"Ludzie idą rządkiem, a między nimi schodzą masy śniegu", czyli bezmyślni turyści w górach

Katarzyna Zuchowicz
18 grudnia 2022, 07:10 • 1 minuta czytania
Banałem powiedzieć jest, że czasem turyści nie są przygotowani do górskich wypraw. Ale zimą, w dodatku, gdy jest zagrożenie lawinowe, to horror. Ostatnio był przypadek w Tatrach, że turysta zlekceważył ostrzeżenia TOPR, a potem spadł z lawiną. Po polskiej i słowackiej stronie były też wypadki śmiertelne. Co robić, by nie porwała nas lawina? I jak zachowują się turyści zimą?
W ciągu ostatniego weekendu w Tatrach zeszły trzy lawiny, po stronie polskiej i słowackiej. fot. Michal Ostaszewski/Reporter/East News

Ubiegły weekend był pod tym względem dramatyczny. Po słowackiej stronie Tatr lawina zeszła z Czerwonej Ławki, przełęczy w masywie Małego Lodowego Szczytu. W lawinisku ratownicy znaleźli ciała dwóch mężczyzn. Mieli 36 i 41 lat. Podobno wyruszyli na wyprawę mimo ostrzeżeń, które słyszeli w schronisku.

Po stronie polskiej zeszły wtedy dwie lawiny. W rejonie Doliny Kondratowej nie udało się uratować 19-letniego mężczyzny, który został odkopany, ale mimo długiej reanimacji, zmarł. Lawina porwała też kobietę, która miała dużo szczęścia.

Adam Marasek, ratownik, który prowadzi kronikę TOPR, tak relacjonował to zdarzenie:

"O godz. 14.24 ratownik znajduje na lawinisku porwaną i prawie całą zasypaną śniegiem turystkę, która miała ogromne szczęście, że udało się jej przebić kijkiem śnieg zalegający nad głową tak, że miała czym oddychać, a nawet wzywać pomocy. O godz. 14.35 po odkopaniu, ratownik założył jej pakiety grzewcze, okrył NRC-ką . Okazało się, że turystce oprócz dość mocnego wychłodzenia nic się nie stało.Artur MarasekKronika TOPR

W rejonie Szpiglasowej Przełęczy lawina porwała kobietę, która też miała więcej szczęścia. Była na wyprawie z dwoma osobami, lawina porwała jeszcze jej brata, ale go nie zasypała. Trzecią osobę ominęła.

Marasek opisał, że jeden z turystów, którego zabrała lawina, dzień wcześniej dzwonił do centrali TOPR i pytał o warunki pogodowe pod Szpiglasową.

"Ratownik podczas rozmowy kilkukrotnie mu odradzał (mówiąc o możliwych dalszych opadach śniegu, ograniczonej widoczności, wietrze, ogłoszonym II stopniu zagrożenia lawinowego), ten pomysł, ale widać, że to nie poskutkowało, a efektem ich decyzji mogła być tragedia" – napisał.

"Jeśli w sprawie warunków dzwoni się do ratowników, to warto przyjąć, że ratownicy mają w tym względzie od pytających większą wiedzę i rozeznanie. Turyści mogą mówić o ogromnym szczęści, że ratownikom, mimo trudnych warunków, udało się na czas dotrzeć z pomocą"Adam MarasekKronika TOPR

Jakie błędy turyści popełniają najczęściej? I czy w ogóle na lawinę można się przygotować?

Jak uchronić się przed lawiną

Tomasz Zając, przewodnik tatrzański, który prowadzi szkolenia z zakresu zimowych wypraw w góry, zaznacza, że w ubiegły weekend sytuacja pogodowa była szczególna.

– Zawsze, gdy jest trochę więcej śniegu, to zagrożenie lawinowe znacząco wzrasta. W ubiegłym tygodniu mieliśmy jednak szczególną sytuację. W jednym czasie spadło dużo śniegu, ale był też silny wiatr, który go przenosił. Śnieg został odłożony w pewnych miejscach w postaci tzw. poduszek. A że mamy podłoże trawiaste, nie zdążył się jeszcze do niego przymocować, wtedy o wywołanie lawiny jest dosyć łatwo – tłumaczy w rozmowie z naTemat.

