Strażnicy znęcali się nad więźniami w Barczewie? Wszystko może wyjaśniać "eksperyment Lucyfera"

Rafał Badowski
03 lutego 2023, 13:41 • 1 minuta czytania
Do bulwersujących wydarzeń miało dojść w zakładzie karnym w Barczewie w województwie warmińsko-mazurskim. Jak informowaliśmy w naTemat, więźniowie z zakładu karnego mieli być torturowani przez strażników. Poprosiliśmy o rozmowę autorkę raportu Rzecznika Praw Obywatelskich w tej sprawie. Zapytaliśmy też o sytuację kilka osób związanych od wielu lat ze służbą więzienną w Polsce.
W zakładzie karnym w Barczewie miało dochodzić do znęcania się strażników nad więźniami. NaTemat dowiaduje się od autorów raportu, co dokładnie działo się w Barczewie. Fot. Agata Pilarska Jakubczak / East News

Podczas niespodziewanej kontroli Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich w zakładzie karnym w Barczewie stwierdzono, że miało dojść do podduszania i podtapiania więźniów przez strażników więziennych. U jednego z osadzonych miało dojść do zatrzymania akcji serca.

O to, co dokładnie działo się w tym więzieniu, zapytaliśmy Justynę Jóźwiak, autorkę raportu KMPT o powyższej sytuacji. To raport z wizyty zakładu karnego w Barczewie, która odbyła się 17-20 października 2022 roku.

Wizyta w Zakładzie Karnym w Barczewie była niezapowiedziana. Takie przedstawiciele RPO podejmują w losowo wybranych więzieniach. I okazało się, że kilka dni wcześniej doszło do bulwersującej sytuacji. – Jeden z osadzonych opowiedział nam, co go spotkało. Wskazał, że po doprowadzeniu go do niemonitorowanego pokoju lekarskiego, znajdującego się na oddziale, został poddany torturom polegającym na podtapianiu (waterboarding), które polegały na sprowadzeniu go siłą do pozycji leżącej, założeniu na jego twarz ręcznika i polewaniu go wodą z miski – mówi w rozmowie z naTemat Justyna Jóźwiak z Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur przy RPO.

– Po powrocie do swojej celi wykonywał ruchy, które świadczyły o tym, że był zmoczony. Następnie na monitoringu z jego celi widać, jak zdjął swoje ubrania i rozłożył je tak, jak rozkłada się mokre ubrania do wyschnięcia. To jedyne oficjalne zgłoszenie, jakie znalazło się w raporcie – dodaje Justyna Jóźwiak. Ponadto, jak dowiaduje się naTemat, w raporcie KMPT znalazły się też zeznania innych osób osadzonych w Zakładzie Karnym w Barczewie, które bały się złożyć oficjalnych zgłoszeń ze względu na swoje bezpieczeństwo. Wobec nich również miało dochodzić do bicia, zastraszania, podtapiania, podduszania (zakładania przez funkcjonariuszy worka na twarz). U jednego z więźniów doszło do zatrzymania akcji serca. Takie sytuacje w więzieniu w Barczewie miały miejsce co najmniej kilka razy. Ponadto, po upublicznieniu raportu, do Biura Rzecznika Praw Obywatelskich zgłaszają się kolejni osadzeni, którzy chcą się podzielić swoim doświadczeniem i opowiedzieć o tym, w jaki sposób byli traktowani w Zakładzie. Sprawa została zgłoszona do prokuratury.

Strażnicy więzienni dopuścili się nadużyć wobec kontrolera z biura RPO?

Ponadto, z listu skierowanego przez prof. Marcina Wiącka do ministra Zbigniewa Ziobry wynika, że funkcjonariusze Służby Więziennej mieli się dopuścić nadużyć wobec jednego z kontrolerów z biura RPO. "Nie tylko spowodowali ewidentne zagrożenie jego bezpieczeństwa, lecz przede wszystkim go poniżyli" – pisze Rzecznik Praw Obywatelskich. Zapytaliśmy o znęcanie się funkcjonariuszy nad osadzonymi osoby związane z więziennictwem w Polsce. – Zaskoczyła mnie ta sytuacja. Powinno zostać przeprowadzone postępowanie wyjaśniające, które określi przyczyny, okoliczności i skutki tego zdarzenia – tłumaczy w rozmowie z naTemat Zygmunt Lizak, były dyrektor okręgowy Służby Więziennej w Krakowie.

