Wybuch butli z gazem w garażu. Na miejsce przyleciał śmigłowiec LPR

redakcja naTemat
27 lutego 2023, 15:13 • 1 minuta czytania
W miejscowości Tomice w powiecie wadowickim doszło do wybuchu butli z gazem. Kilka osób odniosło poparzenia. Na miejsce przyleciał śmigłowiec LPR z bazy w krakowskich Balicach.
W Tomicach w powiecie wadowickim doszło do wybuchu butli z gazem. Fot. Tomasz Kudala / Reporter

Do wybuchu butli z gazem doszło w garażu prywatnego budynku. Informację tę potwierdził mł. asp Hubert Ciepły, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie. Jak przekazał, na skutek zdarzenia dwóch mężczyzn jest bardzo mocno poparzonych. To obrażenia drugiego stopnia, które pokrywają znaczną część ciała. Na miejscu trwa akcja ratunkowa, którą prowadzi sześć zastępów strażaków. Pożar nie zagraża sąsiednim budynkom.

Przypomnijmy, że ostatnio doszło do innego, głośnego wybuchu gazu, w wyniku którego niestety były również ofiary śmiertelne.

Wybuch w Katowicach. Ocalały mężczyzna pod nadzorem policji

Potężny wybuch gazu zniszczył budynek plebanii parafii ewangelicko-augsburskiej w katowickiej dzielnicy Szopienice. Od lat trwał tam konflikt pomiędzy proboszczem a byłą kościelną i jej rodziną. Na kilka dni przed tragedią 69-letnia Halina D., 40-letnia Elżbieta D. i 75-letni Edward D. wysłali do mediów list, z którego wynikało, że planują oni rozszerzone samobójstwo. Obie kobiety zginęły w eksplozji, jednak ratownikom udało się wyciągnąć spod gruzów Edwarda D.

List pożegnalny ofiar wybuchu w Katowicach

List, który trafił m.in. do redakcji "Interwencji" dwa dni przed tragedią, ma zaczynać się od słów: "Jeśli ktoś się zastanawia, jak doszło do tej tragedii w Katowicach-Szopienicach to oto kilka słów wyjaśnienia".

W dalszej części autorzy zwrócili uwagę na swoją ciężką sytuację materialną. Przyznano, że zwrócono się o pomoc do księdza ewangelicko-augsburskiego. To u niego zamieszkały i pracowały ofiary, ale miały czuć się przez niego niedoceniane i okradane.

Z listu można dowiedzieć się także, że działania księdza miały doprowadzić do tego, iż ofiary nie mogły liczyć na żadną pomoc i poprawę sytuacji. To podobno przez niego nie doszło do ich spotkania z prezydentem miasta w tej sprawie. Miały problem ze znalezieniem nowego lokum, by wyprowadzić się z terenu parafii.

"Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jedno z nas jest ciężko chore (nowotwór płuc z przerzutami), ale znieczulica działa i nic go nie obchodzi, zresztą czemu miałoby to go obchodzić, skoro nie ma sumienia i każe nam opuścić mieszkanie, nie interesuje go czy trafimy pod most" – czytamy.