I tak, w ostatni piątek np. na Kasprowym Wierchu było ok. 70 cm śniegu, ale w dniu, kiedy zdarzyły się wypadki, tylko ok. 40 cm. Jak mówi przewodnik, w świadomości turystów nie do końca mogło być przekonanie, że w Tatrach była wtedy prawdziwa zima i mentalnie jeszcze się do tego nie przygotowali.

– Miejscami te poduchy, czyli zaspy, miały nawet półtora metra. Przez to, że była słaba widoczność, część turystów po prostu wchodziła w te pułapki terenowe. Wynika to pewnie z mniejszego doświadczenia, ale też trochę zbagatelizowali sytuację, bo niżej w Zakopanem praktycznie w ogóle nie było śniegu. I ludzie odpowiednio się nie przygotowali – mówi.

Podkreśla, że w taką wyprawę zimą zawsze trzeba zabrać ze sobą sprzęt lawinowy, czyli sondę, detektor i łopatę.

– Turyści nie byli w nie wyposażeni. W ich przeświadczeniu pewnie jeszcze nie było warunków zimowych. Życie pokazało jednak, że się pomylili i mówimy tu o obu przypadkach, które zdarzyły się w ubiegły weekend. Osoba, która miała więcej szczęścia, nie tylko dzień wcześniej zadzwoniła do TOPR i nie zastosowała się do polecenia, ale poszła na Szpiglasową Przełęcz wariantem letnim, który jest bardziej narażony na lawiny – mówi Tomasz Zając.

To bardzo ważne i zdarza się często, że, jak zauważa, idąc zimą w góry, ludzie patrzą na mapę i starają się odtworzyć letni przebieg szlaku. – Nie biorą pod uwagę, że zimą mamy inne warunki i inny szlak był bardziej adekwatny do tego, żeby tam dojść. To też częsty błąd.

Podkreśla: – W tych przypadkach zawiodło przygotowanie. Nieodpowiedni był wybór trasy, ale żeby wybrać odpowiednią trasę, trzeba mieć duże doświadczenie i to też nie zawsze pomaga. Jest takie powiedzenie: "Specjalisto, lawina nie wie, że jesteś specjalistą". Czyli, jeżeli ktoś uważa się za specjalistę od lawin, powinien mieć świadomość, że lawina tego nie wie.

A warunki pogodowe również w ten weekend są trudne.

"Ludzie idą rządkiem, a między nimi schodzą masy śniegu"

Samo przygotowanie turystów do wyprawy do odrębna bajka. Tak jak w ogóle zachowanie turystów zimą. Na przykład klasyką jest też to, że ludzie zapominają o tym, że zimą wcześnie robi się ciemno.

Nasz rozmówca dziwi się nawet, że czasem robią tak głupie rzeczy, że aż ciężko uwierzyć. I nic się nie dzieje.

Na chwilę odchodząc od tematu opowiada, że klasycznym przykładam są turyści, którzy w marcu, czy kwietniu, przychodzą nad Morskie Oko o godz. 12-13 i podejmują decyzję, że idą dalej. Zapominając, że w górach wciąż panują warunki zimowe:

– Najczęściej idą nad Czarny Staw pod Rysami, gdzie podejście jest bardzo strome, ale są zrobione stopnie i o tej porze roku da się wejść do góry nawet w adidasach. Ale dużo gorzej z zejściem. Często schodki są nachylone w dół i w adidasach schodzenie wygląda katastrofalnie. Często jest to zjazd na pupie z zatrzymaniem się na kosówce, czy drzewie. Wygląda to koszmarnie, ale doświadczenie pokazuje, że choć pewnie są poobijani, niewiele osób robi sobie krzywdę.

Ale druga sytuacja dotyczy lawin. Zdarza się dość często na tzw. ceprostradzie, czyli na popularnym szlaku od Morskiego Oka na Szpiglasową Przełęcz, z drugiej strony miejsca, w którym w ostatnią sobotę zeszła lawina. Jak mówi Tomasz Zając, to zdarza się notorycznie i dużo ludzi ma szczęście, że wychodzi stamtąd bez szwanku.

