Michalik: Ludzie stali się przerażający. Gotowi opluć, zniszczyć za nic
Poprzesuwały różne granice, w tym wrażliwości, człowieczeństwa, wartości i kultury. Nie tylko po stronie wyborców PiS, ale i po "naszej" (piszę tak dla ułatwienia, choć nie uważam się za członkinię jakiejś "naszej" strony, nie znoszę chadzać stadami i wiem, że wiele osób tak czuje).
Za przykład tej dewastacji znajomy podał mi wpis w mediach społecznościowych, jakiegoś przeciwnika PiS, który wrzucił zdjęcie redaktora X, z pytaniem "Co o nim sądzicie?". I posypały się komentarze: tłuścioch, grubas, świnia, pączek. Oczywiście nie jest to jedyny przykład.
Sama krytykuję merytorycznie polityków - ale właśnie - krytykuję, polemizuję, nie zgadzam się. To normalne ramy debaty publicznej. Atakowanie na wzór tłuszczy pędzącej z widłami i pochodniami normalne nie jest.
Dotąd takimi metodami posługiwał się PiS, celowo czyniąc z nienawiści narzędzie polityczne do wygrywania wyborów, teraz wielu przeciwników także po nie sięga. Co się z nami Polakami stało? Po stronie fanów demokratycznej opozycji, przynajmniej w internecie rozpętało się piekło równe piekłu agresji i chamstwa PiS.
Gotowi opluć, zniszczyć i zgnoić za nic.
Tłumaczenia tego stanu rzeczy są różne. Mój znajomy od korespondencji, z którym zaczął się dzisiejszy felieton, sam pada regularnie ofiarą zorganizowanego, obrzydliwego hejtu. Jest osobą publiczną, która robi i zrobiła w przestrzeni publicznej wiele dobrego i wszyscy o tym wiedzą, nie zmienia to jednak faktu, że za każdym razem, kiedy jakaś jego śmiała opinia komuś się nie spodoba, czyta setki komentarzy, że się stacza, idzie na dno, jest obrzydliwą larwą, szują i nawet nie człowiekiem.
I, żeby była jasność, nie piszą tego pisowcy, oni w większości dają mu spokój, pewnie dlatego, że widzą, jak jest wdeptywany w ziemię przez "swoich", dla których każdy pretekst do nienawiści, brutalności i chamstwa jest dobry.
W programach telewizyjnych mówi się o tym zjawisku naszego narodowego chamienia różnie. Najczęściej pada wyjaśnienie, że po prostu "ludzie" (czytaj: zwolennicy opozycji) są tak zmęczeni i przeciążeni tym, co się dzieje w Polsce, że kraj idzie na dno, że wydaje się, jakby na PiS nie było mocnych, że rodzi to frustrację i chęć odreagowania.
A ponieważ PiS-owi nic nie można zrobić, agresja zwraca się w stronę "swoich" i byle pretekst jest dobry, żeby się wyładować. Ludzie naprawdę stali się przerażający, straszni. Gotowi opluć, zniszczyć i zgnoić za nic. Za uwagę, pogląd, żart, odmienność.
Gdzie podział się świat, w którym miarą kultury człowieka, ba - miarą człowieczeństwa, był szacunek dla odmiennych poglądów, a inne spojrzenie na sprawy niż nasze własne, nie tylko stawało się powodem dyskusji, ale i fascynowało, ciekawiło, powodowało chęć zapytania, dowiedzenia się więcej?
Kiedy zaczęliśmy być ludźmi chorymi z nienawiści?
Trzymajmy formę. Trzymajmy się wartości
W niepokojący sposób argument, że "trzeba wygrać z PiS ich metodami" staje się wymówką do wszystkiego, usprawiedliwieniem wszystkiego. Także tego, że każdą granicę, którą przekroczyli sympatycy, członkowie i wyborcy PiS, zaczynamy przekraczać i my.
Oczywiście od PiS, który jest niedoścignionym wzorem chamstwa, agresji i przemocy wciąż na szczęście dzieli większość obywateli sporo, ale zmieniliśmy się na gorsze.
Weszliśmy na ścieżkę, na końcu której jest duże niebezpieczeństwo, że mentalnie zmienimy się we wroga, z którym tak żarliwie walczymy. I to byłaby nasza największa porażka.
Nie wypuszczajmy naszych demonów z piwnic, nie pozwalajmy im sobą rządzić. Ból, frustracja, zawód, a czasem nienawiść są i moich i mojego znajomego i moich przyjaciół, widzów i czytelników udziałem, ale nie dajmy się złu. Trzymajmy formę. Trzymajmy się wartości. Nie gubmy swojego człowieczeństwa. Nie poniżajmy, nie wyzywajmy ludzi za byle co - za odmienną opinię…
Nie tylko nie warto, ale jest to dla nas ogromnym niebezpieczeństwem. Bo nawet gdy PiS przeminie, my zostaniemy i będziemy musieli ze sobą żyć.