Plany zabezpieczenia wizyty Bidena na prywatnej skrzynce funkcjonariusza policji?
- Wizyta Joe Bidena w Warszawie i Kijowie to nie tylko historyczne wydarzenie, ale także wyjątkowo skomplikowana operacja logistyczna
- W sprawie przewiezienia prezydenta USA do Polski i Ukrainy konieczna była współpraca kilku służb trzech różnych państw
- Mogłoby się zdawać, że wszystko przebiegło bez zarzutów. Teraz jednak okazało się, że dwóch stołecznych funkcjonariuszy miało przesłać sobie plany na prywatne skrzynki
Plany zabezpieczenia wizyty Bidena na prywatnej skrzynce funkcjonariusza policji?
Z ustaleń przekazanych przez Radio Zet wynika, że dwóch policjantów z Komendy Rejonowej Policji na warszawskiej Ochocie mieli dopuścić się nieprawidłowości. Jakich konkretnie? Według rozgłośni mundurowi przekazali sobie na prywatną skrzynkę pocztową dokumenty związane z planem zabezpieczenia wizyty Joe Bidena w Warszawie.
Dziennikarze podkreślają, że to właśnie odcinek trasy przebiegającej od Lotniska Chopina, przez Ochotę, po centrum stolicy był najbardziej skomplikowany pod względem logistycznym.
Biuro prasowe Komendy Stołecznej Policji krótko odniosło się do zaskakujących informacji Radia Zet. "Plan zabezpieczenia wizyty prezydenta USA miał charakter niejawny i nie był on wysyłany drogą mailową" – czytamy. Rozgłośnia zaznacza jednak, że mogło dojść do przekazania prezentacji z odprawy w dniu wizyty Bidena. Tak czyś siak jest to naruszenie procedur, bowiem żadne wewnętrzne dane policji nie mogą być przekazane na skrzynki mailowe.
Co więcej, z ustaleń dziennikarzy wynika, że nieprawidłowości miały zostać bardzo szybko wykryte przez policyjnych informatyków. Dzięki temu w porę udało się zgłosić sprawę. Teraz ma trwać postępowanie dyscyplinarne przeciw dwóm mundurowym.
Poza opisanym incydentem zabezpieczenie podróży prezydenta zarówno w Kijowie, jak i w Warszawie przebiegło bez większych zarzutów. Do samego końca udało się utrzymać w ukryciu informacje o planach przetransportowania Joe Bidena pociągiem z Polski do Ukrainy.
Jak pisaliśmy w naTemat, prezydent USA w samą podróż pociągiem zabrał ze sobą doradcę ds. bezpieczeństwa Jake'a Sullivana, zastępcę szefa personelu Jen O'Malley Dillon i osobistą asystentkę Annie Tomasini.
Przywódca zaprosił także dwoje dziennikarzy. Tu także obowiązywały ścisłe procedury bezpieczeństwa. Wyróżnieni przedstawiciele prasy nie mogli mieć przy sobie swoich urządzeń, żeby ograniczyć ryzyko m.in. namierzenia ich telefonów.
Musieli także przysiąc, że dochowają ścisłej tajemnicy. O samej podróży mieli dowiedzieć się w piątek. Czekali na mail pt. "podróż na turniej golfowy", który zawierał szczegóły na temat wyjazdu.