Eksplozja w Katowicach to nie był wypadek?! Gaz mógł zostać odkręcony celowo, w tle konflikt

Tomasz Ławnicki
30 stycznia 2023, 09:27 • 1 minuta czytania
Dwie osoby zginęły w piątek w wyniku eksplozji gazu w budynku należącym do parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach-Szopienicach. Ofiary to matka i córka. Kobiety były zameldowane w jednym z mieszkań na probostwie. Do tej pory wszyscy byli przekonani, że przyczyną wybuchu była awaria instalacji. Doniesienia "Faktu" rzucają na to wydarzenie nowe światło.
Eksplozja w Katowicach to nie wypadek? Gaz mógł zostać odkręcony celowo Fot. Andrzej Grygiel/East News

Potężna eksplozja w piątek ok. godz. 8.30 wstrząsnęła katowicką dzielnicą Szopienice. Wybuch całkowicie zniszczył budynek należący do tamtejszej ewangelicko-augsburskiej Parafii Zbawiciela przy ul. Bednorza 20. W chwili eksplozji w budynku przebywało dziewięć osób, siedem wydobyto spod gruzów, cztery z nich trafiły do szpitala.

Dwie kolejne osoby były przez kilka godzin poszukiwane w gruzowisku. Jak przekazał ratownikom wikary parafii, były to dwie kobiety, matka i córka zameldowane w jednym z mieszkań na probostwie. W godzinach popołudniowych strażacy najpierw odnaleźli ciało starszej kobiety, później pod gruzami znaleziono zwłoki drugiej z kobiet.

Ofiary to 69-letnia matka i 40-letnia córka. Wiadomo, że 75-letni mąż i ojciec w wyniku odniesionych obrażeń trafił do szpitala. Dziennik "Fakt" rzuca nowe światło na te tragiczne wydarzenia. Według jego ustaleń do wybuchu mogło dojść nie w wyniku awarii, a w rezultacie celowego rozszczelnienia instalacji. W tle jest konflikt między ofiarą a parafią.

Jak pisze dziennik, 69-letnia Halina D. to była kościelna, która przez długie lata toczyła spór sądowy z parafią. "W 2016 r. parafia rozwiązała umowę z panią Haliną. Domagała się, by państwo D. opuściło mieszkanie, bo było przez nich zajmowane bez opłacania czynszu" – relacjonuje "Fakt".

Zadłużenie miało wynosić kilkadziesiąt tysięcy zł. W grudniu ubiegłego roku rodzina kościelnej miała zawrzeć z parafią ugodę sądową, zobowiązując się do spłaty długu i regularnego uiszczania czynszu. Jednak i tak nie płacili.

– To było wszystko na papierze, najemcy nie regulowali w dalszym ciągu należności – mówi "Faktowi" proboszcz, ks. Adam Malina. W związku z tym parafia jeszcze raz wystąpiła, by lokatorzy dobrowolnie opuścili mieszkanie. Rodzina D. jednak nie reagowała. Wiadomo jednak, że nie miała dokąd pójść. Wniosek o mieszkanie komunalne w Katowicach spotkał się z odmową, bo rodzina nie spełniała kryteriów.

Ale jest i druga strona medalu. 69-latka, również na drodze sądowej, domagała się od parafii wypłacenia zaległych składek emerytalnych. Kiedy kościelna nabyła prawa emerytalne, okazało się, że parafia nie odprowadzała za nią składek. Najpierw Sąd Okręgowy w Katowicach przyznał jej rację, jednak później Sąd Apelacyjny oddalił jej roszczenia. "Ta sprawa jeszcze bardziej skomplikowała relacje" – przyznaje gazeta.

Proboszcz Adam Malina przyznał, że tuż przed katastrofą w budynku czuć było ulatniający się gaz. Księża wezwali gazownika, który zdążył zakręcić główny zawór i miał zacząć przegląd instalacji w mieszkaniach. Nie zdołał jednak rozpocząć przeglądu, bo nastąpiła eksplozja.

Katowicka Prokuratura Okręgowa przyznaje, że śledztwo ws. tej tragedii jest na razie na wstępnym etapie. Jednym z kluczowych świadków ma być mąż kościelnej. 75-letni mężczyzna nie został jeszcze przesłuchany, przebywa w siemianowickiej oparzeniówce.