Znakomite skoki Polaków w Sapporo. Dawid Kubacki liderem, a Kamil Stoch walczy o podium
- Dawid Kubacki prowadzi po pierwszej serii konkursu Pucharu Świata w Sapporo
- W serii finałowej skakać będzie na Okurayamie trzech polskich zawodników
- Rywalizacja Pucharu Świata wróciła do Japonii po trzech latach przerwy
Karawana Pucharu Świata w skokach narciarskich po weekendzie spędzonym w Zakopanem przeniosła się do dalekiej Japonii, by rozegrać aż trzy kolejne konkursy na słynnej Okurayamie w Sapporo. Rywalizacja zapowiadała się bardzo ciekawie, bo Dawid Kubacki na czele klasyfikacji generalnej ucieka Halvorowi Egnerowi Granerudowi, a Norweg krok po kroku odrabia straty. Wygrał nawet na Wielkiej Krokwi, choć sam przyznał, że triumf należał się Polakowi.
W piątkowych kwalifikacjach znów był jednak najlepszy, po skoku na 138,5 meta zdeklasował konkurencję i potwierdził niebywałą formę. Dawid Kubacki zajął miejsce drugie (133,5 metra) i musiał kombinować, jak wyprzedzić rozpędzonego Norwega. Awans do zawodów wzięło pięciu Polaków: siódmy był Kamil Stoch (130,5 metra), jedenasty Piotr Żyła (128,5 metra), 24. Aleksander Zniszczoł (124 metry), a 45. Paweł Wąsek (116 metrów).
Pierwszy z trzech konkursów w Sapporo - gdzie skoków nie było od trzech lat, bo pandemia sparaliżowała rywalizację w Azji - rozpoczął się od krótkich skoków i długo trzeba było czekać, aż zawodnicy odpalą fajerwerki na Okurayamie. Duża w tym zasługa wiatru, który zniknął zupełnie i nad obiektem zrobiło się bardzo cicho i spokojnie. W tych warunkach Aleksander Zniszczoł uzyskał 114 metrów i stracił szansę na awans do serii finałowej (38. miejsce).
Podobnie jak Paweł Wąsek, który po wysokiej dyspozycji na początku sezonu wpadł w dołek i na razie nie potrafi się z niego wydostać. Skoczek uzyskał 118 metrów i również nie zdołał przedrzeć się do czołowej trzydziestki (33. miejsce). Obaj będą mieli szansę zrehabilitować się w Sapporo w sobotę i niedzielę, skocznię już poznali i teraz czas, by pokazali nam i trenerowi Thomasowi Thurnbichlerowi dalekie skoki.
Kamil Stoch na słynnej skoczni napisał piękną historię, jest jej rekordzistą (148,5 metra) i dobrze się czuje w Japonii. Polak w niezbyt dobrych warunkach skoczył 133 metry i znalazł się na pozycji wicelidera, tracąc 1,9 punktu do Ryoyu Kobayashiego, który na swoim obiekcie uzyskał 135 metrów. I znów nasz mistrz znalazł się w czołówce, do czego zdążył nas w tym sezonie przyzwyczaić. Po pierwszej serii był czwarty i mógł atakować pozycję na podium.
Piotr Żyła, który przepadł w wietrznych zawodach w Zakopanem, tym razem zrobił swoje. Skoczył 131,5 metra i wskoczył do czołowej dziesiątki, co trzeba przyjąć z wielką radością oraz ulgą. Na półmetku był ósmy. Na szczycie skoczni zostało już tylko trzech mistrzów. Anze Lanisek skoczył tylko 130,5 metra, przez co po raz kolejny musiał odrabiać straty do rywali po pierwszej serii. A potem jury weszło do akcji, obniżając belkę najazdową dla faworytów.
Dawid Kubacki i Halvor Egner Granerud po raz kolejny rozpalili kibiców skoków narciarskich. Norweg w pierwszej serii skoczył 130,5 metra i nie miał wesołej miny, znalazł się o 0,7 punktu za liderem z Japonii. Nasz mistrz i lider Pucharu Świata odpowiedział fantastycznym skokiem, uzyskał 137 metrów i został liderem rywalizacji w świetnym stylu. Czy zdoła tym razem obronić przewagę? Seria finałowa rozpocznie się o godzinie 9:07 czasu polskiego.