Komarenko wydał płytę z foliarskimi hitami. Posłuchaliśmy jej, żebyście wy nie musieli [RECENZJA]

Bartosz Godziński
22 grudnia 2022, 15:24 • 1 minuta czytania
Ivan Komernko wydał nową płytę zatytułowaną "Stawką jest wolność", która wpisuje się w nurt disco politico, którego jest chyba jedynym przedstawicielem. Tak naprawdę to składanka z jego (i nie tylko, bo są też chemtrailsy) przebojami, którymi raczył nas od początku wybuchu "plandemii". Posłuchałem wszystkich piosenek i było to bardziej bolesne niż walnięcie w szczepionkę.
Ivan Komarenko wydał płytę z "plandemicznymi" przebojami. Fot. www.instagram.com/ivankomarenko/

Na wstępie zaznaczę, że nie kupiłem płyty, bo sam jestem trochę foliarzem i nie będę udostępniał swoich danych np. sklepowi StopNop, gdzie można ją kupić (za cztery dyszki). Nie zamierzam też dawać pieniędzy Ivanowi Komarence, który w poście promującym płytę "Stawką jest wolność" dodał hashtagi z hasłami rosyjskich nacjonalistów (np. "Svoikh ne brosaem"), którzy tę wolność chcą odebrać Ukrainie. Co to, to nie! "Na szczęście" wszystkie kawałki trafiły w ciągu ostatnich dwóch lat na YouTube. Owszem, też nabijam wyświetlenia, ale kasy z reklam ten serwis daje tyle, co kot napłakał, więc mam trochę czystsze sumienie. Część piosenek mogła wam się już obić o uszy, bo stała się viralami (może też byliście na wiecach z gościnnymi występami muzyka) lub sami o nich pisaliśmy. Co więc tam znajdziemy?

"Stawką jest wolność" to składanka z "plandemicznymi" przebojami. Powinna być zapakowana w folię aluminiową

Płytę otwiera cover utworu "Wolność" Marka Grechuty (z płyty "Dziesięć ważnych słów" z 1994 r.), który jest balladą rockową i... profanacją. Naprawdę wątpię by jej autor, który większość życia spędził w kraju sterowanym przez ZSRR, chciałby, by była wykorzystywana przez proputinowskiego grajka i jego kumpli - np. Grzegorza Brauna, który stał się ostatnio bohaterem rosyjskiej telewizji.

Paradoksalnie ta piosenka ma najlepsze słowa, bo nie napisał ich tekściarz muzyka – Paweł Pawłowicz, który jest podpisany pod niemal wszystkimi utworami. Reszta jest monotematyczna i brzmi, jakby była stworzona przez nastoletniego fana Konfederacji i programu "Starożytni kosmici". Jak druga na płycie "Covid to tylko gra" - napisana do wyzwania hot16challenge.

Kill Bill, Szumowski i WHO, a świat wciąż myśli - covid to zło Wirusy były będą i są nic nie znaczyły, teraz są grą Depopulacji stanowią trzon, aby zawalczyć o strachu tron Kiedy już bestia podniesie łeb, państwo Szumowscy otworzą sklep A w nim podadzą szczepionek moc, naród się stacza w maskach na dno Liczy się kasa nie samo zło, takie są czasy, no cóż, ofiara winna nie złodziej tchórz"Covid to tylko gra"Ivan Komarenko

To też jedyna piosenka na płycie, gdzie możecie usłyszeć jak Ivan Komarenko... rapuje. Ogólnie nie mogę się przyczepić do jego śpiewu, choć osobiście nie podoba mi się jego maniera (z polityki i śpiewania najlepiej mu wychodzi jednak taniec). Często też są zgrzyty na linii wokal-tekst, bo jest za mało lub za dużo sylab. Nie chodzi jednak o technikę - liczy się przecież prawilny przekaz. I to słychać – muzyk jest totalnie oddany sprawie. Ma lub też miał wręcz obsesję na punkcie maseczek i szczepień.

