taki wyreżyserowany teatrzyk? – pyta Waldemar Sługocki.

Po co?

– To jest strach przed zwykłością, przed codziennością i przyziemnymi sprawami, jak pytania o inflację, drożyznę. Prezes siłowo, fizycznie, z wykorzystaniem instrumentalnym policjantów, fizycznie odgradza się od zwykłych ludzi i ich problemów. Wynika to ze strachu przed odpowiedzialnością za to, do czego doprowadził – uważa senator Brejza.