Michalik: solidaryzuję się z protestem w obronie "Siły kłamstwa", ale nie zrozumcie mnie źle
Rzeczywistości nie tworzy się jednorazowymi akcjami. One są oczywiście niezwykle pożytecznymi symbolami, ale nie zmienia to faktu, że twarde realia zmienia się zupełnie inaczej.
Nie zrozumcie mnie źle, solidaryzuję się z tym protestem i cieszę się, że miał miejsce.
Przeciwstawił się cenzurze, co miało bardzo wymierne skutki. "Siła kłamstwa" została wyemitowana we wszystkich niezależnych mediach, co przyniosło rezultat odwrotny do zamierzonego przez cenzorów. Dokument nie został schowany przed publicznością, a przeciwnie – bardzo wyeksponowany, przez co o wiele więcej osób miało okazję się z nim zapoznać, a to z kolei zwiększyło siłę jego rażenia. Pokazało też solidarność mediów, tak potrzebną w obliczu agresji reżimu. Oraz to, że resztki wolnych mediów, które nam w Polsce zostały, usiłują trzymać się razem (choć szkoda, że tak późno). Uwypukliły też fakt, że KRRiTV, która, zgodnie z prawem, powinna stać na straży wolności i niezależności mediów, tłumi i cenzuruje środki masowego przekazu, usiłując odciąć obywateli od informacji i chronić polityków, co pokazuje, że stała się organem służącym PiS.
To wszystko nie zmienia faktu, że PiS nie byłby w miejscu, w którym dziś jest, gdyby wolne media reagowały równie mocno, konsekwentnie, profesjonalnie i solidarnie na każdy przejaw kłamstwa, którego dopuszczał się PiS i Antoni Macierewicz, na każdą nieprawidłowość, przestępstwo, obelgę i szczucie, nie w pojedynczych mocnych reportażach, ale codziennie - we WSZYSTKICH reportażach, tekstach, programach publicystycznych, filmach i dokumentach i gdyby robiły to wspólnie i solidarnie, każdego dnia, przez ostatnie 7 lat. Podkreślając powagę sytuacji i nie bagatelizując ustrojowego zagrożenia.
Gdyby nie zapraszały zawodowych kłamców do czołowych programów, nie dawały im głosu bez prostowania nieprawd, nie wysyłały dziennikarzy na parodię konferencji prasowych, podczas których nie wolno im zadawać pytań (a przecież konferencja prasowa to z definicji wydarzenie, na którym dziennikarze zadają pytania), gdyby nie głosiły fałszywych tez, z których wynikało, że PiS to normalna partia polityczna, a nie partia zmieniająca Polskę w dyktaturę, gdyby codziennie krzyczały, tak jak miały obowiązek to robić, że PiS jest partią prorosyjską, działającą zgodnie z linią Kremla i codziennie zadały pytanie, czy Antoni Macierewicz jest rosyjskim agentem, bardzo uprawnione w świetle tego, co robi. Gdyby codziennie na czołówkach najpoczytniejszych portali i programów informacyjnych i publicystycznych pojawiało się pytanie: czy PiS dopuszcza się zdrady stanu? Gdyby wreszcie, jak to powinno wyglądać, wszystkie redakcje codziennie wysyłały gromady reporterów, żeby chodziły za Macierewiczem, Kaczyńskim, Morawieckim, Szydło, biskupami kryjącymi pedofilów, wykrzykując w imieniu wyborców pytania aż do skutku, nie dając im minuty spokoju, dopóki nie odpowiedzą, dokładnie tak, jak robią to media amerykańskie. Gdyby przez ostatnich 7 lat media nie były tak strachliwe, uniżone, pokorne, symetrystyczne i usłużne i gdyby były solidarne, nie potrzebowałyby protestować dziś, gdy ich los jest już niemal przesądzony.