Po tym seansie Pamela Anderson będzie dla ciebie inną osobą. Film Netfliksa jest pełen niespodzianek
- Reżyserem "Pamela: Historia miłosna" jest Ryan White, który ma na koncie takie dokumenty jak m.in. "The Keepers", "Sprawa przeciwko ósemce" czy "Dobranoc, Oppy".
- W najnowszym filmie ukazuje sylwetkę Pameli Anderson na jej warunkach. Obecnie 55-letnia Kanadyjka opowiada w nim m.in. o traumatycznym dzieciństwie, nieudanych małżeństwach i zawrotnej karierze, którą zniszczyła afera z seks-taśmą. Są też w jej historii przyjemniejsze rzeczy, a nawet swoisty happy end.
- Dokument możemy obejrzeć na Netfliksie. Czy warto? Jeszcze jak! Nawet jeśli nie jesteśmy fanami Pameli.
Pamelę Anderson kojarzymy z okładek "Playboya", "Słonecznego patrolu" i skandali, ale jeśli nie śledziliśmy wywiadów i nie czytaliśmy biografii, to nie wiemy o niej praktycznie nic. A znamy ją wszyscy. Czy na pewno? Po tym dokumencie odkryjemy ją na nowo i polubimy – wydaje się naprawdę fajną i inspirującą kobietą, co może się wydawać nieprawdopodobne, bo ogólnie raczej nie ma dobrej sławy.
"Pamela: Historia miłosna". Dokument ukazuje traumatyczną przeszłość aktorki i supermodelki
Film ma nastrój, że tak powiem, stonowany – wbrew temu, jak zwykle wyglądały (czyt. krzykliwie, sensacyjnie) materiały na jej temat. Odwiedzamy Pamelę Anderson w jej rodzinnym domu w Kanadzie, gdzie głównie siedzi sobie w sweterku i opowiada o życiu. I bynajmniej nie jest to nudne, ale do formy samego dokumentu jeszcze przejdziemy.
Jej wspomnienia już wcale nie są takie stonowane. Dzieli się historiami, od których ściska w gardle. Była przez kilka lat molestowana przez opiekunkę, którą uwielbiali rodzice, bo przynosiła im prezenty. Gdy miała 12 lat, zgwałcił ją 25-latek. Nie powiedziała o tym nikomu – nawet mamie, bo nie chciała jej dokładać zmartwień. Ciągle płakała z powodu swojego męża-alkoholika, który stosował wobec niej przemoc.
Te traumatyczne przeżycia przełożyły się na to, że w późniejszym wieku była nieśmiała i wstydziła się swojego ciała. To kolejny szokujący wątek, który nigdy nie przyszedłby nam do głowy. Paradoksalnie to właśnie pierwsze sesje w "Playboyu" pozwoliły jej dopiero poczuć się pewnie i być dumną ze swojego ciała.
W trakcie pierwszej sesji pomyślała sobie: "Mam dość przeszłości, przez którą czuję się taka niepewna. To moje więzienie. Muszę się z niego wydostać. Już w trakcie pierwszego zdjęcia czułam się, jakbym skakała z mostu i spadała prosto... jakby coś pękło. Pierwszy raz poczułam, że się uwolniłam".
Nie chcę oczywiście streszczać i opowiadać całego dokumentu, ale podać tylko kilka przykładów tego, jak mało o niej wiemy i jak mamy ogólnie mylne pojęcie o świecie. Pameli Anderson nie podoba jej się własne ciało? Wolne żarty! A jednak prawda może być inna. Takich momentów jest tu wiele. Również w związku z jej seks-taśmą z Tommym Lee – byłym mężem, z którym ma dwójkę dzieci (Brandona i Dylana).
Po wycieku seks-taśmy z Tommym Lee kariera Pameli Anderson legła w gruzach
To następna rzecz, którą dokument wywraca do góry nogami. Seks-taśmy są teraz czymś nie tyle powszechnym, co "normalnym" w showbiznesie. Niektórym nawet pomagają się wybić, więc są też i tacy, którzy robią kontrolowane wycieki. W przypadku Pameli i Tommy'ego było inaczej – nie dość, że była to jedna z pierwszych, o ile nie pierwsza, seks-taśma z celebrytami (jej syn przyznał, że to też pierwszy viral), to zniszczyła jej karierę i małżeństwo.
