Lewicka: PiS walczy o utrzymanie władzy, ale jednocześnie się zabezpiecza: finansowo i prawnie

Karolina Lewicka
30 stycznia 2023, 10:11 • 1 minuta czytania
PiS nie składa broni, wręcz przeciwnie: gromadzi amunicję. PiS nie poddaje się defetystycznym nastrojom, lecz stale nawołuje do ataku. PiS nie gasi ducha, ale go żarliwie roznieca.
Lewicka: PiS zabezpiecza się na wypadek przegranej w wyborach Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Prezes, wciąż rehabilitowany po operacji kolana, nie mogąc spotkać się z mieszkańcami Rzeszowa, śle do nich list, a ci z niego dowiadują się, że "zwycięstwo PiS jest potrzebne Polsce" i że – to clou – "PiS ma poważną szansę na wygranie tych wyborów".


Tyle że rzeczywistość skrzeczy i przy Nowogrodzkiej słyszą te kroki przeznaczenia. Muszą się liczyć z porażką, bo czytają sondaże. Na pewno nie wywieszą białej flagi i nie oddadzą pola opozycji, ale równolegle do brutalnej i bezpardonowej walki o utrzymanie władzy, która już trwa, toczy się inny proces – będący zwykle zwiastunem klęski. To zabezpieczanie sobie przez PiS tyłów: na wypadek konieczności odwrotu. 

Jarosław Kaczyński chciałby móc powiedzieć Donaldowi Tuskowi tak, jak rzekł w Moskwie Gomułka Mikołajczykowi: "Władzy, raz zdobytej, nie oddamy nigdy". Ale nie stoją za nim radzieckie bagnety, a procesowi wyborczemu w Polsce przyglądać się będą bacznie Bruksela i Waszyngton.

PiS szykuje się na przegraną?

Jeśli Kaczyński przegra, będzie musiał odejść, choć niewykluczone, że nie dane nam będzie aksamitne przekazanie władzy – PiS będzie chciał naprędce stworzyć jakiś mit na przyszłość, mit ukradzionego zwycięstwa czy sfałszowanych wyborów à la Donald Trump, by zachować żywotność w opozycyjnych ławach i skonsolidować rozczarowany przegraną swój elektorat.

Poprzedni mit, smoleński, jest już bowiem mocno sfatygowany i silnie zwietrzały. Jednak w końcu odejdą, choćby i w konwulsjach. I na ten właśnie moment PiS się już szykuje.

Przygotowania idą dwoma torami: prawnym i finansowym. 

Istnieje dla PiS-u poważne ryzyko rozliczenia ich ośmioletniej działalności przez następców. Tuż po swoim powrocie do Polski, Tusk zadeklarował, że "bez rozliczenia zła spokój społeczny będzie niemożliwy" i nieustannie to powtarza. Posadzenia polityków Zjednoczonej Prawicy na ławie oskarżonych chcą ludowcy, lewica i Polska 2050, czyli wszyscy.

Stąd PiS pieczołowicie zaszywa w różnych aktach prawnych przepisy na swoją bezkarność. To ustawa, wprowadzająca abolicję dla wszystkich tych samorządowców, którzy bez podstawy prawnej, czyli nielegalnie, przekazali dane wyborców Poczcie Polskiej w niedoszłych do skutku wyborach kopertowych.

Była to reakcja na prawomocny wyrok skazujący dla wójta gminy Wapno z lipca 2022 roku – projekt ustawy trafił do laski marszałkowskiej w październiku, następnie został poprawiony i uchwalony na początku grudnia. Dane wyborców przekazywali wyłącznie włodarze związani z PiS-em, reszta odmówiła.

Kolejna rzecz: słynne w ostatnich tygodniach "lex Lotos", nowela kodeksu spółek handlowych, która ma zagwarantować spokojny sen prezesowi PKN Orlen. Chodzi o budzącą coraz więcej poważnych wątpliwości fuzję Orlenu z Lotosem i sprzedaż części majątku gdańskiej firmy Saudyjczykom.

Ponieważ w grę mógłby wchodzić zarzut działania na szkodę jednej lub obu spółek, PiS uzupełnił kodeks o zapis, że jeśli członek rady nadzorczej lub członek zarządu działa "w granicach uzasadnionego ryzyka gospodarczego", to "nie ponosi winy". Pojemność i nieprecyzyjność kategorii "uzasadnione ryzyko gospodarcze" w zasadzie zwalnia od odpowiedzialności kierownictwo obu firm.

