Dryjańska: Kto wygra wybory? Niezależnie od wyników, zwycięzcą będzie hejt
"Jak kończą zdrajcy zjednoczonej opozycji? Właśnie tak" – głosił usunięty już tweet przedstawiający spalenie zdjęcia Szymona Hołowni. Autor, który wkrótce po wybuchu zamieszania skasował konto na Twitterze, przybrał nick "Europejski Głos Rozsądku". Komunikat przyklepał hasztagiem #SilniRazem – znakiem rozpoznawczym zwolenniczek i zwolenników Koalicji Obywatelskiej.
Zjednoczenie w płomieniach
Prawdziwy sympatyk KO zaślepiony nienawiścią niczym faszyści, którzy swego czasu powiesili na szubienicy zdjęcia nieprawomyślnych europosłów (a prokuratura Ziobry pogłaskała ich za to po głowach?). Czy może – jak twierdzi w rozmowie z pisowskimi mediami sam Europejski Głos Rozsądku – najemnik na usługach Polski 2050, która chciała stanąć w glorii męczeństwa (a potem mu nie zapłaciła)? Albo – kolejna hipoteza – troll PiS-u, choćby z jakiejś farmy, którego zadaniem jest skłócić konkurencyjne partie i ich elektoraty?
To tylko kilka hipotez, które otaczają to niepokojące wydarzenie. Niepokojące nie dlatego, że jest szczególnie ważne, ale dlatego, że jest symboliczne. To preludium do tego, co będzie rozgrywać się przed jesiennymi wyborami. Fałszywa nuta, która zapowiada ogłuszającą kakofonię. Jedni, pełni samozaparcia, pójdą do lokali wyborczych w każdych okolicznościach, innych stać będzie tylko na zatkanie uszu.
PiS. Hejtuj i rządź
Hejt nie jest wynalazkiem Prawa i Sprawiedliwości, ale to PiS właśnie wyniósł go do rangi oficjalnego narzędzia kampanii wyborczej, a potem sprawowania władzy. Wystarczy wspomnieć o tym, jak rząd zmawiał się do hejtowania nauczycielek, by zdusić ich strajk i pokazać miejsce w szeregu. Maile Dworczyka to jedno, w internecie na gwizdek płakał legion bezradnych kuzynek, porażonych belferską roszczeniowością.
Z innej beczki można przypomnieć pokaz zoopornografii zorganizowany przez ministra Mariusza Kamińskiego po to, by odczłowieczyć uchodźców. Do uczestnictwa w operacji strategicznego zahejtowania prezydenta Komorowskiego w 2015 roku wprost przyznał się jeden z mniej znanych medialnych pupili PiS. To tylko trzy przykłady z brzegu, można byłoby nimi wypełnić cały tekst.
Hejt smoleński. Kroplówka, która uratowała PiS
Najważniejszym jednak przejawem pisowskiego hejtu jest hejt smoleński. To dzięki niemu słabnący niegdyś PiS, którego twarzą do czasu katastrofy był kiepsko oceniany prezydent Lech Kaczyński, nabrał wiatru w żagle. To nie sama śmierć najważniejszych osób w państwie dała partii drugie życie, tylko jej umiejętne wykorzystanie.
Zamiast merytorycznie punktować ówczesną władzę PO-PSL za to, co zrobiła, czego nie zrobiła, a co zrobiła źle, PiS cynicznie i pieczołowicie przyklejał do Donalda Tuska łatkę mordercy, którego – z definicji – można tylko nienawidzić. Wierchuszka PiS dobrze wie, że to był wypadek – dlaczego jednak nie rozhuśtać emocji tych, którzy uwierzą we wszystko, w tym także w to, że samolot, który stracił jedną trzecią skrzydła, może normalnie lecieć dalej? Tak wykuwa się żelazny elektorat, który da swoje poparcie zawsze i wszędzie, nawet mimo licznych afer – w końcu lepiej już popierać złodziei i podglądaczy, niż zabójców.
Hejt wiralowy
Kilka tygodni temu na Facebooku krążyła plotka dotycząca żony jednego z liderów demokratycznej opozycji. Zarzucano jej współpracę z organizacją, o której nie można mówić, że bierze pieniądze od Kremla. Dowody? Przykłady? Świadkowie? Gdzie tam. Radośnie kopiowany wpis niewiadomego pochodzenia hulał bez żadnego trybu i najmniejszego choćby powiązania z faktami. Udostępniali go przejęci zwolennicy konkurencyjnych partii opozycyjnych.