Zwraca uwagę na fakt odpowiedzialności funkcjonariusza służby więziennej w takiej sytuacji. – Odpowiada nie tylko za to, że pobił więźnia, ale także za to, że nie zapobiegł danej sytuacji – tłumaczy.

– Proszę zwrócić uwagę, że gdy funkcjonariusz pobije więźnia, odpowiada karnie. Ale gdy więzień pobije funkcjonariusza, wtedy ten słyszy, że wiedział, na co się pisze, gdy szedł tu pracować, że powinien być przygotowany na takie sytuacje – wyjaśnia Zygmunt Lizak.

Na ile jednak sytuacja, jaka miała się wydarzyć w Barczewie, jest powszechna? – Oczywiście, że zdarza się agresja więźniów, ale i strażników. Zakładam jednak, że czasy tępych klawiszy się skończyły. Takie historie mogą się zdarzyć, ale wedle mojej wiedzy nie są nagminne – zaznacza. Pytamy też na ile niskie płace czy nadgodziny w służbie więziennej mogą mieć wpływ na ewentualną frustrację strażników. – Prestiż jest żaden, a kasa taka, że nie każdy by się zdecydował, żeby pracować i to w takich warunkach – mówi Zygmunt Lizak. O zarobkach funkcjonariuszy piszemy szerzej poniżej.

Efekt Lucyfera, czyli wiele mówiący "Eksperyment Więzienny"

Zygmunt Lizak wskazuje w rozmowie z naTemat na specyfikę więzienia, jaka może mieć wpływ na zachowanie zarówno strażników, jak i osadzonych. Chodzi o tzw. Efekt Lucyfera, czyli eksperyment, jaki przeprowadził w swojej pracy naukowej psycholog społeczny Philip Zimbardo, by odpowiedzieć na pytanie, czemu dobrzy ludzie czynią zło. Zimbardo zaprojektował tzw. Eksperyment Więzienny. Zainscenizował zakład karny dla jego uczestników, którzy odgrywali role więźnia lub strażnika więziennego. Metodyka eksperymentu maksymalnie odzwierciedlała rolę zakładu karnego. "Strażnicy" rozebrali "więźniów" do naga, odwszyli przy pomocy aerozolu i zamknęli w celach. Następnie rozpoczęła się tzw. rutyna życia więziennego, w czasie której strażnicy mieli utrzymywać ścisłą kontrolę nad więźniami. Dochodziło do ich buntów, więźniowie opracowali plan ucieczki. Jeden z nich przeżył załamanie nerwowe. Strażnicy dopuszczali się tortur psychicznych i znęcali się nad więźniami. Eksperyment Zimbardo przerwano już po 6 dniach z powodu interwencji psycholog Christiny Maslach. Dostrzegła niszczący wpływ na psychikę osób biorących w nim udział. Należy zwrócić uwagę, że role w nim przydzielono zwyczajnym, zdrowym, pozbawionym cech psychopatii ludziom.

Choć wielu z nas myśli o sobie, że jesteśmy zdrowymi ludźmi, to nauka jest tu bezlitosna. Efekt Lucyfera sprawia, że jesteśmy zdolni do nieludzkiego traktowania innych. Następuje to na skutek czynników społecznych, a nie naszych indywidualnych cech osobowości.

Olkowicz z biura RPO: Wydarzenia w Barczewie mogły mieć miejsce

O opinię w tej sprawie poprosiliśmy też innego doświadczonego pracownika z biura RPO, Krzysztofa Olkowicza, który wcześniej nadzorował Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur (przygotowało raport o wydarzeniach w Barczewie). Pytamy, czy taka sytuacja mogła mieć miejsce, czy jest możliwość pomówienia strażników przez więźniów.

– W takich sytuacjach KMPT prowadzi rozmowy ze skazanymi, ale nie tylko. Zbierane są wszystkie dowody, od razu patrzy się, gdzie w zakładzie karnym są kamery i monitoring może być potem dowodem w postępowaniu – wyjaśnia.

Zwraca uwagę, że w służbie więziennej użycie siły jest kluczowe. – Ma miejsce, gdy brak jego użycia zagraża bezpieczeństwu w zakładzie karnym, ale bicie skazanych nie może mieć miejsca. Jeśli pyta mnie pan, czy sytuacja z podtapianiem i podduszaniem była możliwa, to odpowiadam: tak, niestety była możliwa – ocenia.