Dodajmy, że to już druga zmiana w prawie korzystna dla Daniela Obajtka. Pierwszą była nowelizacja ustawy o kontroli niektórych inwestycji. Ewidentnie prezes Orlenu, jako osoba niegdyś już inkryminowana, skutecznie zabezpiecza się przed powtórką z rozrywki.

Zaś najnowszym przykładem rozwiązań prawnych ubezpieczających PiS jest nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego, która ma chronić samego Kaczyńskiego. Chodzi o przegrany proces z Radosławem Sikorskim. Ponieważ prezes PiS-u nie wykonał wyroku, czyli nie przeprosił europosła, sąd nieprawomocnie przyznał Sikorskiemu kwotę ponad 700 tysięcy zł na pokrycie kosztów opublikowania tych przeprosin.

Dzięki uchwalonej w czwartek noweli Kaczyński będzie się mógł wykpić grzywną do 15 tys. zł i publikacją przeprosin w… Monitorze Sądowym i Gospodarczym. Można się spodziewać, że w ciągu najbliższych ośmiu, planowanych do wakacji, posiedzeń Sejmu, PiS zdoła jeszcze wprowadzić do polskiego porządku prawnego jakieś przepisy na swoją rzecz. 

Miliony dla "swoich"

Drugi obszar działalności PiS-u to finansowe transfery do osób oraz instytucji z obozem władzy związanych. Bo jeśli przed PiS-em lata chude, to trzeba zgromadzić odpowiednie zapasy. Skala tego procederu jest jednak trudna do oszacowania, choć z pewnością ogromna.

Media co rusz donoszą o milionach złotych dla "swoich", przekazywanych różnymi drogami. Np. poprzez "fundacje", które pozakładali działacze Zjednoczonej Prawicy lub ich krewni czy znajomi. Np. bulwersująca w ostatnich dniach sprawa fundacji Polska Wielki Projekt, która otrzymała od resortu edukacji 5 mln zł na zakup od Ministerstwa Aktywów Państwowych zabytkowej willi na Mokotowie.

Powtórzmy: za państwowe pieniądze kupiono od państwa nieruchomość, którą już po pięciu latach będzie można wykorzystać w celach komercyjnych, czyli na niej zarabiać. Ewidentnie jest to uwłaszczenie się na majątku państwa. 

Inny kanał: nagrody. Np. kierownictwo ministerstwa finansów, odpowiedzialne za Polski Ład, otrzymało w ubiegłym roku 15 mln zł nagród. Dalej: reklamy. Rząd ogłasza się tam, gdzie potrzebuje ulokować państwowe pieniądze, np. w przedsiębiorstwach Tadeusza Rydzyka. Za promocję służby wojskowej telewizja Trwam otrzymała od MON 700 tys. zł. Dodajmy, że to skromny ułamek środków jakie od 2015 roku płynęły do Torunia.

Dalej: dotacje. Np. 2,7 mld zł dla mediów publicznych, przyjęte ostatecznie w czwartek przez Sejm. Te środki idą choćby na gigantyczne wynagrodzenia dla funkcjonariuszy medialnych, tworzących propagandę. Oni też muszą się zabezpieczyć na wypadek konieczności opuszczenia budynków przy Woronicza i placu Powstańców Warszawy – nie wszyscy zmieszczą się w tygodniku "Sieci" czy telewizji Republika. Aż do wyborów trwać będzie ów drenaż publicznej kasy, a im bliżej jesieni, tym większa będzie łapczywość.

Wprawdzie przed wyborami w 2015 roku Jarosław Kaczyński przekonywał, że "do polityki nie idzie się dla pieniędzy, a kto chce swoją pozycję polityczną spieniężać, musi odejść", ale myśl tę należało zrozumieć odwrotnie, bo cała działalność PiS-u polega na bezprecedensowym tuczeniu się publicznym groszem. 

Jeżeli pod koniec lata sondaże będą wskazywać nieuchronną porażkę PiS-u, spodziewam się jeszcze jednego: zacierania śladów. Następcy mogą zastać wyczyszczone dyski, niekompletne dokumenty.

Przypomnę, że dwa dni po przegranych w 2007 roku wyborach ówczesny premier Kaczyński wydał zarządzenie regulujące sposób archiwizacji oraz niszczenia dokumentów w ABW. Tłumaczono, że to decyzja będąca konsekwencją znowelizowanego wcześniej prawa, ale podejrzenie, że może ona służyć np. pozbyciu się dowodów nielegalnych operacji służb specjalnych, zawisła w powietrzu.

Tym razem PiS ma na sumieniu dużo więcej grzechów niż w 2007 roku, dlatego nie cofnie się przed niczym, byle tylko ratować swoją skórę.