W tym miejscu całe stoki, pod którymi wiedzie letni szlak turystyczny, są narażone na zejście lawin. Jeżeli jest godz. 11-12 to bliżej wiosny w każdym z tych żlebów schodzi lawina. Ja najczęściej jestem po drugiej, zacienionej stronie i z pewnej odległości obserwuję, jak ze stoków, gdzie operuje słońce, schodzą lawiny. Widać jak ludzie idą rządkiem, a między nimi schodzą masy śniegu. Jak ludzie drepczą między tymi lawiniskami i kompletnie ignorują to, że lawina przecięła szlak i że może też zejść, kiedy oni tam są. Jest tylko kwestią szczęścia, że akurat w tym momencie nie zeszła. Tomasz Zającprzewodnik TPN

Ci, którzy zawodowo chodzą po górach, np. jak idą na Mnicha, wychodzą rano, żeby zdążyć przed ociepleniem. A co za tym idzie – przed zagrożeniem lawinowym. – Najczęściej wraca się do godz. 12.00, żeby tego uniknąć. Tymczasem ludzie często dochodzą do Morskiego Oka ok. godz. 10.00 i dopiero wtedy wychodzą wyżej, a zagrożenie lawiną wtedy znacząco wzrasta. To typowa sytuacja wiosenna – tłumaczy przewodnik.

Największe tragedie lawinowe

Zimą, jak mówi nasz rozmówca, trudno o taką lawinową porę: – Ale wiadomo, że pierwszy dzień słonecznej pogody to czynnik, który powoduje, że nie powinniśmy wychodzić w góry. To jest dokładnie taka sama sytuacja, którą obserwujemy na dachach w miastach.

– Czyli jak spadnie świeży, lekki śnieg to leży na dachu. Jeśli wyjdzie słońce i zaczyna ogrzewać śnieg, wtedy robi się on cięższy i zaczyna spadać. Dokładnie tak samo jest w górach, tylko skala większa. W pierwszy dzień słonecznej pogody lawiny schodzą z południowych stoków. Wystarczy siąść na werandzie nad Morskim Okiem i widać, że tam, gdzie słońce zaczyna świecić, śniegi zaczynają się zsuwać. To są czynniki lawinotwórcze, na które należy zwrócić uwagę – podkreśla.

Południowe stoki po dwóch, trzech dniach słonecznej pogody są dużo bezpieczniejsze niż stoki północne, gdzie przeobrażenie śniegu jest dużo wolniejsze. One zaczynają się stabilizować dopiero po 10 dniach ładnej pogody. Wystawa względem kierunków świata ma więc duże znaczenie, jaką wycieczkę powinniśmy o danej porze roku wybrać. Tomasz Zającprewodnik TPN

Kiedyś już o tym rozmawialiśmy, że latem Tatry nie stanowią dużego problemu dla człowieka o średniej kondycji. Każdy może spróbować swoich sił. Zimą Tatry są bardzo niebezpieczne. I nie tylko one. To, o czym rozmawiamy teraz dotyczy wszystkich górskich terenów, gdzie obserwowano zejścia lawin i jest takie zagrożenie.

A do największej tragedii lawinowej w polskich górach doszło w Karkonoszach – 20 marca 1968 roku w Białym Jarze, gdzie zginęło wtedy 19 osób.

W polskich Tatrach największa taka tragedia zdarzyła się 28 stycznia 2003 roku. Pod Rysami zginęło wtedy 8 osób – uczestników 13-osobowej, szkolnej wyprawy uczniów liceum w Tychach.

Po słowackiej stronie 20 stycznia 1974 roku zginęło 12 osób – głównie młodzież szkolna, która jeździła na nartach.

– Żeby poruszać po Tatrach bezpiecznie, trzeba po nich chodzić X dni, również jak pogoda jest gorsza. Trzeba zacząć od kursu podstawowej turystyki zimowej. Dowiemy się, że jeżeli mamy do czynienia z lawiną, to największą szansę uratowania kogoś z lawiniska ma osoba, która uczestniczyła w tej samej wycieczce lub bezpośredni świadek zdarzenia, którzy mają sondę, detektor i łopatę – tłumaczy Tomasz Zając.

Bo jeżeli wykopiemy kogoś do 20 minut, ma 80 proc. szans na przeżycie, jeśli nie odniósł żadnych obrażeń mechanicznych. Po 40 minutach szanse na przeżycie to 20 proc. Mężczyzna, który zginął pod Kopą Kondracką, był pod śniegiem 26 minut.Tomasz Zającprzewodnik tatrzański

Podkreśla, że pierwsze 20 minut jest kluczowe, żeby komuś uratować życie. Jeżeli jest ładna i słoneczna pogoda i helikopter może szybko ruszyć do akcji, to ratownicy najszybciej przybędą po ok. 18 minutach. Czyli szanse, żeby spod śniegu wyciągnąć kogoś żywego, są niewielkie.