Ivan Komarenko ma obsesję na punkcie maseczek. Pojawiają się w co drugiej piosence

"Szczepień moc" pojawia się też w kawałku "Dziwki i celebryci", który szydzi z gwiazd zachęcających do szczepień. "Mamy to, by zabić was" - zdradza Komarenko. Motyw maseczek przewija się za to jeszcze w np. "Idą owce idą" ("Idą owce idą, wokół nic nie widzą / Patrzą sobie w zadki, a na nosach szmatki"), "Miska ryżu" ("Dostaniecie miskę ryżu / Maski zniewolenia") czy "Żyję mało higienicznie" ("Po co maski, po co dystans? Po co tych restrykcji lista?").

Żyję mało higienicznie, twarz odkrywam przekomicznie Nie używam rękawiczek, gdy pieniądze brudne liczę Wciąż nie mogę zachorować, nawet mnie nie boli głowa Nawet mnie nie boli palec, wciąż się czuję doskonaleŻyję mało higienicznie

Z nową płytą Ivana Komarenko jest jak z komputerami - już w dniu zakupu jest przestarzała. Restrykcji dawno nie ma, ale może dla niektórych stanowić ciekawą pamiątkę tych naprawdę dziwacznych czasów. Na albumie jest jednak wzmianka o nieśmiertelnej teorii spiskowej - chemtrailsach. Zupełnie niespodziewanie pojawia się w niby patriotycznym utworze "Polska to mój dom", który powstał na modłę "Roty" zawiniętej w folię aluminiową.

Stańmy w szeregu zwarci, jak mur! Ojczyzna nasza wzywa na zew! Dość już wdychania chemicznych chmur, Co zatruwają nam krew."Polska to mój dom"Ivan Komarenko

Polityczne disco polo? To się nigdy nie mogło udać... chyba że słuchane ironicznie

Na płycie nie mogło zabraknąć antycovidowego hymnu z 2020 roku (ponad milion wyświetleń na YouTube), czyli "Kity i mity". To znów pojazd po byłym ministrze zdrowia, o którym już wszyscy zapomnieli (a śledztwo ws. afery z respiratorami zostało umorzone), a który stał się viralem nie tylko wśród antyszczepionkowców m.in. za sprawą niezwykle błyskotliwego rymu: "Już w całej Polsce wielka bieda / Sam nie ma maski, w dupie ma gwizdek". Co artysta miał na myśli? Nie mam pojęcia.

Mam podobną zagwozdkę przy fragmencie tekstu piosenki "Nie mów mi, że nic nie możesz", w której słyszymy "Nie mów mi 'to niemożliwe', bo to słowa 'łyżki'". Czy tutaj chodzi o scenę z wygięciem łyżki z filmu "Matrix"? Chyba tak, bo przecież jesteśmy niewolnikami systemu, a Ivan "Neo" Komarenko pomaga nam się z niego obudzić.

A tak na poważnie: to jedna z niewielu piosenek na płycie (druga to "Zakochani w Saint-Tropez"), w której nie ma polityki. Muzycznie też jest całkiem niezła, bo nie jest też w estetyce disco polo. Mogłaby zawojować dyskoteki, jak kiedyś "Czarne oczy", ale myślę, że trochę przypałowo jest grać w 2022 roku Ivana Komarenko, a o powodach pisałem już wcześniej.

Utwory z płyty "Stawką jest wolność" są pełne sprzeczności i przez to wbrew temu, o czym marzy Ivan Komarenko, nie wyobrażam sobie, by jego kawałki stały się przyśpiewkami antysystemowej husarii walczącej z PIS/WHO/NWO/UFO/KFC. To protest songi w rytmie melodii kojarzących się z Zenkiem Martyniukiem. Takie rzeczy mogą się udać tylko w formie pastiszu à la Bracia Figo Fagot.

Nawet jeśli zgadzam się z niektórymi antyrządowymi hasłami, to trudno byłoby mi brać te piosenki na poważnie i śpiewać je nieironicznie. A jednak są ludzie, którzy to robią i traktują go jak wolnościowego barda – pandemicznego Jacka Kaczmarskiego. I to jest jeszcze gorsze niż jego muzyka.