Dramat w samej końcówce! Polacy walczyli jak lwy, ale przegrali na otwarcie MŚ
To było prawdziwe święto dla fanów piłki ręcznej. Reprezentacja Polski już na otwarcie mistrzostw świata miała kolosalnie trudne zadanie – pojedynek z głównymi faworytami turnieju. Francuzi to przecież aktualni mistrzowie olimpijscy. Z drugiej strony to była świetna szansa, żeby nabrać wiatru w żagle w pojedynku z mocnymi rywalami.
Początek rywalizacji w Spodku był bardzo wyrównany. Francuzi co prawda próbowali odskoczyć Polakom, ale przez pierwszy kwadrans Biało-Czerwoni utrzymywali bezpieczny zasięg. Kiedy "Trójkorowi" zbudowali dwupunktową przewagę, potrafiliśmy szybko wyrównać wynik. To była jednak dopiero zapowiedź huśtawki nastrojów.
Najbardziej dramatyczny moment w pierwszej części gry zaczął się przy stanie 10:8 dla Francji. Rywale skutecznie kontrowali, a kiedy po jednej z takich akcji do siatki trafił Mathieu Grébille, było już 12:8. Wtedy trener Patryk Rombel w zasadzie już nie miał wyjścia – musiał poprosić o czas.
Po tej chwili oddechu Arkadiusz Moryto zdobył bramkę z rzutu karnego, ale moment później Francja przeprowadziła błyskawiczny i skuteczny atak. Trzeba podkreślić, że w pierwszej połowie naprawdę nie graliśmy źle, a kiedy nasi rywale złapali zadyszkę, udało się częściowo odrobić straty. Ze stanu 14:11 zrobiło się 14:13 dla Francji na koniec pierwszej połowy. Szczególnie w końcówce pokazaliśmy charakter, kiedy rzucali dla nas Szymon Sićko i Maciej Gębala.
W drugiej odsłonie było jeszcze więcej emocji, ale co najważniejsze, Biało-Czerwoni przystąpili do dalszej gry z podniesionymi głowami. Skórę ratował nam w bramce Adam Morawski, ale wraz z upływem minut dociskaliśmy przeciwników. Efekt? Przy wyniku 17:17 mecz tak naprawdę zaczynał się od nowa.
Reprezentanci Polski testowali odporność na stres nie tylko kibiców zgromadzonych w Spodku, ale wszystkich fanów przed telewizorami. Walka toczyła się punkt za punkt, fantastyczny moment z dwoma trafieniami z rzędu zaliczył Piotr Jędraszczyk.
Niestety trudno wytłumaczyć fakt, że Polacy lepiej spisywali się... w osłabieniu. Kiedy z kolei Thibaud Briet został usunięty z boiska na dwie minuty, zaczął się koszmar. Nie ma sensu owijać w bawełnę – w przewadze pokazywaliśmy głównie straty i zagraliśmy beznadziejnie. Francuzi bez problemu znowu odskoczyli na trzy punkty.
Nikt jednak nie tracił nadziei, nawet kiedy do końca zostawało niecałe 60 sekund, a do odrobienia pozostawały dwie bramki. Francja podeszła do sprawy na chłodno. Wzięli jeszcze czas, mieli już przewagę i pozostawało im dopełnić formalności. Biało-Czerwoni mogli już tylko rzucić coś na otarcie łez i tak się stało w ostatnich sekundach.
Reprezentacja Polski przegrała z Francją 24:26. Walczyliśmy dzielnie, jednak w decydującym momencie zabrakło zimnej krwi.