Nowe informacje o zdrowiu poszkodowanej 31-latki z Siecieborzyc. Szpital wydał oświadczenie
Tragedia, do której doszło w grudniu ubiegłego roku w Siecieborzycach, poruszyła całą Polskę. Przypomnijmy, że w rękach 31-letniej pani Urszuli eksplodowała paczka, która okazała się ładunkiem wybuchowym.
Po zdarzeniu kobieta z dziećmi trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. W ciałach mieli odłamki po bombie. Najbardziej ucierpiała 31-latka, której stan określano jako krytyczny.
Pani Urszula opuszcza szpital
18 stycznia zielonogórski szpital wydał oświadczenie, w którym potwierdzono, że pani Urszula po miesiącu leczenia może już opuścić placówkę.
– Zadziałała cała procedura Centrum Urazowego w warunkach SOR ze wszystkimi niezbędnymi specjalistami. Na każdym etapie działaliśmy bardzo sprawnie – powiedział dr n. med. Bartosz Kudliński, kierownik Klinicznego Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii.
"W pierwszych godzinach do akcji wkroczyli też ortopedzi, którzy zajęli się m.in. rękoma poszkodowanej. Następnie oczy pani Urszuli ratowali okuliści, a potem ponownie działali ortopedzi i chirurdzy. Z OIT pacjentka trafiła właśnie na te oddziały" – czytamy.
"Wśród tych, którzy ratowali zdrowie i życie pani Urszuli, należy również wymienić psychologów, diagnostów oraz personel pielęgniarski z CBO i oddziałów. Jeśli do tego doliczyć ludzi, którzy objęli opieką także synka i córeczkę na oddziałach dziecięcych oraz kardiologów, którzy zajęli się babcią, to okazuje się, że w sprawę zaangażowanych było kilkadziesiąt osób" – wyliczają przedstawiciele szpitala.
Dodajmy, że lekarze musieli wyjąć z ciała poszkodowanej m.in. metalowe i szklane odłamki. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", pierwsza operacja trwała osiem godzin. W sumie pani Urszula przeszła kilka operacji. Lekarzom udało się uratować wzrok kobiety. W wyniku wybuchu straciła dłoń.
Wybuch w Siecieborzycach
Paczka nieznanego pochodzenia wybuchła w kuchni jednego z domów w Siecieborzycach w powiecie żagańskim (województwo lubuskie) w poniedziałek 19 grudnia. Jak mówiła później mediom rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Ewa Antonowicz, siła eksplozji była tak duża, że wyrwała drzwi z futryny i wybiła okna.
– Wyszła rozgrzać samochód i wróciła z paczką. To był kwadratowy pojemniczek, jakieś 20 centymetrów na 20. Przeczytała, że zaadresowane jest to na nią. Paczka była zaklejona przezroczystą taśmą. Ona chyba wzięła nożyk i otwierała to, wtedy to wybuchło – powiedziała w rozmowie z "Uwagą" mama poszkodowanej.
– Nie takiej sławy chcieliśmy. To spokojna wioska, specjalnie nic się u nas nie dzieje. To, co się stało, jest nienaturalne dla nas i dla całego społeczeństwa – komentował Emil Poźniak, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Siecieborzycach.
W sprawie wciąż trwa prokuratorskie śledztwo. Nikt nie usłyszał zarzutów i wciąż nie wiadomo, kto dostarczył paczkę z ładunkiem do domu.