Pamela przyznała, że byli w sobie tak szalenie zakochani, że spędzali czas nago, a że Tommy Lee lubił wszystko nagrywać (to też jest obecnie powszechne wśród influencerów, ale w latach 90. muzyk Motley Crue był pod tym względem pionierem), to uwiecznili też swoje figle w łóżku. Dla siebie i nigdy nie miało to wyjść poza obręb ich domu (i sejfu, z którego taśmy zostały skradzione i wrzucone do raczkującego internetu).
O seks-taśmie mówili wtedy wszyscy, a paparazzi nie dawali im żyć. Razem z mężem próbowała z tym walczyć, ale nie było to łatwe, bo po pierwsze trudno usunąć coś kompletnie z sieci, a po drugie, jak usłyszała w sądzie, już wcześniej pokazała wszystko, więc jaki ma problem?
Nawet zarzucono jej, że sami wypuścili film porno. Tyle tylko, że w tamtych czasach oboje byli na topie, a za jego rozpowszechnienie nie dostali ani centa (choć założyciel "Penthouse'u" proponował 5 mln dolarów za prawa). Nawet nie chcieli, bo to by oznaczało, że dają zielone światło.
Pamela wyjaśnia, że nagie zdjęcia do "Playboya" to coś zupełnie co innego, bo się na nie zgadzała. Za to wiedząc, że miliony ludzi oglądają ją w tak intymnych okolicznościach, czuła się jak wtedy, gdy została zgwałcona. Do tej pory tego nie przepracowała. W filmie jest pokazany moment, gdy syn opowiada jej o zeszłorocznym serialu "Pam i Tommy" – gdy usłyszała, że złodziej taśm jest wybielany, to aż jej się zrobiło słabo.
Temat jej ciała i piersi też rzecz jasna został poruszony. W końcu mówimy o Pameli. Z jednej strony widzimy całkiem sporo starych materiałów z sesji zdjęciowych, ale z drugiej strony główna bohaterka zastanawia się, dlaczego tak wszystkich ekscytował jej biust. "Nie wiem, co w tym ciekawego" – przyznała.
Pamela Anderson nigdy nie chciała, by patrzono na nią przez pryzmat jej piersi
Sprawa tego, dlaczego mężczyznom podobają się kobiece piersi, jest o wiele bardziej złożona, ale z taką seksualizacją jej ciała i mizoginią próbowała walczyć przez całe życie. W dokumencie pokazane jest kilka wywiadów ze znanymi i raczej myślącymi prowadzącymi (np. David Letterman, Jay Leno), którzy wypytywali ją o implanty i ogólnie z tego żartowali.
Teraz patrzy się na to z zażenowaniem. Na szczęście trochę się od tamtego czasu zmieniło, choć są pewne wyjątki wśród dziennikarzy starej daty (także w Polsce, vide żarciki w programie Kuby Wojewódzkiego czy ten skandaliczny wywiad z aktorką z "365 dni"). Wtedy jednak to było normą, a że nie chciała kłamać lub pokazywać, że jest słaba, odbijała piłeczkę, ale okazało się to błędnym kołem.
Pamela Anderson z żalem mówi, że zawsze chciała zrobić coś, co będzie ciekawsze dla ludzi, ale wszystkich interesowało jedno (nawet w trakcie konferencji na festiwalu w Cannes wypytywano ją o życie prywatne, a nie film "Żyleta"). Coś, co pozwoliło osiągnąć jej sławę, stało się równocześnie jej przekleństwem. Skandal z seks-taśmą już ostatecznie przybił jej najgorsze etykietki i pogrzebał karierę.
Jako dawna gwiazda powróciła jednak jako aktywistka pro-zwierzęca współpracująca z PETA. Postanowiła wykorzystać swój wizerunek do czynienia dobra i była w tym naprawdę dobra. Kiedyś udało jej się, choć trudno w to uwierzyć, przekonać samego... Władimira Putina, by zdelegalizował import produktów z fok do Rosji (napisała do niego list). Za jej działalność na rzecz zwierzaków należy jej się ogromny szacun.
