Lewicka: Mięso na kartki, robaki w menu. Historia równie śmieszna, co niebezpieczna
To była reakcja na trwającą od kilku tygodni narrację polityków Zjednoczonej Prawicy, w skrócie: Platforma Obywatelska chce nam zabrać z talerzy mięso i zmusić do konsumpcji larw. PO nie pozwoli nam jeździć autami i latać samolotami. PO zakaże nam kupowania nowych ubrań.
Oto ten przekaz w wydaniu samego Jarosława Kaczyńskiego z wywiadu dla tygodnika "Sieci": "Objawia się nam wielkie szaleństwo (…) nasza formacja będzie broniła prawa do wyboru stylu życia, odżywiania się, normalności (…) od nas Polacy nigdy nie usłyszą, że mają ograniczyć jedzenie mięsa, picie mleka, że mają obowiązek zmienić samochód na elektryczny albo nosić dwie koszule czy sukienki".
Ta opowieść to klasyczny fake news. Jednak jego treść nie jest sfabrykowana, czyli zupełnie nowa i nieprawdziwa, stworzona wyłącznie na potrzeby dezinformacji, ale zmanipulowana. A to oznacza silne zniekształcenie prawdziwej treści. W rezultacie otrzymujemy więc karykaturę prawdy. A fakty, które przerobiono na propagandowy użytek, są w tej historii dwa.
Pierwszy to raport z 2019 roku, przygotowany na potrzeby stowarzyszenia C40, zrzeszającego prawie sto miast, w tym Warszawę. Jego celem są działania zmierzające do ograniczenia wzrostu średniej globalnej temperatury. W raporcie sugerowano, że konieczna jest zmiana naszego stylu życia: ograniczenie spożycia mięsa, nabiału, podróży samolotem czy zakupu ubrań. W zasadzie – nic nowego.
Żadna rewolucja
O tym, że musimy przestać traktować świat niczym "pojemnik pełen przedmiotów jednorazowego użytku" i szybko wyzwolić się z "kompulsywnego przymusu kupowania” pisał już Zygmunt Bauman w "Płynnej nowoczesności". Jednak raport był tylko rekomendacją, aktualnie nikt nie szykuje zamachu na schabowego, żeberka i golonkę.
Drugi fakt to decyzja Komisji Europejskiej ze stycznia tego roku, dopuszczająca użycie w produkcji żywności (np. pizzy lub makaronu) mąki ze świerszczy, poprzedzona czterema latami badań, prowadzonych przez Europejski Urząd do spraw Bezpieczeństwa Żywności. To także nie jest rewolucja.
Od dwóch lat możemy kupić larwy mącznika młynarka i owady szarańczy wędrownej, jeśli tylko mamy ochotę na taki właśnie posiłek. Proszek ze świerszczy będzie musiał być wyszczególniony w składzie produktu, na pewno nie zjemy go przez przypadek.
Żyjemy jednak w czasach, w których nie ma już faktów, są tylko interpretacje. W których obiektywne fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwołania do emocji i osobistych przekonań. W których istnieje taki twór jak "alternatywne fakty", a politycy – o czym pisał Matthew d'Ancona w książce "Postprawda" – "czują się zupełnie wyzwoleni z nieco upierdliwych ograniczeń faktami".
Króluje nam nie prawda, ale narracja – chwytliwa, obrazowa i krótka opowieść, mająca łatwą do zapamiętania i opowiadania fabularną strukturę oraz oddziałująca na emocje.
W Polsce znaczenie narracji w polityce podnosił Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego, zarabiający krocie na współpracy z Polską Fundacją Narodową i wieloma innymi podmiotami, zależnymi od obecnej władzy. To on przekonywał, że "na gnających wciąż przed siebie i niemających na nic czasu konsumentów i wyborców, działa już tylko jedno: opowieść, historia, story", a marketing narracyjny okazuje się „najskuteczniejszą techniką”. Opowieść o robakach i mięsie na kartki chwyciła znakomicie.
W lutym Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych poinformował, że zainteresowanie tematem jest "gigantyczne", i to w obu bańkach, zarówno rządowej, jak i tej opozycyjnej: "tematy niejedzenia mięsa, owadów w diecie czy ograniczenia kupowania ubrań były wiodącymi wątkami dyskusji społeczno-politycznej. W dyskusjach dominował sentyment negatywny wobec Rafała Trzaskowskiego i PO. Wiodąca narracja: neokomunistyczne wizje Trzaskowskiego".
Wpis Patryka Jakiego, europosła Solidarnej Polski, poświęcony zagadnieniu, był najpopularniejszą publikacją w polskim Internecie aż przez dwie doby. Temat robaków na talerzu rozchodził się nadzwyczaj szybko i szeroko, co ważne – bez sztucznego wspomagania. Celnie trafił w jakieś polskie lęki przed "lewackim szaleństwem".
Dyskusję na ten temat zainicjował obóz Zbigniewa Ziobry. Ale po chwili do Solidarnej Polski przyłączył się PiS, widać obóz władzy przeprowadził stosowne badania i uznał, że trzeba wskoczyć na tę falę. W ostatni piątek rzecznik PiS-u Rafał Bochenek zainicjował oficjalną "kampanię informacyjną" dotyczącą "rzeczywistego programu PO, który sprowadza się do uderzenia w wolność Polaków, w codzienność Polaków, w tradycję, w normalne życie, prawo do nieskrępowanego wyboru, jak żyć, co jeść, jak i czym podróżować".