Głosy rozsądku w komentarzach pojawiały się rzadko. Żądanie źródła poczytywano za nudziarstwo i upierdliwość. "Wygląda mi na taką", "jakoś mnie to nie dziwi", "fanatyczka" – mnożyły się komentarze oburzonych. Hejt nie musi nawet mieć związku z faktami, wystarczy, że pasuje komuś do oceny powierzchowności. Media nie informują? Cóż, pewnie zapłacono im za milczenie!
Oskarżenia spod znaku "ponoć"
Właśnie w media – wolne media – uderza mec. Roman Giertych, prawie dwie dekady temu wicepremier w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i przeciwnik Unii Europejskiej, dziś znany krytyk PiS, obrońca obecności Polski w UE i demokracji oraz prominentnych polityków Koalicji Obywatelskiej, typowany nawet przez niektórych na prokuratora generalnego po zmianie władzy.
"Ponoć agencje PR PiS-u płacą ogromne pieniądze za artykuły w wolnych mediach przeciwko Tuskowi, Sikorskiemu, Hołowni lub Trzaskowskiemu. Płatności na kuzynów, znajomych etc. Mają nieograniczony budżet. Ostatnio naczelni z różnych pism mieli spotkanie poświęcone tym przekupstwom" – napisał Giertych. To jest moment, gdy powinny się pojawić nazwiska, lub choćby nazwy redakcji. Jeśli to prawda, to byłoby to niewyobrażalnym skandalem, który należy natychmiast ujawnić.
Nazwisk ani tytułów jednak nie ma. Jest rzucony w powietrze scenariusz, który obciąża wszystkich. Czytaj: jeśli nie machasz pomponami z brokatem w takt muzyki opozycji, to znaczy, że jesteś na usługach PiS. Ciekawa hipoteza niepoparta cieniem dowodu, ale tym bardziej atrakcyjna, bo dająca pole wyobraźni. Każdy może ją rozwinąć we własnym kierunku, łącząc się z innymi we wspólnocie pokrzywdzenia, nieufności, a nawet wściekłości.
Trzeba jednak przyznać, że znać rękę prawnika – małe słówko "ponoć" umieszczone na początku sprawia, że Giertych może napisać wszystko, co mu chęć na klawiaturę przyniesie, a potem z uśmiechem wzruszyć ramionami. On przecież nie pisał o czymś, co dzieje się na pewno, ale o tym, co być może (a być może nie). Hejt na dziennikarki i dziennikarzy już jednak płynie. Ludzie, którzy poparliby partię Jarosława Kaczyńskiego dopiero po ciężkim urazie mózgu, są wpisywani na listę usługodawców gorszych nawet niż różne zależne portale czy PiS Press, bo robiących dobrze władzy w ukryciu.
Czemu to wszystko służy, bo chyba można się zgodzić, że wrogość wobec dziennikarzy jest środkiem, a nie celem? Ta spiskowa narracja ma jednocześnie tworzyć i umacniać żelazny elektorat opozycji, podobnie jak bzdury smoleńskie utwardzały betonowy elektorat PiS. To narzędzie wyborczej mobilizacji.
Czy skuteczne? Pokaże czas. A może już pokazały wewnętrzne badania? Może z racjonalną taktyką nieracjonalności można wygrać tylko wtedy, jeśli przedstawi się własną?
Mówienie o spotkaniach, które ponoć się odbyły, przelewach, które ponoć zostały zrobione i żonach polityków, które ponoć zaangażowały się w tworzenie Gileadu w Polsce, nawet przecież nie stało obok rozkopanych grobów ofiar katastrofy smoleńskiej. Nie ma porównania z zasięgiem machiny rządowej propagandy. To inna planeta niż cały hejtosystem TVPiS, z dziełami typu "Inwazja" czy serialem dezinformacyjnym "für Deutschland" na czele. Jest to jednak zjawisko, z którym zostaniemy po wyborach niezależnie od tego, czy władzę utrzyma PiS, czy zdobędzie ją opozycja.