– Każdy z uczestników musi mieć sprzęt lawinowy, musi wiedzieć, jak się nim posługiwać. Ważne jest, że każdy musi ten sprzęt nieść samemu. Często mamy do czynienia z sytuacją, że np. jest para i chłopak zabierze dziewczynie sondę i łopatę. Ale jak lawina przysypie chłopaka, to dziewczyna nie będzie miała go czym wykopać.

Rady jak uniknąć lawiny

Nasz rozmówca uczula też, że w plecaku oprócz ciepłych ubrać i sprzętu lawinowego, dobrze mieć raki, kask, czekan. I że należałoby dobrze znać teren. Znać warianty zimowe szlaków, wiedzieć, że np. na Mnicha nie idzie się letnim szlakiem, tak jak na przełęcz Zawrat, na przełęcz Karb, na Świnicką Przełęcz.

A także zaplanować wyprawę pod względem nie tylko sprawdzenia pogody dzień wcześniej.

– Powinienem obserwować pogodę przez kilka dni. Powinno mnie interesować, czy wiał wiatr, z jakiego kierunku, bo może być np. taka sytuacja jak w poprzednią sobotę, że wiał z południa i południowego zachodu, więc wszystkie stoki północne i północno-wschodnie były z większą ilością śniegu. Na nich utworzyły się depozyty i to były miejsca szczególnie niebezpieczne – mówi.

Komunikaty o zagrożeniu lawinowym można znaleźć na stronach internetowych TOPR i TPN, a także w Punkcie Informacji Turystycznej TPN w Zakopanem. "Stopień zagrożenia lawinowego dla polskiej części Tatr ogłaszany jest przez TOPR codziennie w godzinach popołudniowych. Może się to zdarzyć również w ciągu dnia, o ile warunki w górach gwałtownie ulegną zmianie" – czytamy.

"Pamiętaj że już przy 1 stopniu zagrożenia lawinowego, bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia zimowego możesz stać się ofiarą wypadku lawinowego" – ostrzega Tatrzański Park Narodowy.

Przewodnik radzi też, że jeśli mamy taką możliwość, to starajmy się poruszać formacjami wypukłymi, np. graniami, grzędami, gdzie śniegu jest mniej:

– Wiadomo, że w żlebach jest go więcej i takich formacji staramy się uniknąć. Jeśli musimy przejść przez żleb, a jest jak teraz III stopień zagrożenia lawinowego, to staramy się przechodzić pojedynczo, bo wtedy tylko jedna osoba na niego oddziałuje. Jeśli zejdzie lawina, mamy jednego poszkodowanego, a reszta jest w stanie mu pomóc.

Kolejna wskazówka – jeżeli przekraczamy żleby, powinniśmy pozbyć się wszelkich "kotwic". Np. kijka, który może nas wciągnąć pod śnieg:

– Jak idziemy z kijkiem, staramy się ściągnąć paski z ręki. Staramy się odpinać wszystkie paski od plecaka. Jeśli nie jest to plecak lawinowy, to staramy się go pozbyć, bo on też działa jak kotwica i wciąga nas pod śnieg. Staramy się jak najdłużej utrzymywać na powierzchni śniegu, żeby być zasypanym jak najpłycej. To nasze podstawy, jeśli jesteśmy zasypani.

A oto kilka innych porad, o których – w przypadku, gdy znajdziemy się w lawinie – przekazuje TPN w Lawinowym ABC. Cytujemy ze strony:

Dla tych, co są świadkami zejścia lawiny i przysypania ludzi, nasz rozmówca radzi: – Najważniejsze, żeby zadbać o własne bezpieczeństwo, bo najlepszy ratownik to żywy ratownik. Upewnić się, że jesteśmy w bezpiecznym miejscu. Obserwujemy lawinę. Staramy się zapamiętać, gdzie nasi towarzysze, których porwała lawina, byli po raz ostatni. To zmniejszy obszar poszukiwań. Biegniemy tam, gdzie ich widzieliśmy po raz ostatni. Używamy detektora, szukamy, a w międzyczasie dzwonimy po pomoc.

Ciekawostką są same szkolenia na ten temat, które odbywają się w schroniskach. Jak słyszymy, zaczynają się w styczniu. I do marca w każdy weekend wszystkie miejsca są sprzedane. Takie jest zainteresowanie.