– Szkoliłem funkcjonariuszy służby więziennej, uczulałem ich, że jest instytucja skargi i że życzę im, by działali podczas interwencji tak, by nigdy nie musieli kłamać. Jeśli chodzi o dyrekcję zakładu, to trzeba w takich sprawach być całkowicie uczciwym. W kwestii stosowania siły nie może być kompromisu. Ta sytuacja musi być bardzo dokładnie zbadana, tu nie ma miejsca na jakąkolwiek dwuznaczność – podkreśla Krzysztof Olkowicz.

Strażnik więzienny: Mogło dojść do pomówienia przez więźniów

O sprawie rozmawialiśmy też anonimowo ze strażnikiem więziennym, autorem bloga Służba Więzienna Okiem Klawisza. Profil SWOK na Facebooku zrzesza największą liczbę funkcjonariuszy Służby Więziennej w Polsce. Nasz rozmówca podkreśla, że nie zna dokładnie sytuacji, ale broni strażników więziennych w rozmowie z naTemat. Twierdzi, że mogło dojść do pomówienia przez więźniów, co często ma miejsce.

– Po pierwsze skupiłbym się na analizie tych przypadków pod kątem prawdomówności. Znam z autopsji motywy niejednokrotnie pomawianych przez osadzonych funkcjonariuszy – podkreśla. – Oni wiedzą, że pomówiony jest niejednokrotnie zawieszany w czynnościach, przez co jego uposażenie maleje do 50 proc. – zaznacza nasz rozmówca. – Więźniowie często uważają, że strażnicy znęcają się nad nimi, bo zupa ma za mało ziemniaków czy warzyw. I wylewają frustrację na tych funkcjonariuszy, którzy mają z nimi bezpośredni kontakt. Dopatrują się ich winy, mówią, że gdyby wydawane posiłki były w innej kolejności cel, to oni by dostali (lepszą porcję zupy - red.) – przekonuje. Opowiada, że więźniowie potrafią uznać za znęcanie konieczne kontrolowanie ich zachowania w porze nocnej. – Skarżą na przykład to, że zapalamy światło na ułamek chwili, by stwierdzić, czy wszystko jest w porządku – wylicza.

W służbie więziennej brakuje rąk do pracy

Zwraca przy tym uwagę na trudną sytuację służby więziennej jako zawodu. Zauważa, że "teraz za bardzo nie ma komu robić, a nasza góra nie ma pomysłu, jak sobie z tym poradzić. Nowych jak na lekarstwo, a uważam, że to dobra praca, ale trzeba chcieć tam pracować".

Ile zarabiają strażnicy więzienni?

Pytamy o zarobki strażników więziennych. – Myślę, że jakieś 3500-3800 złotych na start. Po paru latach do 5 tysięcy zł na stanowisku oddziałowego. Ludzie są zmęczeni, robią nadgodziny, które finalnie odbierają jako wolne bądź wynagrodzenie – opisuje. Dodaje, że w ostatnich latach przy 30 tysiącach funkcjonariuszy służby więziennej "jakieś 3 tysiące odeszło na emeryturę, a to 10 proc. więcej roboty ze tę samą gażę". – Ci, co są na 15 lat (stary system), rzadko zostają dłużej. Często są wypaleni, zniszczeni czy zmęczeni tą służbą, w której z każdej strony cię atakują, jak nie osadzeni, to przełożeni – dodaje. I wyjaśnia, dlaczego łatwo o pomówienia więźniów. – Pracuje się w pojedynkę zamiast w parach. Później takie pomówienia się zdarzają, bo jest głos jednego funkcjonariusza przeciwko np. kilku osadzonym – opisuje.

O trudnej sytuacji strażników więziennych jako pracowników pisała też w naTemat Daria Różańska. Jej rozmówca zwracał uwagę, że 650 zł podwyżki, którą kilka lat temu dostali strażnicy, to tylko "pudrowanie trupa", a koszmarem jest idąca w setki liczba nadgodzin. – Pracuję na tzw. "ochronkach", czyli mam do czynienia z pedofilami, gwałcicielami, zabójcami. Za przeproszeniem muszę usługiwać osobom, które molestowały, gwałciły swoje wnuczki. Tak naprawdę to jestem od wszystkiego – przez 12 godzin za dnia i tyle samo w nocy... Wtedy głównie pilnuję, żeby nie zrobili sobie krzywdy. Czasami przychodzę rano do domu i patrzę w telefon, czy przypadkiem nie ma trupa na celi – opowiedział Darii Różańskiej Marek, który od kilkunastu lat pracuje w Służbie Więziennej.