W filmie poznajemy mało znaną twarz Pameli Anderson. To "Żyleta", ale i romantyczka.
Jeżeli dotrwaliście do tego momentu, to pewnie myślicie, że to dokument z użalającą się milionerką (swoją drogą przyznała, że nie dostawała kasy od "Playboya" i wcale nie była bogata jak inne gwiazdy Hollywoodu), która nie zna życia. Nie do końca tak jest – Anderson chciała wreszcie opowiedzieć o tym wszystkim ze swojej perspektywy. Do tej pory "wyręczały" ją tabloidy, a do tego w zeszłym roku powstał serial o niej, ale bez niej. Nie uważa się też za ofiarę.
Dokument, jak to dokument, ma gadającą głowę Pameli, a także kilka wypowiedzi jej synów i matki. Jest w nim też od groma archiwalnych materiałów i wywiadów z mediów, ale nie tylko. Dużą część narracji stanowią jej szalenie osobiste pamiętniki z młodości, w których pieczołowicie i bardzo literacko (nie dziwie się, że zostaną wydane) spisywała swoje uczucia, przemyślenia i doświadczenia.
Aktorka i modelka na potrzeby filmu wyciąga też z pudeł stare kasety, by je obejrzeć i skomentować. Niby nic odkrywczego, ale w kontekście wiadomych wydarzeń (swoją drogą – mówi, że nigdy nie widziała swojej seks-taśmy), stanowi to trafny zabieg. Czasem musi przerywać oglądanie, bo wracają dawne wspomnienia. A w nich Tommy Lee.
Choć muzyk nie wypowiada się we własnej osobie w dokumencie, to jest go całkiem dużo. Trzon w tytule o "historii miłosnej" nie został dodany przypadkowo. Pamela Anderson jest wygadana, dowcipna i że tak powiem świadoma siebie i tego, jak widzą ją ludzie. Jednak pomimo tego, że jest "Żyletą", to jest wrażliwa i bardzo romantyczna. Pisałem, że jest tu mnóstwo szokujących rzeczy.
Dokument Netfliksa jest ponadprzeciętnie zrealizowany i ma w sobie coś z love story.
Niestety tak szybko się zakochuje, tak szybko i odkochuje – stąd też tyle miała na koncie wiele przedziwnych małżeństw. Nikogo jednak nie kochała tak bardzo jak wytatuowanego perkusisty Motley Crue, aczkolwiek możliwe, że trochę idealizuje ich relację i jego samego. Zresztą w filmie jest więcej takich dysonansów – Pamela opowiada o wielu przykrych doświadczeniach z uśmiechem na ustach. Wierzę jednak, że to tylko nerwowy odruch (sam tak mam).
Wracając do Tommy'ego Lee. Rozwiedli się po tym, jak trafił do więzienia za przemoc domową i do tej pory się o nim ciepło wypowiada. Mam wrażenie, że wątek ich rozstania został przedstawiony po łebkach i nie dowiedzieliśmy się wszystkiego, by zrozumieć jej sentymentalny ton. Niemniej jednak związek Anderson-Lee stanowi ważny filar całego filmu i nadaje mu ton love story z nieszczęśliwym zakończeniem.
Happy end jest jednak inny - dotyczy jej kariery i drugiej szansy, jaką niedawno dostała wprost z Broadwayu. Tego już nie będę spoilerował, ale ja byłem przyjemnie zaskoczony, bo o tym kompletnie nie wiedziałem. Film "Pamela: Historia miłosna" trwa dwie godziny, więc udało się w nim upchnąć mnóstwo różnych emocji i tematów (i pewnie wiele pominąć), ale ogólnie rzekłbym, że jest słodko-gorzki z przewagą tego drugiego.
Dokument Netfliksa nie jest kolejnym taśmowo produkowanym filmem o celebrytach. Twórcy nie poszli na łatwiznę i postarali się, by nie skończyło się tylko na usadzeniu Pameli Anderson na krześle i włączeniu przycisku nagrywania. Dwie godziny upływają bardzo szybko, ale na trwałe zmieniają nasz obraz w głowie jej osoby.