W Polskę ruszą mobilne banery ze zdjęciem prezydenta stolicy i "informacjami", co też chce nam on odebrać (loty samolotem, jazdę samochodem).
Już to widzieliśmy
To powtórka z rozrywki. Przed wyborami do PE wiosną 2019 roku PiS zagrał deklaracją LGBT, którą kilka tygodni wcześniej podpisał Rafał Trzaskowski, a której celem było doprowadzenie do rzetelnej edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej w szkołach.
Wtedy też pierwszy był Patryk Jaki, który we wsparciu społeczności LGBT dostrzegł zagrożenie dla… budowy metra. A potem ruszyła lawina dezinformacji. Jarosław Kaczyński straszył "seksualizacją dzieci", a tygodnik "Do Rzeczy" ostrzegał, że nadciąga "dyktatura LGBT".
Dosłownie chwilę wcześniej prorządowy publicysta Jacek Karnowski sugerował, że PiS jak powietrza potrzebuje osi sporu, który postawi po jego stronie większość społeczeństwa. I trafiła się deklaracja LGBT, która –umiejętnie wykorzystana przez bezwzględnych propagandystów PiS-u – dała Kaczyńskiemu paliwo zarówno na kampanię do PE, jak i jesienną bitwę o parlament.
Na nic zdały się wówczas tłumaczenia samego Trzaskowskiego, jak i innych polityków PO, że ochrona homoseksualnej młodzieży nie zagraża naszej kulturze i tożsamości narodowej czy chrześcijańskim wartościom. PiS tę rozrywkę wygrał, opozycja przegrała. Teraz też nie pomagają tłumaczenia polityków PO, że nic im do naszego kotleta i zawartości szafy z ubraniami. Dezinformacyjna machina ruszyła i działa przeciwko opozycji. Na pewno będzie to wiodący temat kampanii wyborczej.
Dlaczego akurat ta narracja aż tak mocno – nomen omen – zażarła? Może dlatego, że mięso jest dla Polaków ważnym elementem ich diety? Statystyczny Polak zjada około 70 kg mięsa rocznie, czyli dwukrotnie więcej niż zaleca WHO. Właśnie z powodu braku mięsa lub podwyżek jego cen wybuchały społeczne bunty w poprzedniej epoce.
PiS zresztą gra tymi skojarzeniami, straszy "kartkami na mięso" i że z jego dostępnością będzie gorzej niż za czasów gen. Jaruzelskiego. A może chodzi o umiłowanie wolności, tu wolności wyboru stylu życia, a PiS trafił swą opowieścią w nasze lęki, że ktoś (Unia Europejska, opozycja) będzie nam czegoś zakazywał, a do czegoś innego zmuszał?
A może to po prostu klasyczna teoria spiskowa, a te rozprzestrzeniają się przecież jak wirus? Tym bardziej że spiskowemu myśleniu sprzyja frustracja czy poczucie utraty kontroli nad własnym życiem, a właśnie tego doświadczamy w ostatnich latach, wypełnionych pandemią, inflacją i nieodległą od naszych granic wojną.
Poza tym jesteśmy szalenie nieufnym społeczeństwem, a takie w niewinnych zdarzeniach dopatruje się ukrytych znaczeń, doszukuje ataków i podstępnych knowań złego świata – w tym przypadku liberalnych, lewackich czy wręcz komunistycznych elit (Łukasz Mejza nazwał Trzaskowskiego "pomiotem marksizmu").
Jakie cele ma PiS?
Tymczasem PiS za pomocą robaków osiąga kilka politycznych celów.
Po pierwsze, mocno uderza w wizerunek Rafała Trzaskowskiego. To cieszący się największym zaufaniem polityk opozycji, prawdopodobny kandydat PO na prezydenta w 2025 roku, dający swojej macierzystej partii dużą szansę na wyjście poza twardy elektorat. Na pewno jeden z kluczowych graczy przed jesiennymi wyborami.
Po drugie, kompromituje kryzys klimatyczny. Poważne wyzwania, jakie stoją przed Polską w związku z koniecznością dokonania transformacji energetycznej (którą to PiS od lat sabotuje), sprowadza do idiotycznych haseł o możliwości posiadania dwóch bluzek w szafie.
Po trzecie, zohydza konkurentów politycznych. Łączenie ich z robakami ma wzbudzić wstręt wyborców. Wstręt to silna emocja, jedna z najsilniejszych. Nie bez powodu Jarosław Kaczyński – strasząc przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku uchodźcami – skleił ich z pasożytami i pierwotniakami. Opozycja ma się teraz kojarzyć z wijącymi się, tłustymi i białymi larwami.
Bagatelizowanie narracyjnej ofensywy PiS-u (czyli wzruszenie ramionami na lansowane przez PiS bzdury połączone z przekonaniem, że rozum zwycięża) może się źle skończyć dla opozycji. Idiotyzmy? Oczywiście, ale jakże politycznie skuteczne i wyborczo wydajne! Bo zanim prawda włoży buty, to kłamstwo już dwa razy obiegnie kulę ziemską.